Rodzina to i kłopoty, jak mówi stare przysłowie. Jadwiga, dorastająca w małej wsi pod Krakowem, od dziecka marzyła, by wyrwać się stąd. Nie widziała w sobie rolniczki, piecarki ani pasterki. Gdy skończyła szesnaste lat, spakowała się i ruszyła w podróż. Kupiła bilet do Łodzi i przysięgła sobie Już nigdy nie wrócę do tej zapomnianej wsi, cokolwiek się stanie.
W Łodzi dostała się do technikum. Dostali jej pokój w akademiku. Po dwóch latach podjęła pracę zgodną ze specjalizacją operatorka żurawia wieżowego.
Czas na małżeństwo. Przez trzy weekendy Jadwiga chodziła z koleżankami na tańce w miejskim parku. Tam poznała Krzysia. On także szukał partnerki do tańca, więc nie zwlekali z formalnościami od razu poślubili się w Urzędzie Stanu Cywilnego.
Wysłała list do rodzinnego gospodarstwa: Mamo, tato, biorę ślub! Przyjeżdżajcie!. Rodzice nie mogli przyjechać właśnie wydali ślub starszej siostry i nie mieli co stracić. Matka odpisała: przyjedziemy później, by zobaczyć wnuki. Ślub odbył się, a codzienność ruszyła pełną parą.
Mieszkali w małym, trzypokojowym domu: Krzysiu, jego matka, siostra z synkiem, brat z żoną i Jadwiga wszyscy razem pod jednym dachem. Krzysiu i Jadwiga byli szczęśliwi, choć zostali przydzieleni do najmniejszej komórki. Teściowa lubiła synową była spokojna, pracowita i nie gadała zbędnych słów. Synowa szczęśliwie trafiła na kochanego męża, a w domu teściowej było już pięcioro dzieci. Dwie córki zamieszkały osobno z mężami.
Najmłodsza z córek, Basia, sprawiła sporo kłopotów. W podólce urodziła chłopca. Mąż wydawał się być odpowiedni, ale nagle zniknął bez słowa, zostawiając jedynie wspomnienia. Krzysiu musiał odebrać siostrę i dziecko ze szpitala. Wtedy pielęgniarka rzuciła żartobliwie: Teraz będziesz cały czas wychowywać bratanka. Wszyscy się roześmiali.
Tak żyli wspólnie, pracowali, a napięcia zaczęły narastać, gdy Krzysiu przywiózł do domu swoją żonę. Basia od razu poczuła wrogość wobec Jadwigi. Przyjechała z jakiegoś ciemnego zakątka i wzięła sobie tego chłopaka! chrzęściła z zazdrością. Jadwiga nie wdawała się w konflikty, milczała, a teściowa namawiała: Nie gniewaj się na Basię, ona po prostu zazdrości, bo jest samotna i pechowa. Jadwiga trzymała język w ryzach, a gdy Basia obrażała własną matkę, Jadwiga broniła ją, wycierając łzy przy kuchennym stole.
Wkrótce po tym, w wyznaczonym terminie, u Jadwigi urodziła się córka Lila. Matka z euforią zanurzyła się w macierzyństwie. Basia jeszcze bardziej się rozgniewała i codzienne kłótnie zamieniły się w otwarte spory. Jadwiga, niczym lwica, ruszała w obronę swojego dziecka. Kiedy nie wytrzymała, zwróciła się do męża. Krzysiu, nie zastanawiając się, podszedł do Basi z żelazkiem w ręku. Na szczęście trafił w nie. Basia od tego czasu ucichła, choć wciąż przyjmowała kochanków i zostawiała synka Dima pod opieką matki.
Dima był dla Basi ciężarem. Oskarżała go o własną samotność. Pewnego dnia, w gniewie, Jadwiga wykrzyknęła: Zajmij się swoim synem! Rośnie tu mały bandyta!. Rzeczywiście, Dima był wywrotowy kradł pieniądze babci, hulalił w szkole, zawsze miał w kieszeni drobne monety. Miał dopiero dziewięć lat.
Basia wymyślała wymówki: Chciałabym wyjść za mąż, a potem zająć się Dimą. Zmęczyło mnie leżenie w zimnym łóżku! Ty z mężem śpicie w objęciach!. Kiedy rodzice Jadwigi przyjechali zobaczyć wnuczkę Lila, byli przerażeni ciasnotą i hałasem w domu. Ojciec rzekł: Jadwigo, wróć do rodzinnego domu, bo tu jesteś na krawędzi rozpaczy. Matka szepnęła jej do ucha: Wróć, bo Wiktor wciąż zagląda na podwórko, a on przywita cię i Lile z radością. Nie zapomnij, po co przyjechałaś do miasta, jeżeli nie chcesz wracać do rolników.
Jadwiga trzymała się dalej, licząc na lepsze jutro. Po trzech latach od pracy w fabryce Krzysia, dostali własne mieszkanie. Szczęście przelewało się po brzegi! niedługo urodził się ich syn Michał. Rodzina przeprowadziła się do własnego gniazdka. Było puste i chłodne, ale już domowe.
Po roku zmarła matka Krzysia. Basia po stracie przybrała siwe włosy, żałowała za swoje okropne zachowanie, płakała przy grobie, zamykała bramę i siedziała na ławce, patrząc w dal. Mówiła sobie pod nosem: Nie zamykaj bramki, bo zostaniesz w niej uwięziona. Odpowiadała: Nie obchodzi mnie. Z czasem ból przybłagł i życie toczyło się dalej.
Basia znalazła poważny związek i zbliżała się do ślubu. Zaprosiła Jadwigę do swojego domu na herbatę. Rozmawiali, śmiali się, a kiedy Jadwiga wstawała, Basia zatrzymała ją: Poczekaj, Jadweczko, chcę cię przeprosić. Byłam zazdrosna, ale teraz widzę, iż kochasz Krzysia naprawdę. Jest wam dobrze, a ja cieszę się. Jesteś dla mnie najcenniejszą osobą na świecie. Jadwiga była zdumiona, uśmiechnęła się i pochwaliła: Jakże piękna jesteś teraz, Basia!. Basia uśmiechnęła się smutno i pocałowała Jadwigę w policzek. Zszokowana, Jadwiga ruszyła do domu.
Rankiem młodszy brat Krzysia zadzwonił: Krzysiu! Basia nie obudziła się! Zmarła we śnie. Miał 37 lat, chorobę serca. Została pochowana przy matce w jednej ogrodzce.
Rok po jej śmierci na jej grobie pojawiały się świeże kwiaty przynosił je jej nieukarany narzeczony. Potem zastąpił je sztucznymi różami, bo prawdziwe więdły na zawsze.
Został Dima, półsierota, miał 14 lat. Szukano mu nowego domu. Odnaleźli ojca, ale miał nową rodzinę i nie miał miejsca dla syna. Wszyscy chcieli go wysłać do domu dziecka, twierdząc, iż jest trudny i niespokojny. Krzysiu postanowił inaczej: Nie ma mowy o domu dziecka! Czy wy naprawdę myślicie, iż rodzina to tylko do czarnego dnia? Dima zostanie w naszym domu!. Uzyskał opiekę prawną. Krewni odetchnęli z ulgą: Na szczęście nie wzięliśmy na siebie grzechu. Krzysiu i Jadwiga mieli z Dima wiele przygód kradzieże, awantury i groźby, ale przetrwali.
Dima dorósł, ożenił się i nazwał syna Łukaszem, a drugiego Krzysztofem, na cześć swoich opiekunów. Krewni zdumiewali się: Patrzcie, jak się zmienił Dima!.
Na grobie Basi znowu pojawiały się świeże kwiaty od Dima, który dbał o pamięć o swojej matce.








