Lekarstwo na nieszczęście
Luba i Włodzimierz poznali się jeszcze w czasach studiów. Oboje mieszkali w akademiku. Od razu wiedzieli, iż zostaną razem, ale dopiero po zakończeniu nauki. Jak to często bywa, życie zweryfikowało ich skromne plany. Luba zaszła w ciążę na ostatnim roku.
— Włodku, co robić? — Luba patrzyła na przyjaciela z rozpaczą. — Wiesz, jaka moja mama jest surowa? choćby na studia nie chciała mnie puścić. Ledwo ją przekonałam. Obiecałam, iż nie skończę jak ona, nie urodzę bez ślubu. A teraz co? Jak wrócę do domu? Mama mnie zabije. — Przygryzła wargę, walcząc ze łzami.
Włodzimierz też się przestraszył, ale postanowił zachować się po męsku i uratować honor ukochanej. Jego rodzice nie stawiali mu żadnych warunków, gdy wyjeżdżał na studia do dużego miasta. Kochał tę zrozpaczoną dziewczynę, więc zaproponował ślub. Przed nimi były egzaminy państwowe — nie czas na wesele.
Zadzwonił do rodziców, uczciwie przyznał się do wszystkiego, powiedział, iż wróci po studiach z dyplomem i żoną. Oczywiście, nakrzyczeli na niego — bez tego się nie obeszło. Ale cóż było robić? Niech przyjeżdżają razem.
Luba ze strachem chowała za plecami męża wystający brzuch, stojąc w ciasnym przedpokoju jego rodziców. Ojciec marszczył brwi, matka kiwała głową i gderała na młodych, iż spieszyli się z dzieckiem, pobrali się bez rodzicielskiego błogosławieństwa. Nie wróżyło to dobrze. Czy tak powinno się zaczynać wspólne życie? Poskładali się, nakrzyczeli, ale pomogli młodym stanąć na nogi. Sprzedali działkę, pogrzebali po kątach i kupili synowi z żoną kawalerkę.
— Pomogliśmy, jak mogliśmy, dalej sobie radźcie sami — rzekł ojciec na pożegnanie.
Dwa miesiące później Luba urodziła córeczkę.
Włodzimierz pracował, ale pieniędzy wciąż brakowało. Rodzice i tak oddali wszystko, co mieli. Wstyd było ciągnąć od nich pieniądze — czas samemu zarabiać. Wtedy dawny szkolny kolega zaproponował mu sprzedaż komputerów.
— Dobry interes. Teraz to trzeba łapać moment, komputery idą jak woda. Mam kontakty u dostawców, załatwię. Wróciłeś w samą porę. Ty się na tym znasz, a ja dopiero się uczę. Razem rozkręcimy coś porządnego! — przekonywał przyjaciel.
Dziewięćdziesiąte z bandyckimi porachunkami już minęły. Ryzyko było, ale wszystko legalne — warto spróbować. Włodzimierz się zgodził. Tylko musiał pożyczyć sporą sumę na start i równy udział w biznesie.
Kupowali przestarzały sprzęt, ale tanio. Włodzimierz doprowadzał maszyny do porządku, instalując potrzebne programy, naprawiając, co się dało. Sprzedawali z dużym zyskiem. Interes się kręcił. Włodzimierz nie tylko spłacił dług, ale i kupił dwupokojowe mieszkanie.
Córeczka podrosła, czas było posłać ją do przedszkola. Luba też marzyła o pracy.
— Siedziałabyś w domu, pieniędzy starcza. Po co ci to? — mruczał Włodzimierz. — Powinniśmy pomyśleć o synu.
— Daj mi trochę odpocząć. Ledwo odeszłam od pieluch. Po studiach ani dnia nie pracowałam. A Alince przecież dobrze będzie z rówieśnikami. Jak pójdzie potem do szkoły? — przekonywała Luba.
Ale do przedszkola nie tak łatwo się dostać — brak miejsc. Lubicie zaproponowano posadę pomocnicy przedszkolanki — wtedy przyjęliby i córkę. Nie zastanawiała się długo, od razu się zgodziła.
— Z wyższym wykształceniem jako pomocnica? Nie rób mi wstydu — wściekał się Włodzimierz.
— Nie gniewaj się. To tylko na rok, żeby Alinkę przyjęli. Potem odejdę i znajdę normalną pracę. Córka będzie cały czas na oku. Czy to źle? — łagodnie tłumaczyła mężowi.
Wtedy praca online jeszcze nie weszła w życie. Internet był wolny. Włodzimierz pomarudził, ale ustąpił.
Ich biznes z przyjacielem rozwijał się świetnie, wzbudzając uczciwą złość i zazdrość konkurencji. Ale pewnego dnia wszystko runęło. Właśnie kupili nową partię laptopów na sprzedaż, gdy w nocy wszystko wywieziono, a kradzież próbowano ukryć podpaleniem. Nie dość, iż stracili sprzęt, to jeszcze zostali z długami.
Kolega zaczął pić. Włodzimierz nie — miał rodzinę. Ale pieniądze za komputery trzeba było oddać. Mógł sprzedać mieszkanie, ale gdzie by wtedy mieszkali? Znowu padać przed rodzicami na kolana?
Szukał pracy. Z biznesem nie chciał już mieć nic wspólnego. Jak zwykle, pomógł szczęśliwy traf. Na drodze utknął samochód. Włodzimierz pomógł go popchnąć, zobaczył na tylnym siedzeniu procesor, zagadał do kierowcy. Ten, dowiedziawszy się, iż Włodzimierz zna się na komputerach, zaproponował mu pracę. W ich firmie było wiele sprzętu — trzeba było go konfigurować, czasem naprawiać, pisać proste programy. Akurat to, co Włodzimierz umiał i lubił robić. Zgodził się.
Dług spłacał powoli. Życie zaczęło się układać. Córka dorosła, za rok kończyła szkołę, szykowała się na studia. Wydawało się, iż wszystkie nieszczęścia zostały za nimi.
Tamtego dnia Włodzimierz został dłużej w pracy. Luba przygotowywała kolację, a córka z koleżanką słuchali muzyki. Potem koleżanka wybierała się do domu.
— Mamo, odprowadzę — krzyknęła Alina z przedpokoju.
— Nie długo! — zdążyła odpowiedzieć Luba, gdy drzwi zatrzasnęły się za dziewczynami.
Wyłączyła gaz i usiadła przed telewizorem. Leciał jakiś film. Luba wpatrywała się w ekran, straciła poczucie czasu, choćby nie zauważyła, kiedy mąż wrócił.
— Czemu tak cicho? Alina w domu? — zapytał Włodzimierz, rozcierając zmarznięte dłonie. — Zrobiło się chłodno.
Dopiero wtedy Luba przypomniała sobie, iż córka wyszła odprowadzić koleżankę. Ile minęło? Dwadzieścia minut, pół godziny? Powinna już wrócić. Koleżanka mieszkała przecież na sąsiedniej ulicy. Luba pobiegła do pokoju córki. Pusto. Zadzwoniła do koleżanki.
— Alina nie wróciła? Rozstałyśmy się z pół godziny temu — zdziwiła się dziewczyna.
Stało się jasne, iż córce stało się coś złego. Luba winWłodzimierz przytulił żonę, patrząc, jak mały Tolek wtula się w jej ramiona, i wiedział, iż choć ból nigdy nie zniknie, to właśnie ten dymkowy kotek stał się ich nowym początkiem.