Codzienna trasa do przedszkola
"Jestem mamą 4-letniego chłopca, którego każdego dnia rano zaprowadzam do przedszkola. Jeździmy komunikacją miejską, bo w naszym mieście jej sieć pozwala bezproblemowo dojechać do przedszkola, a następnie mogę stamtąd bezpośrednio dojechać do swojej pracy. Kilka dni temu w autobusie byłam świadkiem sceny, o której chciałabym wam opowiedzieć" – zaczyna swój list nasza czytelniczka Aneta.
"Otóż jechaliśmy z synkiem rano do jego przedszkola, kiedy na jednym z przystanków wsiadła kobieta w okolicach sześćdziesiątki. Było tłoczno, a wszystkie siedzące miejsca były oczywiście zajęte. Kobieta stanęła nad inną panią, która podróżowała z dziewczynką wyglądającą na rówieśniczkę mojego dziecka. Zaczęła ją prosić, żeby ustąpiła jej miejsca, ponieważ ma problemy z barkiem i nie może stać podczas jazdy. Mówiła coś o tym, żeby tamta wzięła córkę na kolana, a ona usiądzie sobie z boku.
Kobieta na początku nie zauważyła, iż starsza pasażerka zwraca się do niej. Następnie pokazała jej na swoje ucho i rozłożyła bezradnie ręce, co miało być informacją, iż jej nie słyszy i nie wie, o co chodzi. Starsza pani tego jednak nie zrozumiała, bo widać było po niej irytację, dorzuciła też jakiś komentarz o pokoleniu roszczeniowych matek".
Żądała ustąpienia miejsca
Nasza czytelniczka zaczęła się przyglądać scenie między dwoma paniami: "Tymczasem matka z wysiłkiem wypowiedziała kilka słów – i bardziej ze sposobu, w jaki to zrobiła, niż samych słów, które były niezrozumiałe, stało się jasne, iż jest niedosłysząca. W tym czasie pani z barkiem już po raz trzeci i jeszcze bardziej zniecierpliwiona zażądała ustąpienia miejsca.
Najbardziej nieprzyjemne w tej sytuacji było to, iż nikt z pasażerów nie wydawał się chętny, żeby pomóc w rozwiązaniu tej sytuacji. Siedziałam trochę dalej, ale wstałam ze swojego miejsca i poprosiłam synka, żeby grzecznie poczekał przez chwilę. Przepchnęłam się między pasażerami. Powiedziałam jej, iż kobieta z dzieckiem jest niedosłysząca i jej nie rozumie, więc żeby dała jej spokój. Zaproponowałam jej swoje miejsce.
Starsza kobieta obróciła się, ruszyła za mną, ale przez cały czas jeszcze odwracała się i z niesmakiem mruczała coś o niewychowanych gówniarach. Kiedy siadła na miejscu obok mojego dziecka, powiedziałam jej, iż mogłaby się od takich komentarzy powstrzymać. Była totalnie zdziwiona, iż reaguję w taki sposób".
Zero empatii w pasażerach
"Mnie było naprawdę przykro, bo przed oczami cały czas miałam zdezorientowaną i przestraszoną twarz tej niedosłyszącej matki. Głucha kobieta popatrzyła na mnie pytającym wzrokiem, było widać, iż jest zestresowana. Uśmiechnęłam się do niej i uniosłam w górę kciuk z nadzieją, iż w polskim języku migowym nie ma odmiennego znaczenia niż wśród słyszących. Odpowiedziała niepewnym uśmiechem, a po chwili zaczęła rozmawiać z dziewczynką na migi, co utwierdziło mnie w przekonaniu, iż kobieta faktycznie nie słyszy.
Pomyślałam o tym, jakim jesteśmy mało empatycznym społeczeństwem. Nie kwestionuję, iż ta starsza pani potrzebowała miejsca siedzącego, rozumiem to. Ale przy tym była ona tak skupiona na sobie, iż żądała ustąpienia jej miejsca niezależnie od innych czynników. Ponadto jeżeli się o coś prosi i nie ma się problemów ze słuchem, to wypadałoby słuchać odpowiedzi. Poza tym otworzyły mi się oczy na to, iż 'głuche macierzyństwo' bywa jeszcze bardziej izolujące. No i oczekiwanie od kobiety (słyszącej, czy też nie), iż przez kilkanaście lub kilkadziesiąt minut będzie dźwigała ciężkie już dziecko, jest nieporozumieniem.
Kolejna rzecz jest taka, iż oprócz mnie naprawdę nikt nie zareagował. Nie pomógł niedosłyszącej, ale też nie zaproponował miejsca chorej kobiecie (albo nie wskazał jej tych specjalnych miejsc m.in. dla starszych osób). Po tej sytuacji cały dzień myślałam tylko o tym, iż zupełnie nie zdajemy społecznego egzaminu ze współczucia i empatii..." – kończy swój list zasmucona mama 4-latka.