List do Mikołaja i prezent losu
Krzysztof jechał w windzie, nie spodziewając się, iż zwykła podróż zmieni się w znajomość, która odmieni jego zimę. W kącie stała młoda kobieta w szarej kurtce, trzymając za rękę dziewczynkę około pięciu lat. Ta wpatrywała się w Krzysztofa swoimi wielkimi niebieskimi oczami, aż nagle rozpromieniła się szerokim uśmiechem.
— Jedziesz do pracy? — zapytała bez żadnego skrępowania.
— Zosiu, z obcymi mówimy „pan”, — delikatnie poprawiła ją matka, przepraszająco uśmiechając się do mężczyzny.
Krzysztof uśmiechnął się w odpowiedzi i skinął głową.
— Tak, jadę do biura.
— A list do Mikołaja już napisałeś?
Roześmiał się. W takie bajki nie wierzył choćby jako dziecko, ale nie zamierzał tego mówić maluchowi. Dziewczynka z dumą podała mu pomiętą kartkę. Machinalnie schował ją do kieszeni i pożegnawszy się, wyszedł na ulicę.
Cały dzień Krzysztof starał się zapomnieć o tym spotkaniu — zasypywał się pracą, odpędzał wspomnienia o byłej narzeczonej, która w ostatniej chwili zerwała zaręczyny. Wyjechał do innego miasta, by zacząć od nowa. Ale choćby w ciszy nowego mieszkania nie potrafił uciszyć bólu.
Wieczorem, spacerując po ośnieżonych ulicach, przypomniał sobie o kartce. Wyjął ją z kieszeni i przeczytał nieporadnym dziecięcym pismem: „Bądź zawsze szczęśliwy i nigdy się nie smuć!”. Zrobiło mu się ciepło na sercu. Postawił kartkę na półce — tak, by widzieć ją każdego dnia.
Kilka dni przed Nowym Rokiem zadzwonił do właścicielki mieszkania, by dowiedzieć się, gdzie mieszka ta dziewczynka. Pani Halina chętnie wyjaśniła — okazało się, iż mama z córką mieszkają piętro wyżej, a mamę nazywają Agnieszką.
Wieczorem Krzysztof zapukał do ich drzwi. Agnieszka zastygła w zdumieniu, widząc go.
— Przepraszam, — zaczął nieśmiało, — przyszedłem do Zosi. Chodzi o to, iż do naszego biura tymczasowo zawitał Mikołaj. Poprosił mnie, bym odnalazł dziewczynkę o imieniu Zosia i wręczył jej list osobiście.
Dziewczynka natychmiast wyskoczyła zza pleców mamy:
— Wiedziałam, iż cię przysłał! Czekaj, zaraz wrócę!
Po chwili Zosia wróciła z wielką kopertą udekorowaną śnieżynkami i serduszkami. Widniał na niej napis: „Tylko dla Mikołaja!”
— Tylko nie pokazujcie mamie! Bo życzenie się nie spełni!
— Obiecuję, list dotrze do adresata, — uśmiechnął się Krzysztof.
W domu nie wytrzymał i otworzył kopertę: „Drogi Mikołaju! Nazywam się Zosia. Byłam grzeczną dziewczynką. Bardzo proszę — przynieś mi wielkiego pluszowego misia. I… nowego tatę. Bo ja zupełnie nikogo nie mam.”
W sylwestrową noc Krzysztof znów stanął pod ich drzwiami. Agnieszka otworzyła i oniemiała — przed nią stał on, z ogromnym różowym misiem w rękach.
— Mikołaj prosił, żebym przekazał to grzecznej dziewczynce Zosi, — powiedział Krzysztof.
Zosia podskakiwała z radości, obejmując raz mamę, raz Krzysztofa.
Agnieszka zaprosiła go, by został na świętowanie. Przy stole Zosia nagle zapytała:
— A co z moim drugim życzeniem?
— Z tym drugim to trochę trudniej… — zawahał się Krzysztof.
— A o co jeszcze prosiłaś? — ostrożnie spytała Agnieszka.
— Żeby Mikołaj przyniósł mi nowego tatę. Ale jeżeli akurat ma braki w tatusiach, to może ty zostaniesz?
Zosia słodko ziewnęła i zasnęła, wtulając się w misia.
A dwoje dorosłych siedziało w milczeniu, pochyleni nad sałatkami, czerwieniąc się i uśmiechając. Za oknem padał puszysty śnieg, a w mieszkaniu po raz pierwszy od dawna było naprawdę ciepło.