List do świętego i niespodzianka losu

newskey24.com 4 dni temu

List do Mikołaja i prezent losu

Marek jechał windą, nie spodziewając się, iż zwykła podróż zmieni się w spotkanie, które odmieni jego zimę. W kącie stała młoda kobieta w szarej kurtce, trzymając za rękę pięcioletnią dziewczynkę. Ta wpatrywała się w Marka swoimi dużymi, niebieskimi oczami, aż nagle szeroko się uśmiechnęła.

— Jedziesz do pracy? — zapytała bez zahamowania.

— Zosiu, do obcych mówimy „pan”, — delikatnie poprawiła ją matka, przepraszająco uśmiechając się do mężczyzny.

Marek odpowiedział uśmiechem i skinął głową.

— Tak, jadę do biura.

— A list do Mikołaja już napisałeś?

Roześmiał się. W te bajki nie wierzył choćby jako dziecko, ale nie zamierzał tego mówić maluchowi. Dziewczynka z dumą podała mu pomiętą kartkę. Mechanicznie włożył ją do kieszeni i, pożegnawszy się, wyszedł na ulicę.

Cały dzień Marek starał się zapomnieć o tym spotkaniu — zasypywał się pracą, odpędzając myśli o byłej narzeczonej, która w ostatniej chwili zerwała zaręczyny. Wyjechał do innego miasta, by zacząć od nowa. Ale choćby w ciszy nowego mieszkania nie mógł zagłuszyć bólu.

Wieczorem, spacerując po ośnieżonych ulicach, przypomniał sobie o kartce. Wyjął ją z kieszeni i przeczytał dziecięcym pismem: „Bądź zawsze szczęśliwy i nigdy się nie smuć!”. Zrobiło mu się ciepło na sercu. Postawił kartkę na półce tak, by widzieć ją każdego dnia.

Kilka dni przed świętami zadzwonił do wynajmującej mieszkanie, by dowiedzieć się, gdzie mieszka ta dziewczynka. Anna Kowalska z euforią wyjaśniła — okazało się, iż mama z córką mieszkają piętro wyżej, a matkę nazywają Katarzyna.

Tego wieczoru Marek zapukał do drzwi. Kasia zastygła w zdumieniu, widząc go.

— Przepraszam, — zaczął nieśmiało, — przyszedłem do Zosi. Chodzi o to, iż do naszego biura tymczasowo zawitał Mikołaj. Poprosił mnie, abym odnalazł dziewczynkę o imieniu Zosia i wręczył jej list osobiście.

Dziewczynka natychmiast wyskoczyła zza pleców mamy:

— Wiedziałam, iż cię pośle! Poczekaj, zaraz wrócę!

Po chwili Zosia wróciła z dużym kopertą ozdobioną śnieżynkami i serduszkami. Na niej widniał napis: „Do rąk własnych Mikołaja!”

— Tylko nie pokazuj mamie! Bo życzenie się nie spełni!

— Obiecuję, list dotrze do adresata, — uśmiechnął się Marek.

W domu nie wytrzymał i otworzył kopertę: „Drogi Mikołaju! Nazywam się Zosia. Byłam grzeczną dziewczynką. Proszę cię bardzo — przynieś mi dużego, mięciutkiego misia. I… nowego tatę. Bo ja nie mam nikogo.”

W sylwestrową noc Marek znów stanął pod ich drzwiami. Kasia otworzyła i oniemiała — przed nią stał on, trzymając w rękach ogromnego różowego misia.

— Mikołaj poprosił, żebym przekazał to grzecznej dziewczynce Zosi, — powiedział Marek.

Zosia skakała z radości, obejmując raz mamę, raz Marka.

Kasia zaprosiła go, by został na święta. Przy stole dziewczynka nagle zapytała:

— A co z moim drugim życzeniem?

— Z drugim jest trochę trudniej… — zawahał się Marek.

— A o co jeszcze prosiłaś? — ostrożnie spytała Kasia.

— Poprosiłam Mikołaja o nowego tatę. Ale jeżeli akurat nie ma taty w zapasie, może zostaniesz?

Zosia słodko ziewnęła i zasnęła, wtulając się w misia.

A dwoje dorosłych siedziało w milczeniu, pochyleni nad sałatkami, rumieniąc się i uśmiechając. Za oknem sypał puszysty śnieg, a w mieszkaniu po raz pierwszy od dawna było naprawdę ciepło.

Idź do oryginalnego materiału