Dziś zapiszę to, co od miesiąca nie daje mi spokoju. Nigdy nie sądziłem, iż ból może tak sparaliżować, iż choćby oddech staje się walką. Może to zapis pomoże, a może ktoś wyciągnie z tego lekcję.
Mam na imię Krzysztof, skończyłem 46 latek. Z Jadwigą byliśmy razem ćwierć wieku dwadzieścia cztery lata wspólnych dni, które wydawały się pełne miłości i zrozumienia. Przeszliśmy przez wiele: biedę na początku, noce przy chorych dzieciach, kredyt na mieszkanie, starzejących się rodziców. Zawsze myślałem, iż jesteśmy drużyną. Że ona to moja druga połowa.
Przez te wszystkie lata Jadzia nigdy nie dała mi powodu, by wątpić. Nie była idealna, ale kochałem ją taką, jaka jest. Nigdy nie przeszukiwałem jej telefonu, nie zadawałem pytań. Ufałem jej jak sobie samemu. Jakże straszliwie się myliłem…
Miesiąc temu mieliśmy pojechać do jej rodziców pod Łódź na weekend, odpocząć. W ostatniej chwili wymówiła się pracą. Nie nalegałem. Zebrałem dzieci i pojechaliśmy sami. W niedzielę syn się nudził, więc wróciliśmy wcześniej. Gdy otworzyliśmy drzwi, od razu poczułem, iż coś jest nie tak.
Sypialnia była uchylona. Słychać było szepty. Pchnąłem drzwi i… Boże. Na naszym łóżku tym samym, gdzie rodziły się nasze dzieci, gdzie zasypialiśmy trzymając się za ręce leżała z kimś. Z chłopakiem. Dzieckiem, ledwie osiemnastoletnim. Jakimś cudem nie zwaliłem się z nóg. Chłopak w pośpiechu narzucił bluzę i uciekł bez słowa. A Jadzia stała jak wryta, choćby nie próbując się tłumaczyć.
Córka, dwudziestotrzyletnia studentka, rzuciła się na matkę z krzykiem. Ledwie ją powstrzymałem. Syn, który ma dwadzieścia jeden lat, splunął jej pod nogi i wyszedł, trzaskając drzwiami. Później dowiedziałem się, iż wyniosła się do siostry. Ja… Siedziałem w kuchni, pijąc herbatę, która smakowała jak piołun.
Tego samego dnia zacząłem procedurę rozwodową. Nie wyobrażałem sobie oddychać z nią tym samym powietrzem. Jak mogła sprowadzić tego smarkacza pod nasz dach? Na nasze łóżko? Czuję wstręt. Zdradę. Ona zdradziła nie tylko mnie ale i dzieci. Jednym ruchem rozwaliła całe nasze życie.
Później dowiedziałem się, iż ten dzieciak jest młodszy od naszej córki. Rozumiecie? Jadzia ma czterdzieści pięć lat. Co się z nią stało? Kryzys wieku średniego? A może zawsze taka była, a ja byłem ślepy?
W kółko analizuję ostatnie lata. Czyżby nie była szczęśliwa? Jeździliśmy na wakacje, wspólnie gotowaliśmy, oglądali filmy. Zawsze mówiła, iż mnie kocha. A ja wierzyłem. Teraz wiem: słowa to tylko słowa, gdy za nimi kryje się coś tak podłego.
Zasypiam z gryzącym bólem w klatce. Czasem budzę się zlany potem, gdy przed oczami staje mi tamta scena. Łzy nie pomagają. Rozmowy z dziećmi też. To rana, która nie chce się zabliźnić.
Dzieci zerwały z nią kontakt. Są teraz moją jedyną ostoją. Ale widzę ich ból. Nie pojmują, jak matka mogła to zrobić nie tylko mnie, ale i im. Dla czego? Dla chwilowego zauroczenia dzieciakiem, który pewnie już o niej zapomniał?
Nie wiem, jak iść dalej. Wszystko, co wydawało się pewne, zawaliło się jak domek z kart. Czuję się jak rozbitek. Nigdy nie myślałem, iż znajdę się wśród tych mężczyzn, których żony uciekają do młodziaków. Wydawało mi się, iż nasz związek jest inny. Ale życie potrafi boleśnie zaskoczyć.
Czasem patrzę w lustro i pytam: gdzie popełniłem błąd? Przecież starałem się być dobrym mężem, ojcem. Dałem jej wszystko. A w zamian dostałem nóż w plecy.
Nie wiem, czy kiedykolwiek jej wybaczę. Pewnie nie. Ale jedno wiem na pewno przetrwam. Dla siebie. Dla dzieci. Żeby pokazać, iż można złamać człowieka, ale nie jego ducha. Łzy nie naprawią niczego, ale oczyszczają. I kiedyś znów znajdę w sobie uśmiech.
Niech to będzie nowy rozdział. Życie bez kłamstw i zdrady. Życie, w którym ja sam decyduję o swoim losie.