Nie pamiętam zbyt dobrze swojego dzieciństwa. Gdy miałam sześć lat, zmarł nasz tata, mama wychowywała nas samotnie. Gdy miałam 14, a siostra 22 – mama poważnie zachorowała. Przed śmiercią błagała siostrę, by opiekowała się mną i żebyśmy trzymały się razem. A potem mamy zabrakło, a siostra przejęła nade mną opiekę. W spadku po rodzicach zostały nam trzy pokoje z werandą i małym ogródkiem na obrzeżach miasta.
Nie wiem dlaczego, ale byłam trudną nastolatką, zbuntowaną. Siostra była dla mnie bardziej jak surowy nadzorca niż bliska osoba. Całą swoją troskę i uwagę kierowała w stronę swojego narzeczonego, z którym zresztą nigdy się nie dogadywałam.
Rok później wzięła z nim ślub – na który choćby nie poszłam – i już następnego dnia kazała mi się wynosić z domu, bo nie chciała mnie w swoim „szczęściu”. Tak też zrobiłam.
To były ciężkie czasy – początek lat 90. Nie przyszło mi do głowy, żeby iść do sądu walczyć o dom. Nie znałam się na tym. Spakowałam się i poszłam do chłopaka, mieszkałam u jego rodziców. Ale oni lubili zaglądać do kieliszka, a my byliśmy za młodzi, żeby sobie poradzić.
Do siostry nie wróciłam, zresztą nikt mnie nie zapraszał. niedługo była w ciąży i nie potrzebowała już dodatkowej gęby do wykarmienia. Cieszyli się, iż się wymeldowałam w wieku 18 lat.
Zaczęłam życie od nowa w innym mieście – pracowałam w kioskach, na bazarach, mieszkałam w wynajmowanych pokojach i akademikach. Bywało, iż przez kilka dni nie miałam co jeść, ale nigdy nie poprosiłam siostry o pomoc. Z czasem słyszałam, iż urodziła córkę, sprzedała dom i kupiła mieszkanie – ale było mi to obojętne.
Tak, żyło jej się dobrze – mąż rozwijał biznes, mieli samochód. A ja – makaron na śniadanie, obiad i kolację. Ale los uśmiechnął się do mnie inaczej. Pod koniec lat 90. zakochałam się w bracie właścicielki mojej budki. Pobraliśmy się. Do dziś jesteśmy razem, mamy dwóch synów, mieszkanie, samochód i działkę. Wszystko własną pracą i wytrwałością – nigdy nie żyłam na czyjś koszt.
Oczywiście interesowałam się, co u siostry, zwłaszcza jak pojawił się internet i portale społecznościowe. Przez jakiś czas wrzucała zdjęcia „idealnej rodzinki”, ale później zniknęła z sieci. Od wspólnych znajomych dowiedziałam się, iż jej mąż ją zostawił, rozwiedli się.
Mieszkanie sprzedali, podzielili na trzy części, za swoją kupiła z córką malutkie dwupokojowe mieszkanie z przejściowymi pokojami. Żyją bardzo skromnie, siostra do pracy nigdy się nie rwała, a córka – wymagająca, trudna. Ostatnio wyszła za mąż i wyrzuca matkę z mieszkania. Karma wróciła.
I wtedy siostra znów pojawiła się w mediach społecznościowych. Zaczęła do mnie pisać – przeprasza, wspomina rodziców, iż zawsze chcieli, byśmy trzymały się razem. Najpierw nie odpowiadałam. W końcu zapytałam: „Czego konkretnie ode mnie chcesz?”. Odpisała, iż jest chora, córka ją wyrzuca, nie ma gdzie się podziać, nie ma nikogo oprócz mnie. Prosi, żebym ją chociaż na działkę wzięła, iż będzie „choćby służyć” – byle nie odmówić.
Nie wiem, co robić. Jestem osobą, która potrafi wybaczyć, bo wiem, co to znaczy żyć w biedzie. choćby mój mąż jej współczuje, mówi: „Niech się wprowadza na działkę”. Ale rozum mówi mi jedno – przyjmując ją, biorę odpowiedzialność aż do końca jej życia. Czy naprawdę chcę wchodzić w to wszystko? Żalu już nie czuję, ale nie jestem pewna, czy chcę znowu mieć z nią cokolwiek wspólnego.
Co mam zrobić?