Mama dla małej dziewczynki

polregion.pl 3 godzin temu

**Mama dla Anielki**

Pawełku, chodź jeść łagodnie powiedziała niania Tola.
Nie odparł, wpatrując się w okno. Nie.
Pawle, chodź.
Nieeeee! wrzasnął, tupiąc chudymi nóżkami w brązowych rajstopach. Nieee, mama tam!
Mama przyjdzie później, chodź.
Co się tu dzieje? Tatiano Michajłowna, co wy tu odprawiacie? Marsz do jadalni!

Zła kobieta złapała krzyczącego Pawła za kołnierzyk koszuli i ciągnęła go do stołu. Wciskała mu do ust zimne, szare kluski. Chłopiec krzyczał i wyrywał się, ale ona wpychała dalej.
Żryj, bachorze, żryj! syknęła.
Reszta dzieci gwałtownie zastukała łyżkami w aluminiowe miseczki.

Dlaczego tak, Elżbieto Demianowna? To przecież dzieci szepnęła przez łzy niania Tola.
Dzieci? opluła słowami zła kobieta. Jakie dzieci? To przyszli przestępcy, tak jak ich matki złodziejki, morderczynie, bandytki!
Aaaaa! Pawcio darł się, leżąc na podłodze, czerwony i wykrzywiony. Do mamy chcę! Maaamo!
Zamknij się, mały gnoju!

Co to za krzyk? spytała kolejna zirytowana kobieta. choćby Pawcio ucichł. Co się dzieje?
A to, buntuje się, jeść nie chce.
Czyj?
Anielki Dąb.
Aaaa, tej szalonej. Wyprowadźcie go, przyszła matka.

Pawcio pisnął i rzucił się przed wychowawczynią, wtulając się w chude, ostre kolana.
Mamo, mamo
Mama usiadła na podłodze, całując chude ciałko Pawła, przyciskając je do siebie wiotkimi rączkami jak gałązkami. Szeptała słowa tylko dla nich dwojga.

Ojej, nie mogę, dziewczyny, patrzeć na to płakała stara niania, babcia Hela, która widziała już tyle, iż starczyłoby na dziesięć powieści. Starzeję się, czy co? Jak on ją kocha, a ona? Choć szalona, choć niepoczytalna innym matkom trzeba by się od niej uczyć. Ledwo ziemię widziała, a kocha go tak, iż aż drży.
Pf, kocha warknęła inna. Ulgę w reżimie kocha. Niedługo go zabiorą, a ona znów przyniesie następnego, znam ja je
Aleś ty zła, Ela.
A co? Nieprawdę powiedziałam, ciociu Helu? Znajdzie komu się podłożyć, i znów będą ulgi.
Kobietą jesteś, Ela, jak można tak?
A u niej dzieci nie ma, to nie zrozumie mruknął ktoś z personelu.
No i co? U Toli też nikogo nie ma, a jednak serca nie straciła. Wybacz, Tolciu.
Ech, wyście się tu dobrodziejki znalazły A ja i tak uważam, iż mają gdzieś, ile i od kogo rodzić. Świętoszki jedne.

Póki tu jest, to go kocha. Za rok chłopak skończy trzy lata a ona choćby nie zadbała, żeby go krewni zabrali, nie do domu dziecka. Bo nie potrzebny jej, rozkleiła się.

Tola szła po zmianie, rozmyślając nad słowami Eli. Czyżby miała rację? Powiedziała okrutnie, ale czy nieprawdę? Zaczęła lubić chłopca, bardzo jej się podobał Pawcio i jego mama wielkooka Anielka, skazana Anna Dąb, ciężki paragraf. O, jej

Tola przepracowała swoje, czas już na emeryturę. Uzbierała trochę pieniędzy, pojedzie do swojego domku, który dawno czeka na gospodynię. Wcześniej mieszkała tam mama, ale teraz Babcia Hela miała rację sama na świecie, bez braci, sióstr, mamy też już nie.

Ale serca nie straciła, nie Lata spędziła, wychowując dzieci więźniarek, do nikogo się nie przywiązywała. Traktowała to jak pracę. Ale Pawcio wślizgnął się do serca.

Pawcio stał przy oknie, czekając na mamę. Małym serduszkiem czuł zaraz, już zaraz przyjdzie mama.
Mamo
Pawciu

Siedzieli, płacząc w objęciach. Co z nimi począć?

Anielko zawołała Tola. Dziewczyna odwróciła się, spojrzenie kolczaste, uśmiech natychmiast zgasł. Anielko, trzeba pogadać.
Nie przywykła dziewczyna nikomu ufać. Ci ludzie nie wierzą nikomu.
A wam po co mnie ratować? spytała po wysłuchaniu, głowę pochylając.
A ja nie tobie, tylko sobie. Sama jestem, Anielko. Przywiązałam się do twojego Pawła, jakby wnukiem mi był. A ty mogłabyś być jak córka. Nie, nie myśl dodała szybko. Nie narzucam się Po prostu chcę pomóc. Będzie ciężko Pawłowi. A on taki mały, odzwyczai się.
Pomyślę rzuciła krótko i odeszła.

Dwa dni myślała Anielka i dwie noce.
Co, Dąb, na nogi już wstajesz? A chłopca niedługo do domu dziecka zabiorą.
Anielka nie odpowiedziała sąsiadce, spojrzała zamyślona i milczała zupełnie do niej niepodobna.
Zachorowała, czy co? szeptały kobiety.

To prawdę wtedy mówiliście? Czy tylko tak?
Prawdę, Anielko.
Anielka drgnęła. Babciu tak wołała w dzieciństwie
Ale jak to zrobicie? Wy mi przecież obca?
Pomogą nam, Anielciu. Spróbujmy. A jeżeli nie wyjdzie pojadę za Pawłem, zatrudnię się w tym domu dziecka i będę blisko. Jak długo trzeba.
Po co to robicie? Nie mam czym zapłacić.
Mówiłam, Anielko Pawcio mi płaci swoją miłością.
Dobra, spróbujmy.

Ani uśmiechu, ani dobrego słowa.

Czego tylko nie robiła Tola, jakie znajomości nie uruchomiła a jednak udało się. Oddali Pawła.
Dziękuję wyszeptała Anielka suchemi wargami.
Mamo, ja z babcią pojadę tu-tu, potem do ciebie przyjdę, zabierz.
Anielka ociera łzy, stara się uśmiechać do syna.

I ciągnęły się dni jeszcze szarzejsze niż wcześniej. Czy takiego życia chciała? Czy tak myślała?

Pewnego dnia wezwano ją na widzenie.
Dąb, masz długie.
Pierwszy raz od trzech lat. Czyżby on?
Matka do ciebie, idź.
Maaatka? Nie pójdę, nie, nie, powiedzcie, iż zachorowałam. Albo lepiej umarłam, nieee!
Idź, szalona, czekają na ciebie.Anielka weszła do pokoju widzeń, a tam, zamiast matki, stała Tola z Pawłem na rękach, uśmiechając się przez łzy, i w tej chwili zrozumiała, iż prawdziwa rodzina to nie krew, ale ci, którzy nigdy nie odchodzą.

Idź do oryginalnego materiału