– Mamo, chcesz podarować nasze mieszkanie synowi brata? A potem przyjdziesz do mnie mieszkać? Nie wpuszczę!

newsempire24.com 3 dni temu

Mamo, chcesz dać nasze mieszkanie synowi brata? A potem przyjdziesz do mnie mieszkać? Nie wpuszczę!

choćby nie myśl! Mamo, ogarniasz się w ogóle? On cię od razu wykopie, nie rozumiesz?

Zosiu, nie sprzeczaj się ze mną! Tak postanowiłam!

Na początku matka próbowała trzymać fason, pokazać niezależność i pewność swoich słów. A potem rozpłakała się, bo w głębi duszy wiedziała, iż postępuje niesprawiedliwie wobec własnej córki.

Chodziło o to, iż syn Mateusz, młodszy brat Zosi, zawsze był jej ulubieńcem. Tak się złożyło, iż Helena Stanisławówna urodziła go, gdy miała już ponad trzydzieści lat. A Zosię z młodzieńczej niefrasobliwości.

Dlatego traktowała córkę tak: jest i dobrze. Wychowywała ją głównie babcia, bo Helena Stanisławówna w tamtych latach postanowiła skończyć studia.

Za to Mateusza planowała już świadomie, gdy wyszła drugi raz za mąż i delektowała się macierzyństwem.

Zosia widziała to wszystko jak na dłoni. Tylko jednego nie rozumiała dlaczego matka tak otwarcie dzieli ich z bratem.

Zwykle rodzice próbują to robić bardziej subtelnie, ale tu matka choćby nie kryła, iż Mateusz jest jej bliższy.

A potem jeszcze dziwiła się, dlaczego między rodzeństwem nigdy nie było ciepłych relacji. No cudownie. Może jednak były ku temu powody?

I co tu dużo mówić. Mateusz od dziecka dostawał wszystko, co najlepsze. A Zosia musiała zadowalać się byle czym i choćby nie śmiała narzekać.

I pieniędzy dawano mu zawsze więcej. Bo przecież to mężczyzna, tak musi być. A to, iż jest kilka lat młodszy od Zosi nie ma znaczenia.

Zapamiętaj! Mateusz, jak dorośnie, sam będzie zarabiał i utrzymywał rodzinę. A na razie muszę mu pomóc!

A ja, mamo?

A ty? Twoim zadaniem jest dobrze wyjść za mąż i trzymać się męża stwierdziła matka z przekonaniem, nakrywając do stołu.

Na co Zosia odparła, iż nie zamierza być zależna od mężczyzny i chce rozwijać się jako osoba. Także zawodowo.

Co ty za bzdury opowiadasz, na miłość boską! Samo ci się nie śmieje?

A co w tym śmiesznego?

Chociażby to, iż nikt w naszej rodzinie tak nie myślał.

To będę pierwsza.

Zosia w ogóle nie rozumiała logiki matki i nie chciała się jej podporządkować. Dzięki takiemu podejściu niedługo wyprowadziła się na wynajmowane mieszkanie.

Ten krok był dla niej jak łyk świeżego powietrza. Bo mieszkanie pod jednym dachem z bratem i matką stało się nie do zniesienia. Im starsza była, tym trudniej jej to przychodziło.

Ale i oni specjalnie nie płakali. W mieszkaniu zrobiło się więcej miejsca. Minęło pięć lat. W tym czasie Zosia zdążyła wziąć kredyt na mieszkanie i go spłacić.

Tymczasem Mateusz wciąż mieszkał z matką i wprowadził do tego samego mieszkania żonę. Kilka miesięcy później urodziło im się dziecko.

Z natury Helena Stanisławówna była osobą, która przyzwyczaiła się do akceptowania tego, co jest. I trzymała się tej postawy do pewnego czasu.

Wyobraź sobie, córko, sąsiadka kupiła sobie zmywarkę. No, nie sama, oczywiście. Dzieci jej podarowały.

To fajnie.

Szkoda, iż ja takiej nie mam, ale boję się choćby wspomnieć!

Dlaczego?

Bo Mateusz teraz ma problemy w pracy. Lada dzień może go zwolnić, a Ala, jego żona, siedzi na macierzyńskim i dostaje grosze.

I Mateusz miał jeszcze jedną cechę nie lubił dzielić się swoimi pieniędzmi. Wystarczało mu życie na koszt matki. Jakby produkty w lodówce pojawiały się same.

Mateuszu, kiedy wreszcie obudzi się w tobie sumienie? nie wytrzymała Zosia, gdy przypadkiem spotkała brata w supermarkecie.

Właśnie kupował sobie piwo i chipsy przed meczem.

O co ci chodzi?

Pomagaj chociaż matce finansowo! Przecież jej emerytura nie jest z gumy. Wiesz, iż ona wszystko kupuje za swoje?

Mateusz spuścił wzrok i spojrzał w bok, bo doskonale rozumiał, iż siostra ma rację.

A tobie co do tego? I tak z nami nie mieszkasz.

Żal mi matki!

To sobie współczuj. Ani rodziny, ani męża. A tu innych żałuje!

Po tych słowach odwrócił się i odszedł, a Zosia długo stała w osłupieniu. Rzeczywiście, Mateusz wiedział, gdzie uderzyć, by zabolało, i sprytnie to wykorzystał.

Tak się złożyło, iż w swoich trzydzieści pięć lat Zosia nigdy nie była zamężna. A jej były chłopak, z którym była kilka lat, zdradził ją i teraz nie była gotowa na nowy związek.

Pani się podoba? zapytała sprzedawczyni.

Nie, nie, wszystko w porządku. Dziękuję.

Zosia dobrze wiedziała, iż postępuje słusznie. W końcu Mateusz to już nie nastolatek. To mężczyzna, ojciec i głowa rodziny.

A zatem powinien wziąć odpowiedzialność, zamiast ciążyć matce i żyć wyłącznie swoimi interesami.

Zosiu, jak mogłaś mu coś takiego powiedzieć?! zaczęła Helena Stanisławówna od pretensji.

Mamo, powiedziałam tylko prawdę i stanęłam w twojej obronie.

A ja cię o to prosiłam? Nawiasem mówiąc, przez ciebie Mateusz się wkurzył i darł się na całe mieszkanie. A my mamy małe dziecko, nie rozumiesz?!

Przeze mnie? A ja tu do czego?

Zosia choćby nie wiedziała, jak zareagować.

Do tego, iż nie trzeba było mu tego mówić. Wiesz przecież, jaki jest wrażliwy.

Dziwne, jak matka mówiła o Mateuszu, a ani razu nie pomyślała o uczuciach córki, która ją kochała.

Nawet teraz, gdy Zosia odezwała się, by nauczyć brata rozsądku i obronić matkę, znów była winna.

Pół roku później Zosia nie miała z nimi kontaktu, aż nagle zadzwoniła matka i poprosiła, by przyjechała.

W mieszkaniu nic się nie zmieniło. I zmywarki, oczywiście, nikt nie kupił.

Gdzie Mateusz z żoną?

Zaprosili ich na jubileusz. A ja z Saszkiem zostałam. Wejdź, herbaty się napijesz?

Nie, mamo, nie chce

Idź do oryginalnego materiału