„Ty jesteś potworem, mamo! Takim jak ty nie wolno mieć dzieci!”
Weronika wyjechała do Krakowa studiować. Pewnego razu poszła z koleżankami do klubu i tam poznała Krzysia. Krakowianin, przystojny, jego rodzice wyjechali na rok służbowo za granicę. Zakochała się w nim bez pamięci i niedługo zamieszkała z nim.
Żyli na wysokiej stopie, rodzice przysyłali pieniądze. Codziennie chodzili do klubu lub urządzali imprezy w domu. Początkowo Weronika podobało się takie życie. Nim się obejrzała, nazbierała długów i opuściła zajęcia, zimową sesję zdała na dwóje. Zawisła nad nią groźba wyrzucenia z uczelni.
Weronika obiecała wziąć się w garść i poprawić egzaminy. Rzeczywiście, zabrała się za naukę. Gdy do Krzysia przychodzili znajomi, zamykała się w łazience. W końcu poprawiła sesję. Postanowiła też namówić Krzysia, by się ustatkował. Był na ostatnim roku, niedługo miał dyplom.
„Daj spokój, Weron. Żyje się tylko raz. Młodość gwałtownie mija. Kiedy się bawić, jak nie w wieku dwudziestu lat?” – odpowiadał beztrosko.
Wstyd było powiedzieć matce, iż żyje z chłopakiem bez ślubu. Gdy dzwoniła do domu, kłamała, iż wzięli ślub cywilny, a wesele odbędzie się, gdy rodzice Krzysia wrócą z delegacji.
Pewnego dnia Weronika źle się poczuła na zajęciach. Kręciło jej się w głowie, mdliło ją. Nie mogła sobie przypomnieć daty ostatniej miesiączki i z przerażeniem zrozumiała, iż pewnie jest w ciąży. Test ciążowy potwierdził jej obawy.
Termin był krótki, a Krzyś namawiał ją na aborcję. Pierwszy raz mocno się pokłócili, tak iż on wyszedł i nie pokazywał się przez dwa dni. Weronika była wykończona nerwami, czekała i płakała. W końcu wrócił, ale nie sam. Wisiał na nim podpity blondyn, który ledwo stał na nogach. Weronika, wyczerpana niepewnością i oczekiwaniem, nie wytrzymała i nakrzyczała na Krzysia, próbując wypchnąć jego towarzyszkę.
„Ona nie wyjdzie. Jak ci się nie podoba, to wynoś się sama, histeryczko!” – wrzasnął i uderzył ją z całej siły.
Złapała płaszcz i wybiegła z mieszkania. Doszła pieszo do akademika. Z opuchniętą policzkiem, rozmazanym tuszem po twarzy, w łzach zapukała do drzwi. Portierka ulitowała się i wpuściła ją.
Następnego dnia przyszedł Krzyś, przepraszał, obiecywał, iż więcej na nią ręki nie podniesie, błagał, by wróciła. Weronika uwierzyła. Dla dziecka.
Jakoś skończyła pierwszy rok. Bała się jechać do domu. Co powie matka? Ale i zostać w Krakowie było strasznie. Niedługo mieli wrócić rodzice Krzysia, a ona była w ciąży i wyglądała okropnie.
Wkrótce rzeczywiście wrócili z delegacji. Gdy dowiedzieli się, iż Weronika jest z prowincji i ledwo przeszła na drugi rok, ojciec Krzysia zaczął nieprzyjemną rozmowę. Zaproponował jej pieniądze, by wyjechała i zostawiła ich syna w spokoju.
„SamOdeszła, zamykając za sobą drzwi, i już nigdy nie odwróciła się, by spojrzeć na dom, który kiedyś nazywała swoim.