Żałoba, o której się nie mówi
Narzekałam codziennie. Bo się wiercił. Bo w nocy rzucał się jak dzikus. Bo zabierał mi kołdrę i kładł zimne stopy na moim brzuchu. Ile razy mówiłam: "Idź już do siebie, ja chcę
się wyspać".
A potem przyszedł dzień, w którym naprawdę poszedł. Zamknął drzwi swojego pokoju, powiedział "dobranoc, mamo" i nie wrócił. To był moment, na który czekałam – a jednocześnie cios, którego się nie spodziewałam.
Paradoks rodzicielstwa
Rodzicielstwo jest pełne paradoksów: tęsknisz za tym, co cię męczyło. Za tymi wszystkimi chwilami, kiedy marzyłaś, by mieć kawałek łóżka tylko dla siebie. A kiedy to dostajesz, czujesz, iż coś się skończyło.
Nagle brakuje ci tej małej rączki szukającej twojej dłoni w środku nocy. Brakuje ci szeptu: "Przytul mnie, mamo". Brakuje ci choćby kopnięcia w żebra, które sprawiało, iż spałaś
na samym brzegu łóżka. Bo to wszystko, co wydawało się "problemem", było jednocześnie dowodem bliskości, której teraz już nie ma.
Pustka, której nie da się oszukać
Łóżko nagle stało się za duże. Kołdra nagle wydaje się za ciężka, poduszka za pusta. Budzę się w nocy i zamiast westchnień i cichego chrapania – słyszę ciszę. Ciszę, o którą błagałam.
Ciszę, która teraz rozdziera serce. I wiesz, co jest w tym wszystkim najtrudniejsze? Że nie mogę już odwrócić czasu. Że tamte noce, z pozoru męczące, były jedynym okresem w życiu, kiedy moje dziecko potrzebowało mnie tak bezwarunkowo.
Mała żałoba po bliskości
To jest prawdziwa żałoba – choć nikt o niej głośno nie mówi. Nie płaczę, bo coś straciłam definitywnie, ale bo coś się skończyło. Etap. Rytuał. Czas, który już nie wróci. A w
rodzicielstwie właśnie tak wygląda dorastanie: dziecko robi krok do przodu, a ty zostajesz z tęsknotą. Tęsknotą za tym, iż już nie jesteś potrzebna tak bardzo, jak kiedyś.
Uczę się, iż życie z dzieckiem to pasmo pożegnań. Najpierw odstawienie od piersi. Potem rezygnacja z bajki do snu. Potem właśnie to – pierwsza noc we własnym łóżku. W końcu – pierwsza samodzielna decyzja, wyjście z domu, własne życie.
Każde z tych małych "pożegnań" boli. Ale każde jest też lekcją: iż miłość rodzica to właśnie sztuka puszczania, krok po kroku, palec po palcu...