— Mamo, tato, cześć, prosiliście nas o wizytę, co się stało? — Marysia z mężem Tomkiem niespodziewanie wtargnęli do rodzicielskiego mieszkania.

twojacena.pl 2 godzin temu

Mamo, tato, witam, przyjechaliśmy, co się stało? Jagoda z mężem Tomkiem nagle wpadli do rodzinnego mieszkania w Warszawie.

Tak naprawdę to wydarzenie miało miejsce już dawno. Mama Irena chorowała, w drugiej fazie ciężkiej choroby…

Przeszła chemioterapię, potem radioterapię. Była w remisji, włosy już nieco odrosły. ale spokój nie nastał Irenie znów robiło się gorzej.

Jagodo, Tomku, dobry wieczór, wpadajcie, Irena biała i szczupła, jak mała dziewczynka, przywitała ich.

Dzieci, proszę, usiądźcie. Mamy do was nietypową prośbę, posłuchajcie mamy tata Piotr, lekko przytłoczony, dodał.

Jagoda i Tomek usiedli na kanapie i niecierpliwie wpatrzyli się w matkę. Irena westchnęła, rozejrzała się po Borysie, jakby szukając wsparcia.

Jagodo, Tomku, nie zdziwcie się, mam do was dość dziwną prośbę. Ogólnie bardzo prosimy.

Uprowadźcie dla nas, z tatą, chłopca, proszę! Nie damy go z wieku, a i z innych przyczyn.

Zapanowała chwila ciszy.

Pierwsza odważyła się córka:

Mamo, myślę, iż bardzo się zdziwisz. Od dawna chcieliśmy wam coś powiedzieć, ale baliśmy się. My z Tomkiem bardzo pragniemy syna, a mamy już dwie wnuczki twoje z tatą Maćkę i Tosieńkę.

Nie ma gwarancji, iż trzecie dziecko będzie chłopcem. Jednak sprawa nie sprowadza się tylko do tego, zdrowie już nie jest takie, jak kiedyś.

Jagoda ma cięcię cesarską. Lekarze odradzają kolejne porody. My rozważaliśmy, czy naprawdę nie wziąć dziecka z domu dziecka, chłopca.

Wraz z małym, kochanym synkiem w naszej rodzinie A nagle ty, mamo, mówisz to samo. Skąd bierzesz takie myśli?

Jagodo, nie wiem od czego zacząć Irena, drżąc, przejechała dłonią po małym jeżku rosnących włosów sprawa w tym, iż znów poczułam się gorzej.

Wtedy weszła moja przyjaciółka, ciotka Natalia ze starej pracy, pamiętasz ją? Miała kiedyś znamionko nad okiem, prawie zasłaniające gałkę. ale lekarze twierdzili, iż trzeba je usunąć, bo mogłoby się przekształcić. A teraz Natalia przyjechała nie ma znamienia, wygląda wspaniale.

Do babci Zofii wsiadłaśmy w autobusie, a ona opowiadała nam historie. I tak Natalia przytuliła się do mnie pojechaliśmy do Zofii, bo przyjeżdżają z różnych miast i pomagały wielu. Pomyślałam, co tracę, i ruszyłyśmy.

Jagoda i Tomek słuchali opowieści matki, wstrzymując oddech, ale nie do końca rozumieli, dokąd to zmierza.

No więc, dzieci kontynuowała Irena babcia Zofia od razu zadała mi dziwne pytanie: czy mam syna?

Usłyszała, iż mam jedną córkę Jagodę i dwie ukochane wnuczki, Maję i Tosieńkę, babcia Zofia natarczywie dopytywała: a co z drugą córką?

Zaskoczyłam się, bo nikt poza mną i tatą nie wiedział, iż miałam późny poronienie. Miał przyjść chłopiec, pierworodny, dla ciebie, Jagodo.

Lecz nie przeżył Irena nerwowo szarpała rękawy koszulki.

Co dalej? spojrzała Jagoda wielkimi oczami.

A dalej to, co babcia Zofia powiedziała przygarnij chłopca. Odwróciła się i odeszła. Łzy spłynęły mi po policzkach, jakbym była winna, iż nie udało się uratować pierworodnego.

Teraz muszę dać ciepło i miłość innemu chłopcu, przywrócić równowagę. I wiem, iż naprawdę tego chcę. Mamy z tatą możliwość dać maluchowi ciepło, miłość i wszystko, czego potrzebuje! Nie dla własnego wyzdrowienia, ale z poczucia, iż chcę uratować choć jedno małe życie przed sierociątką i samotnością. Rozumiecie?

Mamo, rozumiem cię i w pełni wspieram Jagoda ze łzami rzuciła się w objęcia matki zróbmy tak!

Jagoda i Tomek wcześniej uzgodnili z dyrekcją domu dziecka w Krakowie, iż chcą adoptować małego chłopca. Zaproszono ich, by zobaczyli dzieci.

Irena i Borys, oczywiście, również pojechali. W sali zabaw, na dywanie siedzieli i bawili się maluchy od trzech lat wzwyż.

Mamo, patrz, jaki chłopiec rudy, przypomina cię, jak pilnie układa wieżkę. choćby język wystawił, żeby sięgnąć po klocki Jagoda cicho wskazała jednego z nich.

Irena spojrzała i też mu się spodobał. ale z rogu usłyszeli niejasne słowa.

Irena odwróciła się w kącie stał starszy chłopiec ze smutnym spojrzeniem, szepcąc coś cicho.

Mówisz do nas? Powiedz głośniej, nie słyszałam zapytała Irena.

Chłopiec podszedł i powtórzył: Ciociu, proszę, weźcie mnie, obiecuję, iż nigdy nie pożałujecie. Weźcie mnie

Jagoda i Tomek gwałtownie załatwili wszystkie dokumenty i adoptowali Mikołaja. Maja i Tosia były dumne, iż mają nowego braciszka.

Mikołaj gwałtownie przyzwyczaił się i nazywał Jagodę i Tomka mamą i tatą. Często odwiedzał babcię Irenę i dziadka Borysa, bo mieszkali niedaleko i szkołę można było dojeżdżać na piechotę.

Irenę nazywał dziwnie, nie babcią, a mamą Irą. Sam tak zaczęło go nazywać. Ona, wstrzymując oddech, patrzyła na Mikołaja i wydawało jej się, iż to naprawdę on, jej syn, który nie przeżył.

Z przymusu lekarzy Irena rozpoczęła nowy cykl leczenia, ale nic nie pomagało, a jej stan się pogarszał.

Mikołaj patrzył jej w oczy, głaskał krótkie włosy.

Mamo Iro, dlaczego chorujesz? Chcę, żebyś wyzdrowiała!

Nie wiem, Mikołaju, tak bywa, ale postaram się wyzdrowieć, obiecuję Iryna lubiła, jak go nazywał, mama Iro.

Borys rozmawiał z lekarzem, który nalegał na operację.

Jakie szanse? zapytał Borys.

Lekarz nie owijał w bawełnę:

Pięć na pięć. Zrobimy wszystko, co możliwe, i to ją uratuje.

I Borys z Ireną podjęli decyzję.

W dniu operacji wszyscy byli nerwowi. Jagoda nie przestawała dzwonić do taty. Piotr umówił się z lekarzem, by ten poinformował go, gdy będzie wiadomo, a Borys był jak na igłach.

Nie od razu zorientował się, gdzie jest Mikołaj. Borys znalazł chłopca w ich sypialni, przy krześle z szlafrokiem Ireny.

Mikołaj nie słyszał, jak Borys wszedł; siedział na podłodze, chowając twarz w szlafroku, płakał i cicho powtarzał:

Mamo Iro, nie odchodź, nie chcę znowu cię stracić, proszę! Chcę, żebyś była zawsze przy mnie, mamo Iro!

Dzwonek telefonu sprawił, iż obaj się zatrzęśli. Dzwonił lekarz, głos zmęczony i pozbawiony radości; serce Borysowi przyspieszyło, jakby dosłownie stanęło w miejscu.

Czy to koniec? Czy Irenka nie przetrwała operacji?

Borysie? Tu Michał Kowalski, operacja była trudna, ale zakończyła się sukcesem, twoja żona przetrwała.

Była na krawędzi, pierwszy raz widziałem coś takiego, jakby ktoś z nieba wspierał ją w chwilach, gdy wydawało się, iż życie może się urwać.

Gratuluję, widać, iż ma jeszcze czas, widać, iż ma jeszcze powód do życia

Dziękuję, dziękuję, doktorze! Borys objął Mikołaja.

Rozumiesz, wszystko w porządku, nasza mama Iro żyje! Żyje! Co za szczęście, iż jesteś z nami, mały.

Przepraszam, iż prosiliśmy o pomoc dla mamy Iry, dziękuję ci, mój drogi synku!

Idź do oryginalnego materiału