Tajemnica ujawniona w dniu naszego ślubu: moja żona ma córkę!

polregion.pl 1 godzina temu

Sekret ujawniony w dniu mojego ślubu: moja żona ma córkę!

„Krzysztof, nie chciałem ci tego mówić w dniu twojego ślubu W każdym razie, wiesz, iż twoja nowa żona ma córkę?” mój kolega dosłownie przygwoździł mnie do fotela kierowcy.

„O czym ty mówisz?” odmówiłem przyjęcia tej wiadomości.
„Moja żona, widząc twoją Jagodę na waszym ślubie, szepnęła mi do ucha: 'To dziwne, czy pan młody wie, iż jego narzeczona ma córkę w domu dziecka?'”
„Wyobrażasz sobie, Krzysztof? Prawie się zakrztusiłem sałatką. Moja Magda jest położną. Pamięta twoją Jagodę dzięki znamieniu na szyi. Powiedziała też, iż Jagoda nazwała córkę Zosia i dała jej swoje nazwisko. To było pięć lat temu” kolega obserwował moją reakcję z zainteresowaniem.

Zamarłem za kierownicą. Co za wstrząsająca wiadomość!
Postanowiłem sam wyjaśnić sprawę. Nie chciałem wierzyć w tę historię. Wiedziałem, iż Jagoda nie miała osiemnastu lat w dniu ślubu skończyła trzydzieści dwa. Na pewno miała życie przede mną. Ale dlaczego porzuciła własne dziecko? Jak można z tym żyć?

Dzięki mojej pracy gwałtownie znalazłem dom dziecka, w którym wychowywała się Zosia.
Dyrektor przedstawił mi radosną dziewczynkę z szerokim uśmiechem:
„To nasza Zosia Kowalska” zwrócił się do dziecka „powiedz panu, ile masz lat, kochanie.”
Nie sposób było nie zauważyć jej zeza. Zrobiło mi się jej żal. Od razu poczułem głębokie przywiązanie. W końcu to córka mojej ukochanej żony! Moja babcia zawsze mawiała:
„Dziecko, choćby krzywe, to skarb w oczach rodziców.”

Zosia odważnie podeszła do mnie:
„Mam cztery lata. Jesteś moim tatą?”
Poczułem się zakłopotany. Jak odpowiedzieć dziecku, które w każdym mężczyźnie widzi ojca?
„Zosiu, porozmawiajmy chwilę. Chciałabyś mieć mamę i tatę?” moje pytanie było głupie, ale już chciałem przytulić to urocze dziecko i zabrać je do domu.
„Tak! Zabierzesz mnie?” Zosia wpatrywała się we mnie, szukając odpowiedzi w moich oczach.

„Przyjdę po ciebie, ale trochę później. Będziesz na mnie czekać, kochanie?” miałem ochotę zapłakać.
„Będę czekać. Nie skłamiesz?” Zosia stała się poważna.
„Nie skłamię” pocałowałem ją w policzek.
Wróciwszy do domu, opowiedziałem wszystko żonie.
„Jagoda, nie ważne, co było przede mną, ale musimy zabrać Zosię. Ja ją adoptuję.”
„A spytałeś mnie o zdanie? Czy ja ją chcę? I jeszcze zeza ma!” Jagoda podniosła głos.

„To twoja własna córka! Zoperujemy jej oczy. Wszystko będzie dobrze. Jest cudowna! Zakochasz się w niej od razu” byłem zaskoczony jej reakcją.
Musiałem długo przekonywać Jagodę, by zgodziła się na adopcję.

Minął rok, zanim zabraliśmy Zosię do domu. Często ją odwiedzałem. Przez ten czas zdążyliśmy się mocno zżyć. Jagoda jednak nie była zachwycona i choćby próbowała przerwać procedurę. Nalegałem, by ją dokończyć.
Wreszcie nadszedł dzień, gdy Zosia po raz pierwszy przekroczyła próg naszego mieszkania. Najprostsze rzeczy wypełniały ją zachwytem. niedługo okulista skorygował jej zeza. Zabiegi trwały półtora roku. Cieszyłem się, iż nie potrzebowała operacji.

Moja córka stała się żywym portretem matki. Byłem szczęśliwy. Dwie piękne kobiety rozświetlały moje życie: żona i córka.

Prawie rok po wyjściu z domu dziecka Zosia wciąż nie mogła się nasycić. Wszędzie chodziła z paczką ciastek, choćby w nocy. Nie dało się ich jej odebrać. To denerwowało Jagodę, a mnie przerażało.

Próbowałem zjednoczyć rodzinę, ale niestety Moja żona nigdy nie pokochała własnego dziecka. Jagoda kochała tylko siebie ta egocentryczna postawa mnie przerażała.

Kłótnie i pretensje o Zosię stały się codziennością.
„Po co sprowadziłeś tę dzikus”Po latach zrozumiałem, iż prawdziwa rodzina to nie krew, ale miłość, którą daliśmy Zosi i naszemu synowi, a Jagoda odeszła jak cień, który nigdy nie zasłużył na nasze światło.”

Idź do oryginalnego materiału