— Mamo, tato, cześć, prosiliście, żebyśmy wpadli, co się stało? — Marysia z mężem Pawłem niespodziewanie wpadli do mieszkania rodziców.

polregion.pl 11 godzin temu

Mamo, tato, witajcie, prosiliście nas przyjechać, co się stało? Zuzanna i jej mąż Tomek wpadli prosto do rodzinnego mieszkania.

Właściwie to wydarzyło się już dawno. Mama była chora, choroba zaawansowana, drugi stopień

Przeszła chemioterapię, potem radioterapię. Miałła remisję, włosy lekko odrosły. ale spokój był przedwczesny stan zdrowia znów się pogarszał.

Zuzanko, Tomku, dobry wieczór, proszę, wejdźcie, mama, bladą i chudą niczym mała dziewczynka, przywitała ich.

Dzieci, usiądźcie. Mamy do was nietypową prośbę, posłuchajcie mamy, tata, nieco zakłopotany, dodał.

Zuzanna i Tomek usiedli na kanapie, wpatrując się w mamę. Irena westchnęła, zerknęła na męża Borysa, jakby szukając wsparcia.

Zuzanko, Tomku, nie zdziwcie się, mam do was dość dziwną prośbę. Po prostu bardzo was prosimy.

Urodźcie dla nas z tatą chłopca, proszę! Nie damy wam po latach, a i z innych przyczyn.

Zapanowała chwila ciszy.

Pierwsza odezwała się najstarsza córka:

Mamo, myślę, iż się zdziwisz, ale od dawna planowaliśmy to powiedzieć. Ja i Tomek bardzo chcemy syna, a już mamy dwie córeczki twoje i taty wnuczki.

Nie ma gwarancji, iż trzecie dziecko będzie chłopcem. Poza tym zdrowie już nie jest takie.

Maja urodziła przez cesarskie cięcie. Lekarze nie radzą już rodzić. Myśleliśmy, iż może jednak przygarnąć chłopca z domu dziecka.

Małego, kochanego synka przyjąć do rodziny. I nagle ty, mamo, mówisz nam to samo. Skąd wzięłaś takie myśli?

Zuzanko, nie wiem od czego zacząć, Irena nerwowo przejechała dłonią po rosnącym jeżu włosach, po prostu znów poczułam się gorzej.

Wtedy weszła moja przyjaciółka, ciocia Nadzieja ze starej pracy, pamiętasz ją? Kiedyś miała nad oczkiem znamień, prawie zasłaniającego oko. Lękali się, iż trzeba go usunąć, bo może się przekształcić. A teraz Nadzieja przyjechała znamienia nie ma, wygląda świetnie.

Pojechała do babci Zofii na wieś, porozmawiała z nią. I nagle Nadzieja podeszła: jedziemy do Zofii i wszystko! Do niej z innych miast przyjeżdżają, pomaga wielu. Pomyślałam, co tracę, i pojechaliśmy.

Zuzanna i Tomek słuchali opowieści matki, wstrzymując oddech, choć nie do końca rozumieli, dokąd to zmierza.

No więc, dzieci, kontynuowała Irena, babcia Zofia od razu zadała mi dziwne pytanie czy mam syna?

Gdy usłyszała, iż mam jedną córkę Zuzankę i dwie ukochane wnuczki, Maję i Tanię, babcia Zofia natarczywie dopytywała a co z córką?

Zaskoczyło mnie, bo nikt poza mną i tatą nie wiedział, iż miałam poronienie pod koniec ciąży. Miał przyjść chłopiec, pierworodny, dla ciebie, Zuzanko. Ale nie przeżył Irena nerwowo drapała krawędź koszulki.

Co dalej? Zuzanna patrzyła na mamę dużymi oczami.

A dalej to, co babcia Zofia powiedziała adoptuj chłopca. Wróciła i odeszła. Łzy popłynęły mi po policzkach, jakbym była winna, iż nie udało się uratować pierworodnego synka.

Teraz muszę dać ciepło i miłość innego chłopczyka, przywrócić równowagę.

I wtedy zrozumiałam naprawdę tego chcę. My z tatą możemy dać małemu dziecku zarówno ciepło, jak i miłość, i wszystko, czego potrzebuje!

Nie dla własnego powrotu do zdrowia, ale z głęboko świadomego pragnienia ocalić od sierociństwa i samotności jedno małe życie. Rozumiecie mnie?

Mamusiu, rozumiem cię i w pełni cię wspieram, Zuzanna ze łzami rzuciła się w objęcia mamy, zróbmy to!

Zuzanna i Tomek wcześniej skontaktowali się z dyrekcją domu dziecka, wyrażając chęć adopcji małego chłopca. Zaproszono ich, by zobaczyli dzieci.

Irena i Borys, oczywiście, też pojechali. W pokoju zabaw na dywanie siedziały i bawiły się dzieci w wieku trzech i starsze.

Mamo, patrz, jaki to chłopiec rudy, przypomina cię, jak pilnie układa wieżę z klocków. Z taką uwagą aż język wystawił, Zuzanna cicho wskazała jednego z maluchów.

Irena przyjrzała się i i jej się spodobał. Nagle z kąta usłyszały niezrozumiałe słowa.

Irena odwróciła się w rogu, obok nich, stał starszy chłopiec z smutnymi oczami, szepcząc cicho.

Mówisz do nas? Powiedz głośniej, nie zrozumiałam, poprosiła Irena.

Chłopiec podszedł i powtórzył: Ciociu, proszę, weźcie mnie, obiecuję, iż nie pożałujecie.

Zuzanna i Tomek gwałtownie załatwili wszystkie formalności i adoptowali Mikołaja. Maja i Tania były dumne, iż mają nowego braciszka.

Mikołaj gwałtownie przyzwyczaił się i nazywał Zuzannę i Tomka mamą i tatą. Często bywał w gościach u babci Irki i dziadka Borysa, bo mieszkali blisko, a do szkoły mógł chodzić pieszo.

Irkę nazywał dziwnie nie babcią, a mamą Irą. Nie wiedziała, czemu tak go zwraca. Patrzyła na Mikołaja, a w jej sercu wyglądało, iż to właśnie on jej syn, który nie przeżył.

Zaleceniem lekarzy Irena rozpoczęła nowy cykl leczenia, ale nic nie pomagało, a stan pogarszał się.

Mikołaj patrzył jej w oczy, głaskał krótkie włosy.

Mamusiu Iro, czemu chorujesz? Chcę, żebyś wyzdrowiała!

Nie wiem, Mikołaju, tak bywa, ale postaram się wyzdrowieć, obiecuję, Ira kochała, jak go nazywał mama Iro.

Borys rozmawiał z lekarzem, który nalegał na operację.

Jakie szanse? spytał Borys.

Lekarz nie okłamywał:

Pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, i to ją uratuje.

I Borys z Ireną podjęli decyzję.

W dniu operacji wszyscy byli napięci. Zuzanna nieprzerwanie dzwoniła do taty. Tata umówił się z lekarzem, iż poinformuje go, gdy będzie wiadomo, a Borys trząsł się jak liść na wietrze.

Nie od razu zorientował się, gdzie jest Mikołaj. Borys znalazł chłopca w ich sypialni, przy krześle z szlafrokiem Iry.

Mikołaj nie słyszał, jak Borys wszedł, siedział na podłodze, zakryty szlafrokiem, płakał i cicho powtarzał:

Mamusiu Iro, nie odchodź, nie chcę cię znowu stracić, proszę! Chcę, żebyś była zawsze przy mnie, mamo Iro!

Rozbrzmiał telefon, który przestraszył zarówno Borysa, jak i Mikołaja.

Dzwonił lekarz, głos zmęczony i pozbawiony radości, a serce Borysa stężało, jakby w pięć…

Czy to koniec? Czy Irenka nie przetrwała operacji?

Borysie? Tu lekarz Michał Nowak, operacja była trudna, ale zakończyła się pomyślnie, twoja żona przetrwała.

Była na krawędzi, pierwszy raz widziałem coś takiego, jakby ktoś z nieba pomagał jej w chwilach, gdy wydawało się, iż życie może się przerwać.

Gratuluję, widać, iż ma jeszcze szansę na życie, jest po co…

Dziękuję, dziękuję, doktorze! Borys objął Mikołaja.

Rozumiesz, wszystko w porządku, nasza mama Ira żyje, żyje! Jakie szczęście, iż jesteś z nami, mały.

Przepraszam, słyszałem, jak dziękowałeś za Irę, dziękuję ci, mój drogi synku!

Idź do oryginalnego materiału