Dawno temu, kiedy słońce już chowało się za dachami starej kamienicy na Pradze, pamiętam, iż stałam przy umywalce, dłonie zanurzone w lodowatej wodzie. Przez okno wlewał się zmierzch, powoli przygniatając się nad naszym blokiem. Z salonu dobiegał głośny śmiech, a głos Jadwigi, naszej teściowej, rozbrzmiewał ponad wszystkim czysty, dzwoniący, pewny siebie. Ten śmiech prześladował mnie już od pięciu lat.
Spojrzałam w szyby, zobaczyłam blade odbicie, czerwone oczy i drżące wargi. To nie była słabość, to była granica.
Wystarczy.
Drzwi otworzyły się i wszedł Andrzej.
Jadwigo szepnął. To nie ma sensu. Nie wciągaj tego do środka.
Nie ma sensu? odwróciłam się. Zawsze to samo, Andrzeju. Zawsze mnie poniżasz, a ty milczysz.
Nie chcę kłótni. Wiesz przecież, iż się nie zmieni.
Wiem odparłam. Ale i ja nie będę już dłużej milczeć.
Wytarłam ręce, podniosłam głowę i ruszyłam w stronę salonu. Serce biło mocno, ale tym razem strachu już nie czułam.
Weszłam. Wszyscy wciąż się śmiali. Jadwiga siedziała w centrum, kielich wina w dłoni.
Oto nasza Maria! oznajmiła. Właśnie opowiadałam, jak Andrzej kiedyś wybiegł przez okno, by ją zobaczyć, po czym spadł i skaleczył nogę!
Pamiętam odpowiedziała spokojnie Maria. Płakał, a ja opatulałam mu kolano. Dziś znowu płaczę, tylko iż w środku.
Śmiech ustał. Zapaniała ciężka cisza.
Co chcesz powiedzieć? spytała teściowa, unosząc brew.
Że pięć lat znosiłam drwiny wyjaśniła Maria wyraźnie. Pięć lat milczałam, podczas gdy ona poniżała mnie przed wszystkimi.
Nie mów tak próbowała przerwać Jadwiga. Ja po prostu mówię szczerze!
Nie, odparła Maria. Ty nie mówisz szczerze. Jesteś okrutna.
Wszyscy zamilkli. choćby Basia nie odważyła się odezwać.
Nazywasz mnie okrutną w własnym domu? drżył głos Jadwigi.
Tak. Bo jeżeli poniżasz człowieka, którego kocha twój syn, to jest okrucieństwo.
Andrzej wstał. Po raz pierwszy od lat jego oczy były poważne.
Mamo, dość.
Jadwiga spojrzała na niego jak na obcego.
Ty przeciwko mnie, Andrzeju?
Nie przeciwko tobie, ale za nas. Myślisz, iż masz rację, a nie widzisz, iż nas raniisz.
Teściowa ucichła, palce ścisnęły się wokół kielicha.
Chciałam tylko, żeby wszystko było tak, jak trzeba.
Ja chcę po prostu szacunku powiedziała Maria. Nie musi wszystko iść według twojego przepisu.
Zapaniała cisza. Nikt nie odważył się ruszyć.
Maria wzięła płaszcz.
Idziemy.
Andrzej skinął głową.
Zgoda.
Wyszliśmy z domu. Na zewnątrz nocny wiatr był chłodny, ale lekki. Maria wzięła głęboki oddech, jakby po raz pierwszy od lat naprawdę oddychała.
Nie wiedziałam, iż tak cię rani wyszeptał Andrzej.
Teraz wiesz odrzekła. Nie chcę, by nasze dzieci widziały matkę poniżaną.
Objął ją za ramiona.
Nie pozwolę już na to.
Minął tydzień. Nasz dom wypełnił się ciszą i dziecięcym śmiechem. Po raz pierwszy od dawna Maria odczuła spokój. Gotowała grochówkę, a z pokoju dochodziły radosne głosy maluchów.
Telefon zadzwonił. Na ekranie Jadwiga. Serce podskoczyło.
Halo?
Maria głos z drugiej linii był miękki, niepewny. Chcę się przeprosić.
Maria zamilkła.
Myślałam o tym cały tydzień. Zrozumiałam, iż byłam niesprawiedliwa. Bałam się stracić syna. Niechcący straciłam ciebie.
Łzy napłynęły do oczu Marii.
Nie chcę wojny powiedziała. Chcę, by nasze dzieci miały babcię, która je kocha.
Będą mieć odrzekła Jadwiga. jeżeli pozwolisz mi być taką.
Przyjdź jutro uśmiechnęła się Maria. Upiekę ciasto. Tym razem nie po to, byś mnie oceniała, ale byśmy razem zjadły.
Dobrze szepnęła Jadwiga. Przyniosę coś domowego, bez Simeonowa.
Następnego dnia dom pachniał wanilią. Gdy Jadwiga weszła, trzymała pudełko z kokardą.
Przyniosłam coś powiedziała nieśmiało. Zrobiłam to sama.
To więc najpyszniejsze na świecie odparła Maria, uśmiechając się.
Obie zaczęły ubijać krem. Nie było napięcia, nie było słów jak ostrzy. Dwie kobiety, które w milczeniu wybaczały sobie nawzajem.
Moja matka mawiała, iż miłość okazuje się czynem mruknęła Jadwiga. Zapomniałam o tym.
Nie jest za późno, by to sobie przypomnieć odpowiedziała Maria, kładąc rękę na jej dłoni.
Andrzej stał w progu i patrzył na nie z uśmiechem.
Wieczorem zjemy dwa ciasta jedno Marii, drugie Jadwigi. Nikt nie porównuje. Nikt nie krytykuje. Bo tym razem słodycz nie tkwi w kremie, ale w przebaczeniu.








