Masz rację, ich rodzina się powiększa – jak to będzie wyglądać, iż z nimi mieszkasz?

polregion.pl 5 godzin temu

„Gosiu, może Kasia ma rację? Mają rodzinę, niedługo urodzi im się dziecko. Jak to będzie wyglądało, iż ty z nimi mieszkasz?” — powiedziała mi mama. „A dlaczego ja mam coś wymyślać? To mieszkanie jest tak samo moje, jak jej!” — odpowiedziałam, ale w głębi duszy poczułam, jak gorycz i wątpliwości ściskają mi serce. Ta rozmowa z matką stała się ostatnią kroplą przepełniającą czarę. Życie z siostrą i jej mężem pod jednym dachem stawało się coraz trudniejsze, i zaczęłam się zastanawiać, jak mamy to wszystko pogodzić.

Ja i Kasia — jesteśmy siostrami, a mieszkanie, w którym teraz żyjemy, odziedziczyłyśmy po babci. To duże, trzypokojowe, w samym centrum Warszawy — prawdziwy skarb. Babcia zapisała je nam obu, żebyśmy dzieliły je po równo. Gdy Kasia wyszła za mąż za Marka, wprowadzili się tutaj, a ja wtedy mieszkałam w innym mieście, wynajmowałam pokój i nie miałam nic przeciwko. Ale rok temu wróciłam — moja praca przeszła na zdalny tryb i uznałam, iż nie ma sensu płacić czynszu, skoro mam swoją część w tym mieszkaniu.

Na początku wszystko było w porządku. Kasia i Marek to dobrzy ludzie, zawsze dogadywałam się z siostrą. Starałam się nie przeszkadzać: zajmowałam jeden pokój, pomagałam w sprzątaniu, robiłam zakupy. Ale gdy Kasia zaszła w ciążę, atmosfera zaczęła się zmieniać. Marek coraz częściej sugerował, iż może powinnam pomyśleć o wyprowadzce. „Gosia, jesteś młoda, możesz znaleźć coś swojego” — mówił z uśmiechem, ale słyszałam w jego słowach ukrytą presję. Kasia milczała, ale widziałam, iż się z nim zgadza.

Mama, dowiedziawszy się o napięciu, stanęła po ich stronie. „Gosiu, oni mają rodzinę, niedługo będzie dziecko. Potrzebują przestrzeni. A ty jesteś sama, tobie łatwiej” — powtarzała. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Łatwiej? To mieszkanie jest moje z prawa, mam do niego takie samo prawo jak Kasia! Dlaczego mam ustąpić tylko dlatego, iż oni spodziewają się dziecka? Ja też chcę żyć w swoim domu, budować swoje życie. Ale słowa mamy zabolały. Może naprawdę jestem egoistką? Może powinnam odejść, by nie psuć im rodzinnego szczęścia?

Wspólne życie stawało się coraz cięższe. Kasia zaczęła irytować się drobiazgami: raz grałam za głośno muzykę, raz zajęłam łazienkę, gdy potrzebowała. Marek pewnego dnia oznajmił, iż po narodzinach dziecka mój pokój będzie potrzebny na pokoik dziecięcy. Próbowałam rozmawiać spokojnie: „Słuchajcie, dogadajmy się. Mieszkanie jest wspólne, nie mam nic przeciwko pomocy, ale wyrzucać mnie — to niesprawiedliwe”. Kasia westchnęła: „Gosia, nikt cię nie wyrzuca. Ale rozumiesz, będzie nam ciasno”. Rozumiałam, ale czułam się jak osaczona.

Postanowiłam porozmawiać z mamą jeszcze raz. „Mamo, dlaczego ja mam się wyprowadzać? To mój dom, ja też chcę tu żyć. Dlaczego Kasia z Markiem nie szukają swojego mieszkania?” Mama odparła, iż to młodzi, mają niedługo dziecko, a ja „jeszcze zdążę się urządzić”. Ale mam 29 lat, nie jestem dzieckiem, mam swoje życie, swoje plany. Pracuję, płacę rachunki, robię zakupy. Dlaczego moja część nagle stała się mniej ważna?

Zaczęłam myśleć, jak rozwiązać tę sytuację. Sprzedać swoją część? Ale kocham to mieszkanie, tu przecież minęło moje dzieciństwo i młodość. Poza tym sprzedaż udziału w mieszkaniu wspólnym to skomplikowana sprawa, a Kasia z Markiem raczej nie mają pieniędzy, by go wykupić. Wynająć coś dla siebie? To możliwe, ale wtedy wszystkie oszczędności pochłonie czynsz, a marzenia o podróży czy samochodzie będą musiały poczekać lata. Zaproponowałam siostrze prawny podział, by każda miała swoją część, ale odmówiła: „Gosia, to bez sensu, dzielić jedno mieszkanie. Lepiej żyj swoim życiem”.

Te słowa bolały najbardziej. Swoim życiem? A czy to mieszkanie nie jest jego częścią? Coraz częściej czułam się obco we własnym domu. Kasia i Marek planują już, gdzie stanie łóżeczko, a ja siedzę w swoim pokoju i zastanawiam się, co dalej. Mama dzwoni prawie codziennie, namawia do ustępstwa. „Gosiu, rodzina to najważniejsze. Pomyśl o siostrzeńcu czy siostrzenicy” — mówi. Ale ja też chcę być częścią tej rodziny, a nie czuć się jak intruz.

Wczoraj rozmawiałam z przyjaciółką, prawniczką. Poradziła, by spisać umowę o współużytkowaniu lub choćby wystąpić o podział sądownie, jeżeli nie znajdziemy kompromisu. Ale nie chcę iść do sądu — to przecież moja siostra, moja rodzina. Zaproponowałam Kasi i Markowi inny układ: zapłacę więcej za media i wezmę na siebie część remontu, jeżeli przestaną na mnie naciskać. Obiecali się zastanowić, ale widzę, iż im to nie pasuje.

Teraz stoję przed dylematem. Może mama ma rację i powinnam odejść dla ich szczęścia? Ale wtedy czuję, iż zdradzam samą siebie. To mieszkanie to nie tylko cztery ściany — to wspomnienia po babci, nasze dzieciństwo z Kasią. Nie chcę tego stracić. Wierzę, iż znajdziemy rozwiązanie: może wydzielimy pokoje, ustalimy grafik, by wszystkim było wygodnie. Chcę, by mój przyszły siostrzeniec czy siostrzenica rosły w miłości, a nie w kłótniach.

Ta sytuacja nauczyła mnie doceniać swój dom, ale też pokazała, jak trudno walczyć o swoje, gdy w grę wchodzi rodzina. Mam nadzieję, iż Kasia i Marek mnie zrozumieją, a mama przestanie widzieć we mnie tylko „młodszą siostrę, która powinna ustąpić”. Chcę być częścią ich życia, ale nie kosztem własnego szczęścia. Może czas ułoży wszystko na swoim miejscu i znajdziemy sposób, by żyć razem jak prawdziwa rodzina.

Idź do oryginalnego materiału