Matka chce odwiedzić nas, gdy teściowej nie ma, ale ona zakazuje wpuszczania obcych do swojego domu.

twojacena.pl 11 godzin temu

Mama chce nas odwiedzić, podczas gdy teściowej nie ma, ale ta zabrania wpuszczać obcych do swojego domu.

Mam 25 lat, nazywam się Kinga i znajduję się w sytuacji, która łamie mi serce. Razem z mężem, Jakubem, mieszkamy w mieszkaniu jego matki, Haliny Stanisławównej, w małym miasteczku pod Krakowem. To nie tymczasowe rozwiązanie — zostaniemy tu na dłużej, przynajmniej do końca mojego urlopu macierzyńskiego. Trzy miesiące temu urodziłam córeczkę, Zosię, i teraz nasze życie kręci się wokół niej. Zamiast rodzinnego ciepła czuję się jednak jak zakładniczka w cudzym domu, gdzie teściowa narzuca swoje zasady, a moja mama nie może choćby przyjechać w odwiedziny.

Mieszkanie Haliny Stanisławównej to przestronne trzypokojowe lokum, z wygodnym układem, balkonem i dużą kuchnią. Bez problemu mogłoby tu mieszkać czworo ludzi. Jakub ma swój udział w tym mieszkaniu, a my zajmujemy tylko jeden pokój, żeby nikomu nie przeszkadzać. Karmię Zosię piersią, śpimy razem i na razie wszyscy są z tego zadowoleni. Życie tutaj stało się jednak dla mnie niekończącą się walką. Teściowa nie przepada za sprzątaniem, więc cały ciężar utrzymania porządku spadł na mnie. Jeszcze przed porodem doprowadzałam mieszkanie do czystości po latach zaniedbań, a teraz pilnuję, żeby było czysto, bo z niemowlakiem inaczej się nie da. Codzienne mycie podłóg, pranie, prasowanie — wszystko na mojej głowie. Gotuję też sama, bo Halina Stanisławówna choćby nie zagląda do kuchni. Na szczęście Zosia jest spokojna — śpi albo leży w łóżeczku, gdy ja krzątam się po domu.

Teściowa zaś nie robi nic. Kiedyś chociaż zmywała naczynia, ale teraz i tego zaprzestała. Zostawia talerze na stole i wychodzi. Milczę, żeby nie eskalować konfliktu, ale we mnie wszystko wrze. Czy tak trudno opłukać talerz po zupie? To drobiazg, ale dobija mnie. Ja zmywam, sprzątam, gotuję, a ona ogląda telewizję lub plotkuje przez telefon. Staram się unikać kłótni, połykam urazę, ale z każdym dniem czuję, jak siły mnie opuszczają.

Ostatnio teściowa oznajmiła, iż jesienią jedzie odwiedzić rodzinę w okolice Poznania. Jej siostrzenica wychodzi za mąż i chce się spotkać z siostrami i siostrzeńcami. Ucieszyłam się — wreszcie będziemy z Jakubem i Zosią sami, jak prawdziwa rodzina! Tego samego dnia zadzwoniła moja mama, Jadwiga Piotrowska. Mieszka daleko, w Kielcach, i jeszcze nie widziała wnuczki. Powiedziała, iż tęskni i chciałaby przyjechać. Byłam w siódmym niebie — mama będzie mogła przytulić Zosię, a ja choć trochę poczuję się jak u siebie. To była podwójna radość, nie mogłam się doczekać wieczora, żeby się nią podzielić.

Ale moja euforia prysła jak bańka mydlana. Gdy powiedziałam o planach mamy, Halina Stanisławówna zmieniła się na twarzy. „Nie pozwolę wpuszczać do mojego domu obcych, kiedy mnie nie będzie!” — oświadczyła. Obcych? Mówiła o mojej mamie, babci mojej córki! Byłam w szoku. Jak można nazwać moją mamę obcą osobą? Owszem, ona i teściowa nie są blisko, ale widziały się na naszym ślubie. Wtedy mieszkaliśmy w wynajmowanym mieszkaniu, a mama zatrzymała się u nas, bo u teściowej gościli daleki krewni. To było trzy lata temu, ale czy to znaczy, iż moja mama stała się kimś obcym?

Teściowa przyjęła postawę pełną podejrzeń. Oskarżyła mnie o zmowę z mamą, jakbyśmy specjalnie czekały na jej wyjazd, żeby „rządzić” w jej mieszkaniu. Już kupiła bilety, ale teraz nie wierzy, iż przyjazd mamy to zbieg okoliczności. „Dwa lata twoja matka się nie odzywała, a nagle się przypomniała? Tak się nie dzieje!” — krzyczała. Próbowałam wytłumaczyć, iż mama po prostu chce zobaczyć wnuczkę, ale teściowa była nieugięta. Oświadczyła, iż zwróci bilety i zostanie w domu, żeby „pilnować” swojego mieszkania. Jakby miała pałac ze złotem, a nie zwykłą trzypokojówkę z wyblakłymi tapetami!

Wyznałam wszystko mamie, nie potrafiłam ukryć rozgoryczenia. Była rozżalona, ale stwierdziła, iż przełoży wizytę na lato, żeby nie robić problemów. A teściowa rzeczywiście zwróciła bilety. Teraz chodzi po domu z miną strażnika, śledzi każdy mój krok, jakbym była złodziejką gotową ukraść jej dobytek. Czuję się upokorzona. Moja mama, która tak marzyła o przytuleniu Zosi, nie może przyjechać przez kaprys teściowej. A ja, mieszkając tu na stałe, z prawem do tego lokalu, nie mam choćby możliwości zaprosić najbliższej osoby.

Serce pęka z bólu. Robię wszystko dla tego domu: sprzątam, gotuję, dbam o komfort, a w odpowiedzi dostaję tylko podejrzenia i zakazy. Jakub stara się nie mieszać, ale widzę, iż i jemu jest niezręcznie. Kto ma rację? Teściowa, która strzeże swojego mieszkania jak twierdzy? Czy ja, która po prostu chcę, żeby moja mama zobaczyła wnuczkę? Moja mama to nie obca osoba, to część naszej rodziny. Ale Halina Stanisławówna widzi we mnie zagrożenie, a w moich pragnieniach — podstęp. Mam dość życia pod jej kontrolą, dość bycia gościem w miejscu, które powinno być także moje. Ta sytuacja to jak nóż w serce i nie wiem, jak znaleźć wyjście, nie niszcząc przy tym rodziny.

Czasem najtrudniej zrozumieć, iż dom to nie tylko ściany, ale ludzie, którzy go tworzą. I choćby jeżeli ktoś nazywa go swoim, prawdziwym domem staje się dopiero wtedy, gdy pozwala nam w nim być sobą.

Idź do oryginalnego materiału