Matka dla małej.

newsempire24.com 5 dni temu

*Mama dla Ani*

– *Pawełku, chodź jeść* – powiedziała łagodnie niania Tania.
– *Nie* – odparł, wpatrując się w okno. – *Nie*.
– *Pawelku, chodź*.
– *Nieee!* – wrzasnął, tupiąc chudymi nóżkami w brązowych rajstopach. – *Nieee, mama tam!*
– *Mama przyjdzie później, chodź*.

– *Co tu się dzieje? Tatiano Michajłowna, co wy tu odprawiacie? Marsz do jadalni!*
Zła wychowawczyni złapała wrzeszczącego Pawła za kołnierzyk koszuli i ciągnęła go do stołu. Wpychała mu do ust zimne, szare kluski, a chłopiec krzyczał i wyrywał się.

– *Żryj, bękarcie, żryj!* – syknęła.
Inne dzieci zaczęły gwałtownie stukać łyżkami w aluminiowe miski.

– *Dlaczego pani tak, Eleno Dymitrówna? To przecież dzieci* – szepnęła przez łzy niania Tania.
– *Dzieci?* – wypluła z siebie zła kobieta. – *Jakie dzieci? To przyszli przestępcy, tak jak ich matki: złodziejki, morderczynie, bandytki!*

– *Aaa!* – wrzeszczał Paweł, przewracając się na podłogę. – *Chcę do mamy, aa, mamo!*
– *Zamknij się, mały drabie!*

– *O co ten krzyk?* – zapytała kolejna opryskliwa wychowawczyni. choćby Paweł na chwilę ucichł.
– *A no, buntuje się, jeść nie chce*.
– *Czyj to?*
– *Dubcowej*.
– *A, tej wariatki. Wyprowadźcie go, matka przyszła*.

Paweł pisnął i rzucił się przed wychowawczynią, wbijając twarz w chude, ostre kolana.
– *Mamo, mamo…*

Matka usiadła na podłodze, całując wychudzone ciało synka, przyciskając go do siebie wątłymi rączkami. Szeptała słowa tylko dla nich dwojga.

– *Oj, nie mogę na to patrzeć* – płakała stara niania, babcia Hela, która widziała w życiu tyle, iż starczyłoby na dziesięć powieści. – *Starzeję się, czy co? Ależ on ją kocha… A ona?*

Choć szalona i nieobliczalna, inne matki mogłyby się od niej uczyć. Ledwie wyszła z ziemi, a kocha go tak, iż aż drży.

– *Pf, kocha… Ona kocha tylko ulgi. Niedługo zabiorą tego bębna, a ona przyniesie następnego. Znam je…*
– *Jesteś okrutna, Ela*.
– *A co, nieprawdę mówię, ciociu Helu? Znów komuś się przypodoba, i będzie miała ulgi.*
– *Jesteś kobietą, Ela, czy tak można?*
– *Ona nie ma dzieci, nie zrozumie* – mruknął ktoś z personalu.
– *No i co? Tania też nikogo nie ma, a nie stała się zimna. Wybacz, Taniusiu.*
– *Dobrodziejki się znalazły! A ja i tak uważam, iż mają gdzieś, ile i od kogo rodzą. Hipokrytki.*

Tania wróciła do domu po zmianie, rozmyślając nad słowami Eli. Czyżby miała rację? Mówiła ostro, ale może prawdę? Jakoś przywiązała się do tego chłopca, polubiła Pawła i jego matkę – tę szerokooką Anię, skazaną Annę Dubcową, młodą dziewczynę z wyrokiem za ciężki artykuł.

Oj, dola…

Tania przepracowała swoje, czas już na emeryturę. Miała oszczędności, domek nad morzem, który czekał na gospodynię. Dawniej mieszkała tam jej matka, ale teraz… Ciotka Hela miała rację – była sama na świecie. Ani sióstr, ani braci, matki też już nie.

Lata pracowała z dziećmi więźniarek, do nikogo się nie przywiązywała, traktowała to jak pracę. A tu nagle – Pawełek wpełzł jej w serce.

Chłopiec stał przy oknie, czekając na mamę. Małym serduszkiem czuł – zaraz, zaraz nadejdzie…

– *Mamo…*
– *Pawełku…*

Siedzieli przytuleni, płacząc. Co tu z nimi zrobić?

– *Aniu* – zawołała Tania. Dziewczyna odwróciła się, jej spojrzenie było ostre, uśmiech zniknął. – *Aniu, musimy porozmawiać.*

Nie przywykła nikomu ufać. Ci ludzie nie wierzą nikomu.
– *Po co pani mi pomaga?* – spytała, wysłuchawszy spokojnie, z opuszczoną głową.
– *Nie tobie, Aniu. Sobie. Jestem sama, a twój Paweł… jakby wnuk mi się stał. A ty… mogłabyś być moją córką. Nie, nie myśl źle* – dodała szybko. – *Nie narzucam się. Po prostu… chcę pomóc. Będzie ciężko Pawłowi. Mały jest, odzwyczai się…*
– *Pomyślę* – rzuciła krótko i odeszła.

Dwa dni i dwie noce myślała Ania.

– *Co, Dubcowa, masz zamiar uciekać? Przecież chłopca niedługo do domu dziecka zabiorą.*
Nic nie odpowiedziała. Spojrzała zamyślona i zamilkła – zupełnie nie po niej.

– *Chora, czy co?* – szeptały kobiety.
– *Pani wtedy… mówiła prawdę? Czy tylko tak rzuciła?*
– *Prawdę, Aniu.*
Ania drgnęła. *Babciu…* Tak nazywała w dzieciństwie.

– *A jak pani to zrobi? Pani mi przecież kim jest?*
– *Pomogą nam, Aniu. Spróbujmy. A jeżeli nie wyjdzie… pojadę za Pawłem, zatrudnię się w tym domu dziecka. Będę przy nim, jak długo trzeba.*
– *Po co pani to robi? Nie mam czym zapłacić.*
– *Powiedziałam, Aniu… Pawełek już zapłacił. Swoją miłością.*
– *Dobrze… spróbujmy.*

Żadnego uśmiechu, żadnego dobrego słowa.

Ale Tania przekopała niebo i ziemię. Udało się – oddali Pawła.
– *Dziękuję* – wyszeptała Ania suchemi wargami.

– *Mamo, pojadę z babcią, a potem wrócę do ciebie!*
Ania ocierała łzy, próbując się uśmiechać.

Dla dziewczyny nastały dni jeszcze szarze niż wcześniej. Czy takiego życia chciała? Czy tak miało być?

Pewnego dnia wezwano ją na widzenie.
– *Dubcowa, masz długie.*
Pierwszy raz od trzech lat. Może… to on?

– *Matka do ciebie, idź.*
– *Matka?! Nie, nie pójdę! Powiedzcie, że… zachorowałam. Albo umarłam!*
– *Idź, wariatko, czekają. Do karceru ci się zachciewa?*

Szła, ledwo niosAnia w końcu odzyskała siłę, by wyciągnąć rękę do Tani, a razem, jako prawdziwa rodzina, odbudowały życie, w którym już nigdy nie zabrakło miłości.

Idź do oryginalnego materiału