Matka, która wychowuje dziecko z miłością, podczas gdy mąż je odrzuca.

twojacena.pl 13 godzin temu

Każdego ranka budzi mnie cichy płacz Małgosi. Jest taka malutka, taka doskonała. Jej paluszki zaciskają się wokół mojego, gdy ją podnoszę, i czuję, jakby świat znów nabrał sensu.

Dzień dobry, skarbie szepczę, wyjmując ją z łóżeczka. Dobrze spałaś?

Z kuchni słyszę ciężkie kroki Jacka. Zawsze był człowiekiem małomównym, ale od narodzin Małgosi stał się jeszcze bardziej wycofany.

Znowu rozmawiasz sama ze sobą? pyta, stojąc w drzwiach z tym nieodgadnionym spojrzeniem.

Nie mówię sama do siebie, mówię do Małgosi.

Westchnął i przesunął dłonią przez włosy.

Kasia, musimy porozmawiać.

Później odpowiadam, kołysząc ją delikatnie. Najpierw muszę ją nakarmić.

Patrzę, jak odchodzi, i przez moment czuję ukłucie winy. Wiem, iż Jacek przechodzi przez coś trudnego, ale Małgosia mnie potrzebuje. Jest tak krucha, tak zależna ode mnie.

W ciągu dnia, gdy on jest w pracy, Małgosia i ja mamy swoją rutynę. Śpiewam jej kołysanki, kąpię z największą ostrożnością, czytam bajki. Słucha mnie tymi błyszczącymi oczkami, które zdają się rozumieć każde słowo.

Tatuś cię pokocha mówię, zmieniając pieluszkę. Tylko potrzebuje czasu, żeby się przyzwyczaić.

Gdy Jacek wraca wieczorem, zawsze znajduję pretekst, by zabrać ją do innego pokoju. On na nią nie patrzy, nie pyta o nią. Czasem słyszę, jak płacze w łazience, i nie rozumiem dlaczego.

Pewnej nocy, po położeniu Małgosi spać, znajduję Jacka siedzącego na kanapie ze zdjęciem w dłoniach.

Co to jest? pytam.

Podnosi wzrok, a jego oczy są czerwone.

Pamiętasz to?

To USG. Nasze pierwsze USG, osiem miesięcy temu. Pamiętam ten dzień dokładnie: emocje, plany, imiona, które wybieraliśmy razem.

Oczywiście, iż pamiętam mówię, siadając obok niego. To wtedy dowiedzieliśmy się, iż Małgosia przyjdzie na świat.

Jacek zamyka oczy, a łzy spływają mu po policzkach.

Kasia… Małgosi z nami nie ma.

O czym ty mówisz? Śpi w swoim pokoju.

Nie, kochanie. Nie ma pokoju dziecięcego. Nie ma łóżeczka. Nie ma Małgosi.

Zrywam się na równe nogi.

Zwariowałeś?! Przecież jest! Właśnie ją ułożyłam!

Biegnę do pokoju, ale Jacek za mną podąża. Gdy otwieram drzwi, zapala światło.

Pokój jest pusty. Nie ma łóżeczka, nie ma karuzeli pod sufitem, nie ma tych malutkich ubranek, które rano przysięgałam, iż wyprałam. Są tylko zakurzone pudła i stare meble.

Małgosia… szepczę.

Straciliśmy Małgosię sześć miesięcy temu, Kasia mówi Jacek łamiącym się głosem. W 32. tygodniu. Nie pamiętasz? Pępowina… lekarze powiedzieli, iż nic nie da się zrobić.

Obrazy wracają jak odłamki szkła: szpital, ciche monitory, moje puste ramiona.

Ale przecież ja ją noszę każdego dnia… karmię… uśmiecha się do mnie…

Jacek obejmuje mnie, gdy załamuję się w płaczu.

Nosiłaś koc, kochanie. Mówiłaś do koca. Widziałem, jak go kołyszesz, zmieniasz pieluszkę. Czekałem, żebyś sobie przypomniała, żebyś wróciła do mnie.

Patrzę na swoje puste ramiona i po raz pierwszy od miesięcy czuję, iż naprawdę są puste. Ciężar, który wydawało mi się, iż czuję, szepty, które myślałam, iż słyszę wszystko rozpływa się jak dym.

Małgosia… moja Małgosia…

Wiem, iż boli szepcze Jacek. Mnie też boli każdego dnia. Ale musimy iść dalej razem, bez niej, ale razem.

Tej nocy płaczę po raz pierwszy od pogrzebu, którego nie pamiętałam. Płaczę za moim dzieckiem, które nigdy nie wróciło do domu, za mężem, który widział, jak gubię się w fantazji, i cierpliwie czekał, aż wrócę, za wszystkimi tymi miesiącami skradzionymi prawdziwej żałobie.

Ale płaczę też z ulgą, bo wreszcie mogę zacząć leczyć rany.

A Jacek jest tutaj, czeka na mnie, tak jak zawsze czekał.

Idź do oryginalnego materiału