"Przeprowadziliśmy się na inne osiedle. Ola zmieniła szkołę. Nie zmuszałam jej, sama chciała. W tamtej nie miała zbyt wiele koleżanek. Z niektórymi rówieśnikami nie potrafiła znaleźć wspólnego języka. Zdarzało się, iż przychodziła i narzekała. Powtarzała, iż nie chce tam chodzić, iż ma ich wszystkich dość.
Prawdziwa przyjaźń
Na początku drugiego półrocza trafiła do nowej klasy. Szkoła uchodziła za bardziej prestiżową, ale jak na moje oko niczym nie różniła się od poprzedniej. Budynek, jak budynek. W środku też nie zrobił na mnie większego wrażenia. Placówka jak każda inna. Wychowawczyni zwróciła moją uwagę. Taka kobieta z zasadami, która nie da sobie wchodzić na głowę.
Początek nie należał do najłatwiejszych. Wbicie się do zżytych grupek to wyzwanie. Oli udało się to stosunkowo szybko. Cieszyła się, iż wreszcie znalazła koleżanki od serca. Takie z prawdziwego zdarzenia, które podobno stoją za nią murem. Przyznaję, iż zżerała mnie ciekawość. By poznać znajomych córki, zaproponowałam, by zaprosiła ich do naszego mieszkania.
Jestem tolerancyjna, naprawdę, ale osoby, które nas odwiedziły, nie wzbudziły we mnie zaufania. Wydawały mi się dość 'śliskie'. Nie wiem, co Ola w nich widziała.
Boję się, naprawdę
Przyznaję, iż zaczęłam się o nią bać. Chciałam wiedzieć, gdzie i z kim wychodzi. Niestety moja córka przestała mi opowiadać o tym, co robi. Przypuszczałam, iż za wszystkim stoją jej nowi znajomi. Ci niby tacy fajni, odważni i przebojowi. Czułam, iż Ola się ode mnie oddala. Że ją tracę. Przestała ze mną rozmawiać, nie opowiadała już o swoich problemach. Nie zwierzała się.
A ja zaczęłam się martwić. Moja matczyna intuicja podpowiadała mi, iż coś jest nie tak. Że w tym środowisku dzieje się coś niepokojącego.
Mam pomysł
Chciałam wiedzieć, gdzie jest moja córka. Dla jej bezpieczeństwa i swojego świętego spokoju zainstalowałam w jej telefonie aplikację szpiegowską. Miałam wszystko pod kontrolą. Oczywiście nie pisnęłam Oli ani słówka.
Pewnego popołudnia moja córka wyszła z domu, nie mówiąc, o której planuje wrócić. Zrobiło się ciemno, a jej dalej nie było. Dzwoniłam, nie odbierała. Martwiłam się. Coraz bardziej. Czułam, iż muszę coś zrobić. Sprawdziłam w aplikacji, gdzie jest, wsiadłam w samochód i pojechałam. Nawigacja zaprowadziła mnie do domu, który znajdował się pod miastem. Serce zaczęło mi szybciej bić. Zadzwoniłam dzwonkiem, a w drzwiach stanął kolega mojej córki.
Grała głośna muzyka. Impreza trwała w najlepsze. Zabrałam Olę i wróciłyśmy do domu. Już w drodze powrotnej domyśliła się, iż to dzięki aplikacji szpiegowskiej udało mi się ją zlokalizować.
Wściekła się. Miała do mnie pretensje. Krzyczała, iż jestem złą matką. Że ją śledzę, iż jej nie ufam. Próbowałam ją przekonać do swoich racji. Nie udało się. Minęły już dwa tygodnie, a moja córka nie odzywa się do mnie ani słowem. Powiedziała tylko, iż znajomi się z niej śmieją i wytykają ją palcami" – opowiadała mi znajoma.
Kto ma rację?
Staję pośrodku. Rozumiem matkę, ale staram się też zrozumieć córkę. Matka robiła to dla dobra dziecka, dla jego bezpieczeństwa. Z troski. Z miłości. Przecież nie na złość. Córka z kolei miała prawo się zdenerwować. Jednak gdyby odebrała telefon, powiedziała, gdzie jest i o której wróci, prawdopodobnie nie doszłoby do tak niezręcznej sytuacji.
Matka przecież by po nią nie przyjechała i nie zabierałaby jej z imprezy. Gdyby miały możliwość, dogadałyby się. Jednak sytuacja potoczyła się inaczej.