Miałam obowiązek pokochać synową jak własną córkę. I naprawdę się starałam. Słowo daję, bardzo się starałam. Ale moje serce nie chciało przyjąć synowej jak własnego dziecka – była dla mnie obcą osobą, choćbym nie wiem jak się starała!

przytulnosc.pl 1 tydzień temu

Syn przyprowadził swoją wybrankę, wcale nie młodą, ale zuchwałą niczym młoda dziewczyna, bez żadnego uprzedzenia. Po prostu postawił mnie przed faktem: „Mamo, poznajcie, to jest Klara”.

I tak Klara zamieszkała w naszym domu, a niedługo odbył się ślub – co zrobić, skoro pojawiło się opóźnienie… wiecie, o czym mówię?

Zaczęło się nasze życie we troje.

Syn z żoną byli w sobie zakochani, wszystko między nimi kwitło.

A dla mnie Klara była obcą osobą w domu, do której stałej obecności musiałam się przyzwyczaić. Przyzwyczaić się można, ale przecież miałam ją też pokochać jak własną córkę. I starałam się. Naprawdę się starałam. Ale moje serce nie chciało jej zaakceptować jak bliskiej osoby – była dla mnie obca, choćbym nie wiem jak się starała.

Rozmawiałam z nią łagodnie, stawałam po jej stronie, gdy z synem nie mogli się dogadać, a ona zwracała się do mnie jako do arbitra. Na słowach stawałam po jej stronie, ale w głębi duszy zawsze żałowałam syna.

Może z czasem naprawdę bym ją pokochała, jak własną, ale nie zdążyłam.

Klara, która od początku miała dość szorstki charakter, z każdym dniem spędzonym w moim mieszkaniu stawała się coraz bardziej arogancka.

Całkowicie ignorowała moje rady dotyczące oszczędnego prowadzenia gospodarstwa i trwoniła pieniądze na prawo i lewo: kupowała drogie produkty (po co brać łososia, skoro można się obyć łososiem pacyficznym, który wcale nie jest gorszy, jeżeli doda się trochę masła?); kupowała najdroższe proszki do prania; wylewała wczoraj ugotowaną zupę do toalety; stawiała dziesięć słoiczków kremów w łazience (po co aż tyle? Przecież się psują!); zaczęła chodzić do kosmetologa na drogie zabiegi, a potem opłaciła jeszcze takie zabiegi swojej matce.

Ale przecież mój syn nie jest Rockefelerem. Teraz mają dwie pensje, ale co później? Jak on będzie w stanie utrzymać taką wymagającą kobietę? A jeszcze dziecko…

Próbowałam więc dobrotliwie, po matczynemu, pouczać synową, mówiłam jej, jak można i trzeba żyć oszczędniej, ale im więcej mówiłam, tym bardziej Klara robiła na przekór.

Doszło do tego, iż stałam się nikim we własnym mieszkaniu – synowa zaczęła mnie ignorować, przechodziła obok mnie jak obok mebla.

Ale gdy syn wracał z pracy, nagle zmieniała nastawienie – niemal nazywała mnie mamą.

Co miałam robić? Nie odważyłam się wyrzucić ich na wynajmowane mieszkanie – w końcu miało się urodzić dziecko… więc spakowałam walizki i sama wyprowadziłam się z domu.

Synowi nie powiedziałam prawdziwego powodu, wymyśliłam różne historie, żeby go uspokoić.

I teraz zastanawiam się – przecież inne teściowe jakoś żyją ze swoimi synowymi i się dogadują.

A ja jakoś nie potrafiłam…

Czy to synowa taka mi się trafiła, czy to ja jestem dziwna?

A może dlatego, iż jak bardzo bym się nie starała, synowa nigdy nie stała się dla mnie bliska.

Jak była obca, tak pozostała. Tak samo jak ja dla niej.

Idź do oryginalnego materiału