Miękko wita, twardo żegna

newsempire24.com 3 dni temu

Dzisiaj znów ta rozmowa…
„Tym razem liczę, iż nie na trzy dni? Zostaniecie dłużej? Florentynko! Czemu milczysz?”
„Cecylio, jeszcze raz wszystkiego najlepszego! Niech Pani dba o zdrowie. Jak tylko z Krzysztofem wszystko ustalimy, zaraz zadzwonimy.” gwałtownie odłożyłam słuchawkę.
Brr, ależ dziwne uczucie — myślałam, patrząc na telefon. Rozmowa była choćby miła, teściowa wyjątkowo uprzejma, a powód radosny — jej urodziny. A jednak od pierwszej do ostatniej sekundy pragnęłam, by się skończyła.
Marzyłam o urlopie bez wizyty u teściowej. Tak długo czekaliśmy ze swoim Krzysztofem na wspólny wypoczynek. Wierzyłam, iż jest milion lepszych miejsc na spędzenie czasu z nim i z chłopcami. Próbowałam choćby delikatnie zasugerować, iż może w tym roku wybrać coś innego niż letnisko Cecylii. Ale Krzysztof był nieugięty. Tak go wychowano: starszych kochać i szanować. Nie wypada nie sprawić rodzicom euforii przyjazdem. To niestosowne.
* * *
„Florentynko, i tak widzę rodziców raz do roku. Chcesz, żebyśmy przestali przyjeżdżać choćby na urlop? Chłopcy zapomną, iż mają drugą babcię i dziadka w innym mieście.”
„Kochanie… jak ci to ująć… Nigdy nie przyszło ci do głowy, iż te przyjazdy są potrzebne tylko tobie?”
„Co masz na myśli?” — Krzysztof zmarszczył brwi, zdziwiony.
„To, iż twoi rodzice przywykli żyć z dala od ciebie, od naszej rodziny. Dobrze im tak. Nie cierpią z powodu niewidzenia wnuków. Mają się świetnie bez nas.”
„Florentynko, co ty opowiadasz? Skąd takie myśli?”
„Stąd, iż twoja mama w korespondencji prosi mnie zawsze tylko o jedno: wysłać zdjęcia starszych albo film najmłodszego. I tyle. Nigdy nie pyta, jak im idzie w szkole, czy nie chorują. Wnuki potrzebne jej są po to, by pochwalić się ładnym obrazkiem przed kumoszkami. Idealna fotografia, nic więcej. Co jest za tym? To nie jej sprawy. W ogóle nie interesuje się naszymi problemami.”
„Tu się z tobą nie zgodzę. Po prostu mieszkamy daleko. Nie mają możliwości posiedzieć z Antkiem, odprowadzić go do przedszkola, czy odebrać starszych ze szkoły. Gdybyśmy mieszkali blisko, byłoby inaczej.”
„Wiesz, Krzysztof… Moja mama też mieszka w innym mieście, a to wcale nie przeszkadza jej przyjechać w każdej trudnej sytuacji. Jak Szymek i Kacperek — zawsze gotowa do pomocy. Pamiętasz, ile razy wziął urlop czy zwolnienie, kupiła bilet na pociąg i pędziła do nas na pierwszą prośbę? Po twoich rodzicach takiej werwy nie widziałam.”
„Tak, teściowa jest złota. Jestem Marzenie wdzięczny, często jej to mówię. Nasza niezawodna pomoc.”
„Właśnie. Gdy przyjeżdżamy do niej, stara się spędzić z chłopcami jak najwięcej czasu. Biega z nimi, jeździ na rowerach, pluska się w jeziorze. Bardzo ich kocha, a oni odwzajemniają to uczucie. Tak powinno być w rodzinie. Czułość, troska, miłość.”
„Florentynko, czego ode mnie chcesz? Wszyscy są inni. Twoja mama to wulkan energii, wiecznie młoda. Moi rodzice starsi, inaczej ułożeni. Co teraz? Nie przyjeżdżać do nich w gości?”
Zacięłam usta, powstrzymując słowa. Ale nie tym razem.
„Czuję się tam źle. I dzieciom też. Nieswojo, niewygodnie. Trudno to opisać.”
„Jak to? Dlaczego? Rodzice mają piękne letnisko, wszyscy mamy osobne pokoje, czysto, wygodnie. Czego więcej do szczęścia?”
„Wiesz, Krzysztof, jest takie powiedzenie: ‘Miękko się ściele, ale twardo się śpi’. Odnosi się dokładnie do tego, co czuję u twojej mamy.”
„To niespodziewane… Czemu wcześniej milczałaś? Zawsze myślałem, iż wam tam dobrze. Wyjazd do rodziców był dla mnie idealny. Odwiedzić starszych, dobrze spędzić czas z wami. Co jest źle, Florentynko?”
„Wszystko. Od pierwszej minuty, gdy wpadamy całym taborem, rozsypuje się ich idealny, spokojny świat.”
„Nigdy nie zauważyłem. Chyba wszystko wymyślasz. Stajesz się zbyt przewrażliwiona.”
„Krzysztof, najdroższy, tam ty jesteś zajęty pracą przy gospodarstwie. Pomagasz rodzicom. Rzadko spędzasz czas z nami. Ja za to widzę i słyszę wszystko. Te szydercze uwagi twojej mamy, niemiłe spojrzenia ojca. Myślisz, iż to dla mnie przyjemne? Jesteśmy małżeństwem 10 lat, a mam wrażenie, iż Cecylia wciąż nie może się pogodzić, iż to ja zostałam twoją żoną. Może w ogóle nie cieszy się, iż masz teraz nas.”
„Co ty mówisz, Florentynko!” — mąż był już zdenerwowany.
„Dobrze. Pojedziemy do nich, niech będzie. Ale postaraj się zwracać uwagę, co dzieje się w ich domu. Wtedy, sądzę, wszystko się wyjaśni. I nie będziesz się na mnie złościł, iż czepiam się twojej mamy.”
Tak postanowiliśmy.

Samochód już dawno zniknął za zakrętem, a Halina stała w oknie, nieswojo gładząc firankę, i dopiero w tej pustce, nieoczekiwanie dla siebie samej, poczuła, jak oczy mgli jej się od łez, ale już nikt nie widział. Tyle.

Idź do oryginalnego materiału