Młody Przyjaciel

newskey24.com 2 dni temu

**Piesek**

Żyłyśmy z mamą tylko we dwie. Tato oczywiście był, ale nie potrzebował nas. Tymek na razie nie zadawał pytań o ojca. W szkole dzieci przechwalają się rodzicami, ale w przedszkolu ważniejsze są zabawki niż to, czy masz tatę, czy nie.

Mama, Bogna, postanowiła, iż lepiej, by Tymek nie wiedział, jak szaleńczo zakochała się w jego przyszłym ojcu. Kiedy powiedziała mu o ciąży, on wyznał, iż jest żonaty. Miał problemy z żoną, ale nie mógł odejść – jej ojciec był jego szefem. Gdyby coś poszło nie tak, zostałby z niczym, a taki mężczyzna na pewno nie byłby Bognie potrzebny. Doradził jej, żeby pozbyła się dziecka, póki nie jest za późno, bo i tak nie dostanie alimentów. A jeżeli będzie upierać się przy swoim, to tylko gorzej dla niej…

Nie narzucała się. Zniknęła z jego życia i wychowywała Tymka sama. Chłopiec był uroczy i to jej wystarczało.

Bogna pracowała jako nauczycielka w podstawówce, a pięcioletni Tymek chodził do przedszkola. Nikogo więcej nie potrzebowali.

Po Nowym Roku w szkole pojawił się nowy wuefista – wysoki, postawny, uśmiechnięty. Wszystkie samotne nauczycielki (a było ich większość) od razu zaczęły go adorować. Tylko Bogna nie patrzyła w jego stronę i nie śmiała się z jego żartów. Może dlatego właśnie zwrócił na nią uwagę.

Pewnego dnia, gdy wychodziła po lekcjach, przed szkołą zatrzymał się terenowiec. Z samochodu wysiadł wuefista i otworzył przed nią drzwi.

— Proszę — uśmiechnął się, wskazując fotel pasażera.

— Dziękuję, ale mam blisko — odpowiedziała zmieszana.

— Proszę wsiadać. choćby jeżeli niedaleko, w samochodzie wygodniej niż na piechotę — odparł logicznie.

Bogna zawahała się, ale w końcu wsiadła.

— Jaki adres? — zapytał, ruszając.

— Nie wiem. Znam tylko numer przedszkola — przyznała, spuszczając wzrok.

— Jakiego przedszkola? — zmarszczył brwi.

— Tego, do którego chodzi mój syn — wyjaśniła.

— Masz syna? Duży już? — nagle przeszedł na „ty”.

— Tymek. Ma pięć lat — odpowiedziała i sięgnęła po klamkę. — Lepiej pójdę pieszo.

— Zaczekaj. Podwiozę was — odpalił silnik.

Bogna zamknęła drzwi. Niech ich podwiezie, przecież i tak nic z tego nie będzie. Po co facetowi kobieta z dzieckiem, skoro wokół pełno wolnych?

— jeżeli pan nie śpieszy się… — westchnęła.

— Nie śpieszę. Nikogo nie mam — odparł, ucinając pytania.

— Dlaczego? Zły charakter? Kobiety nie wytrzymują? A może któraś pana zraniła i boi się poważnych związków? — zapytała Bogna.

— Jaka żywa. A wygląda na cichą. Było wszystko: miłość, rozczarowania. Ale do ślubu nie doszło, i to nie tylko z mojej winy. A charakter… Nie ma ludzi idealnych, szanowna Bogna Piotrowna. Ty też nie jesteś taka, jak wyglądasz.

— Żałuje pan, iż mnie podwiózł? Skręć w tę ulicę — powiedziała szybko.

Samochód zatrzymał się przed przedszkolem.

— Zaczekam — zaoferował, gdy wysiadała.

Zawahała się.

— Nie trzeba. Mieszkamy blisko. Nie chcę, żeby syn zadawał pytania. Rozumie pan, Krzysztofie Marku? — spojrzała na niego jak na niesfornego pierwszaka. — Nie czekaj na nas.

Poszła do przedszkola, a Krzysztof Marek Kowalski długo siedział w samochodzie, zanim odjechał. Gdy Bogna po kilku minutach wyszła z Tymkiem, odetchnęła z ulgą, ale też z lekkim rozczarowaniem. Wszystko jasne. Kobieta z dzieckiem mu nie pasuje. I dobrze. „Nam też nie jest potrzebny” — pomyślała.

Następnego dnia znów czekał pod szkołą.

— Myślałaś, iż uciekłem, gdy dowiedziałem się o synu? A tu niespodzianka. Wsiadajcie. Do przedszkola? — zapytał zwyczajnie.

Bogna uśmiechnęła się i skinęła głową. Gdy podprowadziła Tymka do samochodu, chłopiec spojrzał na Krzysztofa tak samo surowo jak ona dzień wcześniej.

— To mój kolega z pracy, Krzysztof Marek. No, wsiadaj — powiedziała z wymuszonym entuzjazmem, ukrywając zakłopotanie.

Tymek nie podskoczył z radości. Wdrapał się na tylną kanapę i wpatrywał się w okno.

— Dokąd jedziemy? — zapytał Krzysztof, odwracając się do niego.

— Gdzieś niedaleko. Bez fotelika może być mandat — odpowiedziała za syna Bogna.

— No to do centrum rozrywki. Na dworze za zimno. Tymek, zgoda? — zapytał wesoło.

Chłopiec milczał. Krzysztof uśmiechnął się i ruszył.

W szkole milkli, gdy wchodziła Bogna. A gdy pojawiał się wuefista, wymieniali się znaczącymi spojrzeniami.

Krzysztof nie naciskał. Był cierpliwy. Dwa razy wychodził po kolacji, za trzecim został do rana. Bogna spała niespokojnie, patrząc na zegarek — bała się, iż Tymek zobaczy ją z Krzysztofem.

— Daj spokój, chłopak duży, rozgarnięty. Niech się przyzwyczaja — szepnął o świcie, przyciągając ją do siebie.

Wyrwała się z objęć i wstała. W tygodniu Tymek nie budził się wcześnie, ale teraz mógł się akurat obudzić. Gdy wszedł do kuchni, Bogna smażyła racuchy, a Krzysztof siedział przy stole.

— Dzień dobry — powiedział zdziwiony Tymek, patrząc na mamę.

— Umyłeś się? To siadaj — Bogna uśmiechnęła się najpierw do Krzysztofa, potem do syna.

Najpierw podała racuchy Krzysztofowi, dopiero potem Tymkowi. Chłopiec to zauważył.

— Smacznego. Ile łyżeczek cukru? — zapytała Krzysztofa.

— Dwie — nie spuszczał wzroku z Tymka. — No co, wyzwanie? Kto pierwszy zje?

— Po co? — spytał Tymek poważnie.

— Tak dla zabawy. Prawdziwy mężczyzna przyjmuje wyzwanie — odparł i zaczął jeść, hałaśliwie popijając herbatą.

Tymek jadł powoli. Bogna była dumna, iż syn nie dał się sprowokować, ale też smutna, bo widziała, iż Krzysztof mu się nie podoba.

— Mama mówiła, iż masz niedługo urodziny. Co chciałbyś dostać? Transformera? Samochód na pilotaZ czasem Krzysztof zniknął z ich życia, a Tymek i piesek, którego nazwali Błysk, zostali dla Bogni najważniejszymi istotami na świecie.

Idź do oryginalnego materiału