Nigdy nie uważałam mojego brata za szczególnie odpowiedzialnego czy dojrzałego, ale tym ostatnim zachowaniem przekroczył wszelkie granice. Wpadł na pomysł, żeby oddać swojego czteroletniego syna na stałe naszym rodzicom, tylko dlatego, iż ożenił się ponownie, a nowa żona nie życzy sobie dziecka w domu.
Rok temu brat został wdowcem. Miał wtedy zaledwie dwadzieścia siedem lat. Strasznie było żal jego żony – dobra, rozsądna dziewczyna, która potrafiła go ustawić do pionu. Został z trzyletnim synkiem.
Wszyscy rozumieliśmy, iż samemu będzie mu ciężko, więc od początku pomagali mu rodzice i ja. Odebrać małego z przedszkola, pójść z nim do lekarza, przypilnować w czasie choroby – to nie stanowiło problemu. Rodzice wiedzieli, iż Artur jest młody, życie mu się posypało, więc dawali mu trochę oddechu.
Na początku nie nadużywał tej pomocy. Sam zajmował się synem, spędzał z nim weekendy, czytał mu bajki. A my z mamą pilnowałyśmy porządku w jego mieszkaniu, bo od dziecka miał do tego dość… swobodne podejście.
Dlatego gwałtownie zauważyłyśmy, iż pojawiła się jakaś kobieta. To było jakieś pół roku po śmierci żony. Najpierw nie zwracałyśmy uwagi – chłopak młody, ma swoje potrzeby. Ale z czasem stało się jasne, iż ta dziewczyna zostaje na dłużej. Nie dopytywałyśmy brata, ale z dziecięcych opowieści siostrzeńca wiedziałyśmy już swoje: „Tata ma ciocię”.
W końcu sam się przyznał. Znali się od dawna, kiedyś chodzili w jednej paczce. Po tragedii spotkali się ponownie, zaczęła go „pocieszać”. Spotkania były coraz częstsze, aż stali się parą.
I nagle – szok! – Artur ogłosił, iż się żeni. Pół roku po rozpoczęciu związku. On uważał, iż to nic dziwnego, bo przecież znał ją wcześniej. Ja pomyślałam, iż dziewczyna jest bardzo odważna – w wieku 23 lat wychodzić za wdowca z małym dzieckiem. Ale cóż, różni są ludzie.
Okazało się, iż to nie jej pierwszy ślub. Wcześniej była mężatką przez rok, rozstali się bez dzieci i bez majątku. Czyli obycie w „sprawach małżeńskich” już miała.
Ślubu na wielką skalę nie robili – na szczęście. Tylko podpisy w urzędzie i skromne spotkanie w kawiarni. My z rodzicami przyszliśmy na chwilę, a potem zabraliśmy małego. Reszta bawiła się dalej.
Artur odebrał syna dopiero po trzech dniach. To akurat było uzgodnione – musieli jechać na wieś do babci nowej żony. Ale z czasem zaczęło mnie zastanawiać, iż synek coraz częściej zostaje u dziadków. Aż w końcu całkiem przestał nocować w domu ojca.
Mama próbowała mnie przekonywać, iż przesadzam, ale wymusiłam rozmowę. Okazało się, iż brat już po ślubie zaczął przewozić rzeczy syna do rodziców. Powód? „Nowa żona nie dogaduje się z dzieckiem”.
I tak mój brat został „weekendowym tatą”. Po pracy czasem wpada w odwiedziny, czasem zabiera małego w sobotę. I tyle.
– „No wiesz, on jest młody, chciał rodziny” – tłumaczy go mama.
Zadzwoniłam do niego i zapytałam, co to ma znaczyć. Sam porzucił dziecko, obarczył starszych rodziców, którzy ledwo mają siłę, a teraz udaje, iż tak jest lepiej.
– „A co mam zrobić? Jak żona z nim się nie dogaduje? U rodziców ma spokój i ciszę. Ja go będę odwiedzał” – odpowiedział.
Wyglądało to tak, jakby jego żona dopiero po ślubie „odkryła”, iż Artur ma dziecko. Gdzie miała oczy wcześniej? A może po prostu chciała się gwałtownie ustawić.
Przypomniałam mu, iż jego najważniejsza odpowiedzialność to syn. Kobiet może mieć ile chce. Ta jest dziś żoną, a jutro może zniknąć. Ale dziecko zostaje. Ona wiedziała, za kogo wychodzi, więc teraz niech nie stawia warunków. A jeżeli Artur nie potrafi się dogadać z własną żoną i stawia jej zachcianki ponad własnym dzieckiem – to niech nie udaje, iż robi to dla jego dobra.
Nie chcę z nim utrzymywać kontaktu. Siostrzeniec mieszka z dziadkami, a Artur go tylko odwiedza. jeżeli coś się nie zmieni, doprowadzę do odebrania mu praw rodzicielskich. Bo ojciec, który wymienia własne dziecko na kolejną kobietę, nie zasługuje, by nazywać się ojcem.