To nie lenistwo. To różnica
"Na początku mnie to wkurzało. Wstawałam, bujałam, podawałam, przewijałam – a on sobie smacznie spał. Czasem z ręką pod głową, czasem lekko pochrapując, podczas gdy ja byłam w 'trybie survivalowym'.
Ale im bardziej się temu przyglądałam, tym mniej widziałam w tym złośliwości. To nie był brak miłości czy zaangażowania. To po prostu 'inny system operacyjny'.
Nie szukajmy winnych, szukajmy sensu
Nauka pokazuje, iż różnice w reakcji na płacz dziecka między kobietami a mężczyznami są niewielkie, ale zauważalne. My budzimy się częściej, szybciej, na mniejsze dźwięki. Może to biologia, może emocjonalna czujność, a może wytrenowana przez pokolenia
odpowiedzialność. Ale czy naprawdę musimy z tego robić zarzut? To nie konkurs, kto usłyszy pierwszy.
W naszym domu to ja wstaję w nocy. Ale rano to on szykuje śniadanie, odwozi dziecko do przedszkola, ogarnia zakupy po pracy.
Nie robię listy, nie liczę punktów, nie porównuję. Bo odkąd przestałam oczekiwać lustrzanego odbicia siebie, zobaczyłam człowieka, który jest obok – nie identyczny, ale równoważny.
Równość to nie kalkulator
Nie chodzi o to, żeby było dokładnie po równo. Chodzi o to, żeby było uczciwie. Partnerstwo nie polega na tym, iż każdy robi to samo, tylko iż oboje chcą, żeby całość działała. Czasem jedno 'donosi' nocą, drugie 'donosi' emocjonalnie w ciągu dnia. I to też jest w porządku.
Nie mam potrzeby udowadniać, iż matki robią więcej. Wiem, iż robią. Ale nie chcę zamieniać tego w niekończący się wyścig, w którym mężczyzna zawsze przegrywa.
Wierzę, iż da się żyć w związku, w którym różnice nie są przeszkodą, tylko przestrzenią
do uzupełniania się. Nie wszyscy musimy słyszeć płacz w nocy, by kochać tak samo mocno".
(Imiona bohaterów zostały zmienione).