Mój mąż płakał, gdy powiedziałam, iż dziecko może być czyjeś inne — odpowiedziałam: „Przynajmniej nie twoje”
Nie rozumiem, dlaczego mężczyźni tak przejmują się DNA. Przecież wiedział, iż nie byłam świętą, gdy się poznaliśmy. A teraz to ja jestem złą osobą, bo wspomniałam, iż dziecko może nie być jego? Dajcie spokój. Przynajmniej miałam tyle przyzwoitości, żeby mu powiedzieć, zamiast pozwolić, by dowiedział się z testu na ojcostwo. Szczerze, myślałam, iż odczuje ulgę. W końcu widzieliście jego zdjęcia z dzieciństwa?
Tomasz snuł plany, jak będzie uczył nasze dziecko jeździć na rowerze i grać w piłkę nożną. Zrozumiałam, iż muszę delikatnie ostudzić jego zapał, zanim zbyt mocno przywiąże się do wizji, które mogą się nie spełnić. Odłożyłam telefon, spojrzałam mu prosto w oczy i powiedziałam tak łagodnie, jak tylko potrafię: „Jest szansa, iż dziecko może nie być twoje”.
Zapanowała cisza, która niemal bolała. Tablet Tomasza wypadł mu z rąk i z hukiem upadł na stolik kawowy. Patrzył na mnie, jakbym właśnie wyznała, iż jestem kosmitą w przebraniu człowieka. Kilkukrotnie otwierał usta, ale żadne słowa nie wydobywały się z gardła.
Czekałam, aż przetrawi to, co usłyszał, spodziewając się pytań o szczegóły lub naszą przyszłość. Zamiast tego w jego oczach pojawiły się łzy. Nie krzyczał, nie rzucał się — po prostu płakał cicho, jakbym złamała coś bardzo ważnego w jego wnętrzu.
„Co masz na myśli?” — szepnął drżącym głosem. „O czym mówisz, Kasia?”
Wzruszyłam ramionami i oparłam się o poduszki kanapy. Właśnie dlatego wolałam powiedzieć od razu — żeby uniknąć takich dramatycznych reakcji. „Nie zachowuj się, jakbym kogoś zabiła — odparłam spokojnie. — Przynajmniej nie jest twoje”.
Wyraz jego twarzy zmienił się z bólu w całkowite zagubienie. „Jak to ma mi pomóc? Jak niby mam się teraz czuć?”
Wytłumaczyłam, iż jeżeli dziecko nie będzie jego, nie będzie musiał się martwić, iż odziedziczyło genetyczne skłonności jego rodziny do depresji i lęków. Nie będzie też ryzyka, iż dostanie po nim alkoholizm lub cukrzycę. Genetycznie — czysta karta.
Tomasz otarł łzy dłonią i zadał pytanie, którego najbardziej się bałam: „Więc czyje jest?”
Odpowiedziałam, iż nie chcę teraz wdawać się w szczegóły, iż powinniśmy skupić się na przyszłości. Najważniejsze, iż będziemy mieli dziecko, o którym on tak marzył od ślubu. Biologia nie powinna mieć aż takiego znaczenia.
„Czy to naprawdę ważne?” — zapytałam, szczerze nie rozumiejąc jego skupienia na ojcostwie. „To ty tak bardzo chciałeś dzieci. Daję ci to. Dlaczego DNA ma aż tak znaczyć?”
Tomasz wstał i zaczął nerwowo chodzić po pokoju, jak zwierzę w klatce. Ciągle przebierał palcami we włosach, mamrocząc coś pod nosem. Gdy poprosiłam, żeby mówił wyraźniej, odwrócił się i rzucił: „Przez miesiące mnie okłamywałaś?”
Sprzeciwiłam się — nie okłamywałam, tylko stopniowo przekazywałam informacje. Jest różnica między kłamstwem a strategią komunikacji. Powiedziałam, iż jestem w ciąży — to prawda. Pozwoliłam mu wierzyć, iż to jego dziecko — było to lepsze niż wywoływanie dramatu bez powodu.
„Kiedy to się stało?” — pytał coraz głośniej. „Kiedy byłaś z kimś innym?”
Odpowiedziałam, iż szczegóły nie mają znaczenia. Ważne, iż teraz jesteśmy małżeństwem, jesteśmy razem i niezależnie od genów, to nasze dziecko. Powinniśmy przygotowywać się do rodzicielstwa, zamiast wracać do przeszłości.
Tomasz zaśmiał się sucho. „Przeszłość? Chyba zdradę. Zdradziłaś mnie, będąc ze mną w związku, i zaszłaś z innym”.
Zwróciłam uwagę, iż słowo „zdrada” jest zbyt ostre i oceniające. Miałam bliższą relację z kimś podczas trudnego okresu w naszym związku. Nie było to zaplanowane, po prostu czułam się wtedy zaniedbywana i nieważna.
„Trudny okres?” — powtórzył. „O czym mówisz? Kiedy cię zaniedbywałem?”
Przypomniałam mu wiosnę, gdy niemal każdego wieczoru zostawał po godzinach w biurze. Był zestresowany projektem w pracy i nie miał dla mnie czasu. Gdy ktoś inny okazał mi zainteresowanie, odpowiedziałam na to.
Patrzył na mnie, jakbym mówiła w obcym języku. „Mówisz o sprawie Kowalskiego? Gdy pracowałem po godzinach, żebyśmy mogli kupić to mieszkanie?”
Wytłumaczyłam, iż jego intencje nie zmieniały faktu, iż był nieobecny. Potrzebowałam wtedy wsparcia, a gdy go nie dostałam, znalazłam je gdzie indziej.
„Więc zdecydowałaś się na romans” — stwierdził chłodno.
Sprostowałam, iż to nie był romans, tylko krótka relacja. Romans sugerowałby głębsze uczucia, a to było jedynie chwilowe zaspokojenie potrzeb.
Tomasz podszedł do okna i stał tam tyłem do mnie przez kilka minut. Gdy w końcu się odwrócił, jego twarz była pusta. „Potrzebuję powietrza” — powiedział, sięgając po kluczyki.
Zawołałam, iż ucieczka nic nie rozwiąże, iż powinniśmy porozmawiać jak dorośli. Ale on już wychodził, zostawiając mnie samą w mieszkaniu, które jeszcze niedawno urządzaliśmy z nadzieją na przyszłość.
Czekałam do północy, aż wróci. W końcu zadzwoniłam do przyjaciółki, Asi, żeby się wygadać. Asia wysłuchała, ale gwałtownie się pożegnała, mówiąc, iż oddzwoni następnego dnia. choćby ona wydawała się sądzić, iż to ja zawiniłam.
Gdy obudziłam się rano, Tomasza przez cały czas nie było. Jego strona łóżka była nietknięta, a samochód nie stał na parkingu. Nie zostawił ani słowa.
Część 2: Wstecz i tłumaczenie
Poznaliśmy się na studiach i byliśmy razem dwa lata, zanim rozstaliśmy się, by skupić się na karierze. Spotkaliśmy się ponownie na weselu znajomych i daliśmy sobie drugą szansę. Tomasz był stabilny, opiekuńczy i miał dobrą pracę w księgowości — wydawał się idealny na papierze.
Ale czegoś brakowało. Był przewidywalny, mało spontaniczny. Rozmawialiśmy głównie o sprawach praktycznych, nie o emocjach. Był dobrym, ale nudnym partnerem.
Przekonywałam siebie, iż dorosłość to wybór stabilności. Nasz ślub był piękny, a on płakał, składając przysięgTomasz po latach odnalazł szczęście w nowej rodzinie, ja zaś zrozumiałam, iż prawdziwa miłość wymaga nie tylko pasji, ale też szacunku i wyborów, za które można spojrzeć sobie w lustro bez wstydu.