Moja córka przez długi czas nie mogła wyjść za mąż. A potem zaczęła spotykać się z naszym sąsiadem. Byłam wtedy bardzo szczęśliwa, bo Marina była już w nie najmłodszym wieku. Planowali już ślub, ale któregoś wieczoru córka powiedziała narzeczonemu coś przykrego o jego rodzicach — i on jej tego nie wybaczył. Do ślubu nie doszło. Dziś mam 60 lat, mój mąż jeszcze więcej. Marina ma synka i ciągle prosi nas o pomoc, ale mnie coraz trudniej zajmować się dzieckiem, dlatego zwykle jej odmawiamy

przytulnosc.pl 1 dzień temu

Marina ma teraz 35 lat i trzy lata temu zdecydowała się urodzić dziecko „dla siebie”. Przez całe życie radziłam jej, by szukała dobrego męża, budowała własne życie, stworzyła ciepły dom. Ale jej trudny charakter sprawiał, iż nikt długo nie wytrzymywał. Nie potrafiła pójść na kompromis, nie cieszyła się z drobiazgów i zawsze uważała, iż ma rację. Nic dziwnego, iż nigdy nie wyszła za mąż.

Ostrzegałam ją, iż jeżeli nie zmieni nastawienia, zostanie sama. Zamiast się zastanowić, śmiała się lub kłóciła się ze mną, iż niby się mylę. W wieku 29 lat lekarze powiedzieli jej, iż jeżeli nie zdecyduje się na dziecko teraz, może później nie mieć takiej szansy. Wtedy trochę się opamiętała. Zaczęła spotykać się z sąsiadem, choćby przez pewien czas traktowała go dobrze.

Plany na wspólną przyszłość wyglądały obiecująco. Myśleli o ślubie. Ale wszystko się rozpadło przez kłótnię — Marina powiedziała coś niemiłego o jego rodzicach. On się obraził i zakończył związek. A Marina uznała, iż urodzi dziecko „dla siebie”.

Prosiłam ją, by się zastanowiła, by spróbowała jeszcze poukładać sobie życie, ale ona powiedziała, iż dziecko urodzi teraz, a partner „się znajdzie”. Tłumaczyłam, iż jeżeli bez dziecka nie mogła z nikim stworzyć związku, to z dzieckiem będzie jeszcze trudniej. Nie słuchała. Zrobiła po swojemu.

I teraz stale prosi nas o pomoc. A ja już nie mam sił, by cały dzień nosić wnuka na rękach i biegać za nim po mieszkaniu. Ciągle jej powtarzam, iż nie jestem już młoda, ale ona nie przyjmuje tego do wiadomości. Dla niej bycie „babcią” oznacza obowiązek pomocy w każdej sytuacji. Męża też o wszystko prosi — o pieniądze na ubranka, zabawki, a on jej daje, chociaż sam często nie ma za co kupić leków.

Mam prawie 60 lat, mąż jeszcze starszy. To wiek, w którym to dzieci zwykle wspierają rodziców. A nasza córka ciągnie z nas resztki sił. Rozumiem, iż mamy wobec niej zobowiązania, ale przecież sama tak pokierowała swoim życiem, iż teraz jest nam ciężko jej pomóc. Chciała dziecko „dla siebie”, wiedziała, iż ojciec dziecka i jego rodzina jej nie pomogą, iż my jesteśmy już starsi. Ale mimo wszystko teraz to ja jestem winna, bo nie chcę przejąć odpowiedzialności za jej decyzję.

Nie rozumiem, co zrobiłam źle, wychowując ją. Przecież mieliśmy kochającą się rodzinę.

Idź do oryginalnego materiału