Moja matka była przyjaciółką żonatego mężczyzny, którego dzieckiem jestem.

newskey24.com 6 godzin temu

Pamiętam, iż moja matka, Jadwiga, była przyjaciółką jednego żonatego mężczyzny, od którego sam się urodziłem. Od najmłodszych lat nie mieliśmy stałego mieszkania wciąż wędrowaliśmy, wynajmując kolejne kawalerki w różnych częściach Polski.

Mając pięć lat, Jadwiga poznała kolejnego mężczyznę i zapragnęła z nim zamieszkać. Postawił jej warunek: przyjmie ją tylko, jeżeli zostanie sama. Matka więc, nie myśląc już o mnie, wymieniła syna na tego mężczyznę. Po prostu przywiozła mnie do mojego ojca, oddała wszystkie niezbędne dokumenty, zadzwoniła pod drzwi jego mieszkania, usłyszała dźwięk otwieranej zamka i uciekła. Ja stałem sam na progu.

Ojciec, Stanisław, otworzył drzwi i z niedowierzaniem spojrzał na mnie. Natychmiast rozpoznał, kim jestem, i wpuścił mnie do środka. Jego żona, Maria, przyjęła mnie serdecznie, tak jak ich własne dzieci Zofia i Krzysztof. Stanisław początkowo chciał oddać mnie do domu dziecka, ale Maria powstrzymała go, mówiąc, iż nie jestem winny żadnego przewinienia. Była jak święta kobieta, pełna współczucia.

Na początku czekałem na swoją biologiczną matkę, przekonany, iż jeszcze zaraz wróci po mnie. Z czasem przestałem ją wyczekiwać i zacząłem nazywać Marię mamą. Ojciec nie darzył żadnego ze swoich dzieci ciepłymi uczuciami, a mnie uważał za dodatkowy koszt, choć mimo to zapewniał wyżywienie i ubrania, podobnie jak resztę rodziny. Był despotą gdy wracał do domu, chowaliśmy się razem w pokoju zabaw, starając się nie wpaść w jego wzrok. Maria nie mogła odejść od władczego męża, a dzieci nie oddałaby mu z zasady. Przez lata znosiła jego napady gniewu, nauczyła się go unikać i, gdy trzeba, tłumić jego złość, chroniąc nas przed krzykami i kłótniami. W domu panowała cisza, znaliśmy jego rytuały i nie drażniliśmy go. Najważniejsze, iż nie brakowało nam niczego, a mama Maria obdarzała nas podwójną miłością i czułością.

Pewnego dnia lekarz z Krakowa podzielił się sztuczką, dzięki której przywrócił wyraźny wzrok. Kiedy nasz ojciec w końcu odszedł do kolejnej młodej kochanki, wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Byliśmy już prawie dorośli Zofia i Krzysztof kończyli szkołę, a ja, Andrzej, również przygotowywałem się do egzaminów maturalnych. Troje z nas wspierało się nawzajem, nadrabiając braki w przedmiotach. Każde z nas marzyło o przyjęciu do prestiżowego uniwersytetu. Stanisław, choć nie był czuły, obiecał opłacić nasze studia i dotrzymał słowa. Ukończyliśmy uczelnie, zdobywając wymarzone specjalizacje.

Niestety, nasz ojciec niedługo zmarł, pozostawiając po sobie spore dziedzictwo. Jego ostatniej kochance, Helenie, nie przypadło nic nie zdążyła choćby poślubić go. My zostaliśmy prawowitymi właścicielami jego firmy i kont bankowych w złotych.

Rozwijaliśmy biznes, a w końcu nadszedł czas wyjazdu za granicę, by otworzyć nowy oddział. Postanowiliśmy, iż to ja, Andrzej, zostanę szefem tego oddziału. Zaproponowałem, byśmy zabrali ze sobą naszą mamę Marię, bo była jedyną, która zasługiwała na ciepły, słoneczny kraj. Zofia i Krzysztof poparli mój pomysł.

Gdy zbliżał się dzień wyjazdu, nagle pojawiła się moja prawdziwa matka, Jadwiga. Rozpoznałem ją od razu; obraz jej twarzy wyrył się w mojej pamięci na lata. Zrozumiała, iż wyjeżdżam, i zawołała:
Synu, jestem twoją prawdziwą matką! Czy naprawdę mnie zapomniałeś? Stałeś się taki dorosły, a ja tak tęskniłam i martwiłam się, jak żyjesz. Chodź, zamieszkajmy razem!

Zdradziła mnie jej bezczelność. Odpowiedziałem:
Oczywiście, iż cię pamiętam! Pamiętam, jak uciekłaś, zostawiając mnie maleńkim przy drzwiach. Nie jesteś moją matką. Moja mama Maria wyjeżdża ze mną, a ciebie choćby nie chcę znać.
Odwróciłem się i odszedłem, nie odczuwając żalu.

Maria była tą, która nie bała się wziąć dziecka mojego ojca ze strony innej kobiety i wychować mnie w miłości. Siedziała przy mnie, gdy chorowałem, była blisko, gdy po raz pierwszy złamano mi serce, uspokajała po kłótniach z przyjaciółmi, uczyła, wybaczała moje wybryki i głupoty, znosiła nastoletnie kaprysy, nigdy nie przypominała, iż nie jestem jej biologicznym synem. Dla niej stałem się synem, a dla mnie matką. Nie mam innej.

Wyjechaliśmy z nią do innego kraju. Tam poznałem przyszłą żonę, Agnieszkę; Maria od razu ją polubiła i między nimi zawiązały się dobre relacje. Maria nie stała się przeszkodą w moim życiu osobistym wręcz odważyła się zbudować własne szczęście, spotkała miłego mężczyznę i razem stworzyli nowy dom. Zasłużyła na swoje szczęście. Dziś Maria dużo podróżuje, często odwiedza dzieci i wnuki. Patrzę w jej radosne oczy i rozumiem, iż cieszę się, iż jest częścią mojego życia. Jest moim aniołem stróżem.

Idź do oryginalnego materiału