„Mamo, muszę siusiu” – słyszę co chwilę
Mam trójkę dzieci w wieku przedszkolnym. Każdy, kto ma małe dzieci, wie, iż z nimi nie ma czegoś takiego jak przewidzenie momentu, w którym zachce się im do toalety. Można pytać przed wyjściem, w drodze, ale kiedy dziecko musi, to musi – teraz, zaraz, natychmiast.
Na spacerach po lesie czy na plaży nie mam problemu z tym, żeby dziecko załatwiło się pod krzaczkiem. Oczywiście wybieram miejsce ustronne, dbam, by nie było to przy czyjejś posesji, w miejscu widocznym dla wszystkich czy na środku plaży. Zresztą – w lesie ludzie od zawsze załatwiali swoje potrzeby w ten sposób i nagle teraz wielkie oburzenie.
Co z „dwójką”? Też mam na to sposób
Nie raz spotkałam się z pytaniem – a co, jeżeli dziecko musi zrobić coś więcej niż siusiu? Dla mnie to żaden problem. Od dawna wożę w plecaku kilka woreczków na psie odchody. jeżeli pies może się załatwić, a właściciel ma obowiązek posprzątać, to dlaczego ja nie mogę zrobić tak samo w razie potrzeby dziecka?
Woreczek, chusteczki nawilżane, żel dezynfekujący do rąk – i po sprawie. Nie zostawiam po moich dzieciach „niespodzianek” w krzakach, tak samo jak nie zostawiam po swoim psie. Uważam, iż to normalne i odpowiedzialne zachowanie. Dziecko się załatwi, nie boli go brzuch, nie trzyma w sobie całego dnia, ja sprzątam, nikt się o nic nie potyka.
„Brzydzę się takich ludzi” – usłyszałam na plaży
Ostatnio na plaży nad morzem mój 4-letni syn bardzo musiał siusiu. W pobliżu był tylko toi-toi, do którego sama nie chciałabym się załatwiać. Dlatego zabrałam go za wydmę i pomogłam mu się załatwić. Gdy wracaliśmy, minęła mnie kobieta w kostiumie kąpielowym i rzuciła pod nosem: „Brzydzę się takich ludzi, plaża to nie toaleta”.
Nie skomentowałam, bo nie miało to sensu. Ale pomyślałam sobie, iż pewnie sama za dziecka załatwiała się na plaży. Poza tym moje dziecko nie zrobiło tego na kocu obok niej ani nie sikało w morze przy innych, tylko dyskretnie w krzaczki. Naprawdę wolałabym iść z nim do czystej toalety z umywalką i mydłem. Ale kiedy nie ma takiej możliwości, trzeba sobie radzić.
Nie wstydzę się tego
Wiem, iż znajdą się osoby, które mnie skrytykują. Ale zdrowie i komfort moich dzieci są ważniejsze niż czyjeś obrzydzenie. Uczę je sprzątania po sobie, uczę szacunku do innych, ale nie zamierzam uczyć ich wstrzymywania potrzeb fizjologicznych, aż będą miały ból brzucha i płakały z tego powodu.
Jeśli ktoś chce zapobiegać takim sytuacjom, niech walczy o więcej ogólnodostępnych i darmowych toalet w miejscach publicznych. Bo dzieci nie przestaną mieć potrzeb fizjologicznych tylko dlatego, iż komuś się to nie podoba.
Zobacz także:
- „Załatwił się obok mojej głowy”. Awantura toaletowa nad polskim morzem wraca jak bumerang
- „Z rudą noce są wspaniałe” – nuci kilkulatek. To plaża czy dyskoteka? Nad Bałtykiem przeżyłam szok
- Wysadzam dziecko na plaży, gdy ma potrzebę. Czasem nie ma po prostu wyjścia