Miał płakać. A nie chciał wracać...
Jeszcze przed wyjazdem omawialiśmy, co spakować, jak odnaleźć się w grupie, co powiedzieć wychowawczyni, gdy coś się stanie. Byłam przekonana, iż po kilku dniach ktoś zadzwoni: "Syn tęskni", "Nie je", "Trudno mu zasnąć".
A tymczasem, po dwóch tygodniach kolonii zastałam moje dziecko z koszulką brudną od ziemi, podrapanymi nogami i z uśmiechem jak z reklamy pasty do zębów. Na moje: "No to wracamy do domu!", syn spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakby chciał powiedzieć: "Ale po co?".
Dziecko, które nie tęskni – euforia czy cios?
Z jednej strony byłam dumna. Bo to przecież znaczy, iż wychowałam syna na odważnego, otwartego, interesującego świata chłopca. Ale gdzieś w środku poczułam ukłucie. Czy to znaczy, iż już mnie nie potrzebuje? Wiem, iż to egoistyczne, ale jednak boli. Bo kiedy twoje dziecko przestaje za tobą tęsknić, czujesz się trochę… zbędna.
Kolonie uczą dzieci wolności. A nas – pokory
Dla niego to był świat pełen nowych zasad, nowych ludzi, własnych decyzji. Dla mnie – brutalna lekcja pokory. Bo na co dzień to ja jestem od porannej owsianki, zgubionych skarpetek i buziaka na dobranoc. A tam – radził sobie beze mnie. I radził sobie świetnie.
Wieczorem, po powrocie, syn przytulił się do mnie jak zawsze. Ale już z opowieściami, w których mnie nie było. "A Franek to…", "A wiesz, iż nad jeziorem…", "A my codziennie graliśmy…". Byłam tłem, nie główną bohaterką. I musiałam się nauczyć, iż to też jest okej. Bo dzieci, które nas nie potrzebują na każdym kroku, to dzieci, które naprawdę idą w świat.
Na koniec…
Niech niechęć dziecka do powrotu z kolonii nie będzie dla rodziców powodem do smutku. Nie oznacza bowiem, iż jesteśmy mniej ważni – tylko iż daliśmy naszym dzieciom coś najcenniejszego: wiarę, iż sobie poradzą. I skrzydła.
A my? My też sobie poradzimy… Chociaż może najpierw trochę popłaczemy pod prysznicem.