Dzisiaj zatrzymałem samochód przy stacji benzynowej.
– 95-ty, pełny bak – rzuciłem obsługującemu i poszedłem do budynku stacji.
W drzwiach prawie zderzyłem się z mężczyzną. Spojrzał na mnie, po czym wbił wzrok w telefon. „Tomasz?!” – omal nie zawołałem, ale w porę się ugryzłem w język. Wszedłem do środka i przez szybę obserwowałem dawnego przyjaciela. Widziałem, jak wsiada do BMW. Rzuciłem się do kasy, podając kartę dziewczynie, ręce drżały mi z podniecenia.
Na zewnątrz BMW już wyjeżdżało na drogę. Nie zastanawiając się długo, wskoczyłem do swojego Opla, by ścigać Tomasza.
„No proszę, takie spotkanie. A nieźle się urządził. Dobrze ożenił? No nic, dowiem się, skąd mu się to wzięło…” – myślałem, nie tracąc auta z oczu.
Samochód skręcił w osiedle domków jednorodzinnych. Gdy zatrzymał się przed jednym z ogrodzeń, przejechałem kawałek dalej, śledząc sytuację w lusterku. BMW wjechało przez otwartą bramę, a ja ostrożnie cofnąłem się jeszcze trochę. Nad bramą zauważyłem kamerę – odchyliłem się na fotelu, by nie wpaść w jej pole widzenia.
Przez szczebelki płotu zobaczyłem, jak Tomasz parkuje przed garażem. Na schodki domu wyszła młoda kobieta. Poznałem ją, choć dzieliła nas spora odległość.
– Nie może być! – szepnąłem.
Kobieta zeszła ze schodów i podeszła do Tomasza. Przytulili się, pocałowali i zniknęli za drzwiami.
„Są małżeństwem. To ich dom. No cóż… Jak to się stało? Zemsta? Ale ta Anka… Cicha myszka, a jednak się urządziła. A Tomasz? Przyjaciel… A przecież to ja mogłem być na jego miejscu…”
***
W klubie było głośno i duszno. Muzyka huczała, światła reflektorów przecinały półmrok, migając po rozgrzanych twarzach tańczących.
Siedziałem przy barze, sącząc drinka i z nudnym wyrazem twarz obserwując taneczne ruchy. Zauważyłem wysoką dziewczynę w czerwonej sukience. „Ta wcale nieźle wygląda” – pomyślałem i odwróciłem się do baru.
Nim zdążyłem pociągnąć łyk, usłyszałem znajomy głos.
– To mój kolega, Jakub. – Do baru podchodził Tomasz, obejmując dziewczynę w czerwieni. – Jakub, poznaj Jadzię, moją dziewczynę.
Zmierzyłem ją wzrokiem. Z bliska wyglądała jeszcze lepiej – duże oczy, piegi na policzkach, złociste włosy… marzenie.
– Podoba ci się? – zaśmiał się Tomasz.
5Co pijecie? – spytałem, nie odrywając wzroku od Jadzi.
– Ja za kółkiem. Może do mnie wpadniecie? Tu za głośno, a i wypić by się chciało – powiedziała.
– Jedziemy? – zapytał Tomasz.
Nie odpowiedziałem, wychyliłem drinka i wstałem.
Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie muzyka nie zagłuszała już rozmów.
– Podoba ci się? – wskazał na czerwonego Volvo. – To prezent od jej taty na urodziny – oznajmił z dumą, jakby sam miał w tym udział.
Spojrzałem z auta na niego. Mrugnął porozumiewawczo.
„Jak on taką złapał?” – nie mogłem uwierzyć. Przecież Tomasz zawsze był ode mnie gorszy. „I nic nie mówił, cwaniak.”
– A gdzie Anka? Zapraszałem was oboje – niespodziewanie spytał Tomasz, gdy jechaliśmy przez nocne miasto.
– Źle się czuje. Toksykoza. – Na dźwięk jej imienia zrobiło mi się nieswojo.
– Nie mówisz! Chowałbyś ślub przed kumplem? – zaśmiał się.
Nie odpowiedziałem. Nie chciało mi się o niej rozmawiać.
Volvo zatrzymało się przed wieżowcem. Wjechaliśmy windą na szesnaste piętro.
– To twoje? – rozglądałem się po luksusowym apartamencie. – Gdzie taką znalazłeś? – szepnąłem mu do ucha.
– Na ulicy – roześmiał się. – Prawie mnie przejechała.
5Dolewałem mu wina, aż się dobrze rozluźnił. Jadzia odprowadziła go do sypialni. Gdy wróciła, stałem przed obrazem.
– To moja robota – powiedziała, podchodząc.
– Twoja? – Spojrzałem na nią. – A mnie byś namalowała?
– Artysta nie rysuje, tylko maluje – odsunęła się o krok, przyglądając mi się. – Masz niezłą figurę. Pozowałbyś nago?
– Teraz? – zaskoczyło mnie.
– Nie, oczywiście. W pracowni, przy dobrym świetle. Podaj numer, zadzwonię, gdy znajdę czas – wskazała na notes na stoliku.
Gdy wróciłem do domu, Anka czekała zapłakana.
– Piłeś? – spytała podejrzliwie.
– Trochę. Z Tomaszem.
– Zjesz coś? – pociągnęła nosem.
– Nie. I tak niedługo śniadanie. Jestem zmęczony, wezmę prysznic i spać – zamknąłem się w łazience.
Jak się w to wplątałem? Nie chciałem nic poważnego z Anką. Niby niczego złego, ale ciążyła mi ta sytuacja. Jadzia – to co innego. Trzeba się Anki pozbyć. Ale jak?
Stałem pod prysznicem, myśląc o Jadzi. Nie mogę dopuścić, by dostała się Tomaszowi. Przeszkadza tylko Anka. Jest w porządku, ale ja chcę kobietę jak Jadzia. A jeszcze lepiej – jej bogatego ojca.
Sam wychowywałem się w biedzie. Zawsze marzyłem o bogactwie. A to proste – ożenić się z dziedziczką. Jadzia idealna. Tylko jak uwolnić się od Anki?
Położyłem się spać, odwracając się plecami.
Dwa dni czekałem na telefon od Jadzi. Gdy już straciłem nadzieję, zadzwoniła. „Ma własną pracownię?” – zdziwiłem się.
Stawiłem się punktualnie, elegancki i pachnący. Poprosiła, bym się rozebrał.
– Tak od razu? – zdębiałem.
– Studenci wynajmują pracownię na godziny. Mamy dwie. Więc się śpiesz. Albo zmieniłeś zdanie? – zaśmiała się.
Rozebrałem się. Układała mnie długo, ignorując moją nagość. W końcu zaczęła szkicować. Po dwudziestu minutach zacząłem jęczeć:
– Można odpocząć? Nogi mnie bolą.
Niechętnie odłożyła ołówek.
– Dobrze. Zrobię kawę.
Zajrzałem do szkicu. Choć nie znam się na sztuce, wyglądałem jak marzenie. Bezszelestnie podszedłem od tyłu i objąłem ją. NieI następnego dnia, gdy obudziłem się w jej łóżku, zrozumiałem, iż gra toczy się nie tylko o pieniądze, ale o coś znacznie bardziej niebezpiecznego – własną duszę.