Myślałam, iż moja córka ma szczęśliwą rodzinę… aż do mojej wizyty u nich w domu.

twojacena.pl 5 dni temu

Myślałam, iż moja córka ma szczęśliwą rodzinę… aż nie przyjechałam do nich z wizytą.

Kiedy nasza Weronika oznajmiła, iż wychodzi za mąż za mężczyznę o osiem lat starszego, ja i mój mąż nie mieliśmy zastrzeżeń. Od razu zrobił dobre wrażenie – elegancki, uprzejmy, pełen uroku. Bartosz potrafił się przypodobać. Zasypywał naszą córkę uwagą: kwiaty, wyjazdy, prezenty. A gdy ogłosił, iż bierze na siebie wszystkie koszty wesela – restaurację, suknię, operatorów, dekoracje – omal nie rozpłakałam się. Byliśmy pewni, iż nasza dziewczyna trafiła w dobre ręce.

„Ma własną firmę, mamo, nie martw się – mówiła Weronika. – Jest zabezpieczony, wszystko ma pod kontrolą.”

Pół roku po ślubie Bartosz przyjechał z Weroniką do nas. Przeszedł się po mieszkaniu, nic nie mówiąc. Następnego dnia zjawili się specjaliści od pomiaru. Po tygodniu – ekipa remontowa. I oto w naszym starym mieszkaniu w Łodzi stanęły drogie, pięciokomorowe okna z izolacją akustyczną. Potem odnowiono balkon, pojawiła się klimatyzacja, choćby nowe płytki na podłodze.

Z mężem dziękowaliśmy zięciowi zmieszani, a on machnął tylko ręką: „To drobiazg. Dla rodziców żony – tylko najlepsze.” Było nam miło, oczywiście. I jak nie cieszyć się, gdy córka żyje w dostatku, w miłości, z taką troską męża?

Potem urodziło im się pierwsze dziecko. Wszystko jak w filmie – wyprawa ze szpitala z balonami, elegancki kombinezon, pieluszki z koronką, fotograf – wszystko pierwszorzędne. Z mężem tylko wzruszaliśmy się: „No i proszę, szczęśliwa rodzina.”

Dwa lata później na świat przyszedł drugi maluch. Znów świętowanie, prezenty, goście. Ale Weronika jakby zgasła. Zmęczone oczy, wymuszony uśmiech. Myślałam początkowo – to zmęczenie po porodzie. W końcu dwoje dzieci to niełatwe wyzwanie. Ale z każdą rozmową telefoniczną coraz wyraźniej czułam – córka coś przede mną ukrywa.

Postanowiłam pojechać sama. Zadzwoniłam, uprzedziłam. Przyjechałam wieczorem. Bartosza nie było w domu. Weronika przywitała mnie bez entuzjazmu, dzieci bawiły się w pokoju. Podeszłam, pogłaskałam je po główkach, przytuliłam. Serce się rozkoszowało – wnuki. A gdy maluchy wciągnęły się w bajki, cicho zapytałam córkę:

„Weroniko, kochanie, co się dzieje?”

Drgnęła, spojrzała w bok, potem wymuszenie się uśmiechnęła:

„Wszystko w porządku, mamo. Po prostu jestem zmęczona.”

„Nie jesteś *tylko* zmęczona. Jesteś przygnębiona. Nie śmiejesz się, masz smutne oczy. Znam cię, Weronika. Powiedz, co jest nie tak?”

Zawahała się. I wtedy – trzask drzwi wejściowych. Wrócił Bartosz. Zobaczył mnie i ledwo zauważalnie skrzywił usta. Uśmiechnął się niby, przywitał, ale wzrok miał zimny, jakbym mu przeszkadzała. Wtedy też wyczułam woń perfum – intensywną, drażniącą, zupełnie nie męską. Francuskie, kobiecy zapach.

Gdy zdjął marynarkę, dostrzegłam ślad szminki na kołnierzu koszuli. Różowej. Nie wytrzymałam i cicho, ale wyraźnie powiedziałam:

„Bartoszu, na pewno byłeś w pracy?”

Zastygł na sekundę. Potem wyprostował się, spojrzał na mnie spokojnie, ale z lodowatą determinacją i odparł:

„Halino Stanisławo, przy całym szacunku, nie wtrącaj się w naszą rodzinę. Tak, mam kobietę. To nic nie znaczy. Dla mężczyzn na moim poziomie to… dopuszczalne. Weronika wie. To nie wpływa na rodzinę. Nie rozstajemy się. Dzieci, żona – wszystko pod kontrolą. Zapewniam byt, jestem obecny. Więc nie przejmuj się takimi drobiazgami jak szminka.”

Zaciśnięte zęby. Weronika wstała i wyszła do dzieci, wzrok wbity w podłogę. A on poszedł pod prysznic, jakby nic się nie stało. A mnie serce bolało z bezsilności. Podeszłam do córki, objęłam ją i szepnęłam:

„Weroniko… czy naprawdę uważasz to za normalne? Że on śpi z inną, a ty po prostu to znosisz? To ma być rodzina?”

Wzruszyła tylko ramionami i zaczęła płakać. Bez histerii, cicho, jakby łzy same spływały po twarzy. Głaskałam ją po plecach w milczeniu. Chciałam powiedzieć wiele, ale wszystko było bez sensu. Decyzja należała do niej. Czy żyć dalej z człowiekiem, który uważa, iż pieniądze udŻycie w złotej klatce to nie życie dla mojej córki, ale dopóki sama tego nie zrozumie, będę czekać i trzymać za nią kciuki.

Idź do oryginalnego materiału