Widzę mały nosek przyciśnięty do szyby i wielkie błękitne oczy. Rozpoznaję nieco ponad dwuletniego chłopczyka z góry.
Powoli wchodzimy do klatki, witam się z chłopcem.
– Hej – mówię cicho i spokojnie, uśmiecham się.
Odpowiada mi drżąca bródka, zaszklone oczy, delikatne pojękiwanie. Rozglądam się, schody i mieszkania oddzielają od nas jeszcze jedne drzwi, zamykane na klucz, nikogo nie ma. Przed klatką również pusto, jest środek dnia, kilka osób na zewnątrz.
Moja córka idzie przed siebie, prosi, żebym podała jej klucze, chce iść do domu. Mówię, żeby dała mi jeden moment, może obejrzymy hulajnogę tego chłopca razem?
Bezpieczna przestrzeń
Schylam się do małego, kucam w bezpiecznej odległości, by nie czuł się osaczony. Widzę, iż jest przerażony. Nie tym, iż się pojawiłam, ale tym, iż nie ma w pobliżu nikogo, kogo zna.
– Masz piękną hulajnogę, a na niej naklejki – zaczynam mówić spokojnie, nie wyciągam w jego stronę rąk, nie naruszam jego przestrzeni.
Mówię o tym, iż Marysia ma pluszowego konika w rączkach i może chciałby go zobaczyć? Kiedy widzę, iż czuje się nieco pewniej, odpowiada, pytam delikatnie, czy rodzice zaraz zejdą do niego.
– Nie – słyszę w odpowiedzi.
– Rozumiem, ale jest tutaj ktoś z tobą, tak? – pytam, słysząc absurd tego pytania, widzę przecież, iż w zasięgu kilkuset metrów nikogo nie ma ani przed nami, ani za nami.
– Babcia, ale jest z psem.
Puenta? Niespełna trzyletni, mały, wystraszony chłopiec miał zostać sam w klatce na wielkim osiedlu, kiedy dorosła sprawująca nad nim opiekę osoba, poszła wyprowadzić psa na wybieg znajdujący się absolutnie poza zasięgiem dziecka i dorosłego oczu.
Kilkaset metrów dalej. Tylko kiedy tam byłam, minęło około 5 minut. Trudno powiedzieć, jak długo wcześniej był sam.
Dlaczego o tym piszę?
Gdyż to niedopuszczalne, byśmy tak małe dzieci zostawiali bez opieki, poza zasięgiem choćby wzroku.
To niedopuszczalne, ponieważ te małe istoty są od nas zależne. I absolutnie przerażone, kiedy zostają same.
Nie wymieniłyśmy ani jednego zdania
Kiedy kobieta wróciła, nie odezwałam się, ona zresztą choćby nie podziękowała.
Dlaczego nic nie powiedziałam? Ponieważ obok było dwoje małych dzieci, które nie musiały być świadkami tej nieprzyjemnej wymiany zdań.
Długo myślałam o tych błękitnych oczach pełnych łez, ale też o tym, z jakim zaangażowaniem opowiadał kilkoma znanymi sobie słowami o naklejkach na hulajnodze. Ja chciałam go wesprzeć, byłam dobra i nie miałam złych intencji.
Pozwoliłam mu poczuć się bezpieczniej, mówiąc mu, iż znam jego rodziców, i rozmawiając z nim o nowym braciszku.
Nigdy nie możemy być pewni, pozostawiając dziecko samo sobie, kto przy nim uklęknie.
Błagam, pamiętajmy o tym.