Nareszcie mam życie osobiste, ale moja córka uważa mnie za szalonego i zabroniła mi widywać się z wnuczką.

newskey24.com 1 tydzień temu

Wreszcie mam swoje życie osobiste — ale córka uważa mnie za wariatkę i zabroniła mi widywać się z wnuczką.

Całe życie poświęciłam córce. Później — wnuczce. Nigdy nie narzekałam, nie żądałam niczego w zamian. Ale chyba obie zapomniały, iż nie jestem tylko darmową nianią i sprzątaczką. Jestem kobietą. Z własnymi uczuciami, pragnieniami i prawem do szczęścia.

Miałam dwadzieścia jeden lat, gdy wyszłam za mąż. Mąż — Tadeusz — był cichym, spokojnym człowiekiem, pracowitym jak mrówka. Żyliśmy skromnie, ale w zgodzie. Gdy córka miała dwa lata, wyjechał w delegację — miał zawieźć towar ciężarówką. Wrócił? Nie. Zginął. Jak — nigdy mi nie powiedziano. Zostałam sama, z małą Weroniką na rękach.

Rodzice męża już nie żyli, moi mieszkali w innym mieście. Pomocy nie miałam znikąd. Jedynym ratunkiem było mieszkanie odziedziczone po Tadeuszu. Próbowałam pracować zdalnie — udzielałam korepetycji, bo z wykształcenia jestem nauczycielką. Ale uwierzcie, uczyć, kiedy po domu biega rozwydrzony maluch, to niełatwe zadanie.

Później mama zabrała Weronikę do siebie. Prawie dwa lata mieszkała u babci i dziadka, a ja kręciłam się jak bąk w kościele. Pracowałam w szkole, wieczorami dorabiałam korepetycjami. Co weekend jeździłam do córki. Za każdym razem, gdy od niej odchodziłam, serce mi się krajało.

Gdy Weronika poszła do przedszkola, modliłam się, żeby nie chorowała, bo nie miałam możliwości zostawać w domu. Na szczęście okazała się odporna. Potem była szkoła. Później studia. Wszystko ciągnęłam sama. Od rana do nocy praca, żeby zapewnić jej dobre wykształcenie, buty, jedzenie, dodatkowe zajęcia.

Gdy skończyła naukę i znalazła pracę, po raz pierwszy poczułam: koniec. Jestem wolna. Tylko iż wolna znaczy samotna. Rodzice nie żyli, przyjaciół nie miałam, wiecznie wir obowiązków. choćby kot stał się moim jedynym rozmówcą.

A potem urodziła się Karolinka. Przeprowadziłam się do córki na kilka miesięcy przed porodem — pomagałam z zakupami, praniem, gotowaniem, pakowaliśmy razem torbę do szpitala. Później wzięłam całkowitą opiekę nad wnuczką — Weronika gwałtownie wróciła do pracy.

Ale nie narzekałam. Wręcz przeciwnie — zakwitłam. Znów poczułam się potrzebna. Gdy Karolinka poszła do szkoły, odbierałam ją po lekcjach. Jadłyśmy obiad, odrabiałyśmy zadania, spacerowałyśmy po parku. Podczas jednego z takich spacerów poznałam Piotra.

On też był dziadkiem — opiekował się wnuczką. Jego historia była podobna do mojej: wcześnie owdowiał, pomagał córce. Zaczęliśmy rozmawiać. Rozmowy stawały się coraz dłuższe. Aż w końcu zaproponował spotkanie… bez wnuczek. Na kawę.

Szczerze? Zamarłam. Ostatni raz ktoś zaprosił mnie na randkę jakieś trzydzieści lat temu. Ale się zgodziłam. I tak w moim życiu znów pojawiła się radość. Chodziliśmy do kina, na wystawy, po prostu spacerowaliśmy. Znów czułam się kobietą.

Ale córka tego nie zrozumiała. Pewnego ranka Weronika zadzwoniła:

— Jedziemy ze Sławkiem do znajomych. Zostawimy Karolinkę u ciebie na weekend, dobrze?

— Przepraszam, kochanie, ale wyjeżdżam na kilka dni. Trzeba było wcześniej uprzedzić.

— Co, znowu z tym twoim… Piotrem? — syknęła.

Zdrętwiałam:

— Weronika, co za ton? Przecież wiesz, iż zawsze jestem przy Karolince. Ale nie jestem wieczną nianią.

— Zapomniałaś już o wnuczce! Jeszcze niedawno mówiłaś, iż nie potrzebujesz życia osobistego, a teraz włóczysz się po koncertach!

— Tak, włóczę się — odparłam spokojnie. — Bo żyję. Bo jestem szczęśliwa. A myślałam, iż się ucieszysz.

— Ucieszę?! Wymieniłaś wnuczkę na jakiegoś faceta! Lepiej weź się w garść, mamo, masz nierówno pod sufitem! Więcej Karolinki do ciebie nie przywieziemy, dopóki nie ochłoniesz!

Siedziałam i nie wierzyłam, iż to mówi moja córka. Całe życie oddałam jej. Rzuciłam wszystko dla jej dobra. Wychowałam ją samotnie. Wspierałam. Pomagałam z jej dzieckiem. A teraz jestem „wariatką”, która „ma nierówno pod sufitem”, bo ośmieliłam się być szczęśliwa?

Płakałam cały wieczór. Piotrowi nic nie powiedziałam. Tylko mnie przytulił i szepnął:

— Masz prawo żyć. I kochać. I być kochaną.

Ale w środku wszystko się we mnie skurczyło. Nie wyobrażam sobie życia bez Weroniki. Bez Karolinki. Boję się, iż pewnego dnia stracę je na zawsze. Mam nadzieję, iż córka ochłonie i zadzwoni. Że zrozumie — jej mama nie przestała być babcią. Po prostu znów stała się kobietą, która po latach odzyskała prawo do szczęścia.

Czyż nie zasłużyłam?…

Idź do oryginalnego materiału