Nasz zięć zaczął zarabiać bardzo mało i widzę, iż córce brakuje na życie, a mają małe dziecko. Od dawna wynajmują mieszkanie, a teraz wynajem pochłania niemal cały ich dochód. Wtedy zaczęłam prosić męża, żebyśmy oddali nasze mieszkanie dzieciom, bo jedno wynajmujemy, a Annie bardzo potrzebne jest teraz własne lokum. Mąż aż się rozzłościł, mówiąc, iż nigdy do tego nie dojdzie, bo to mieszkanie kupił sobie na starość, żeby dzieci nie wypominały mu kawałka chleba

przytulnosc.pl 3 godzin temu

Mieszkamy razem z mężem już wiele lat w małżeństwie. Mamy z mężem spory wspólnie zgromadzony majątek: samochód i dwa dość dobre mieszkania.

Nasza dorosła i samodzielna jedyna córka wyszła za mąż 4 lata temu i mieszka osobno, a z czasem obdarowała nas wymarzonym, kochanym wnuczkiem.

Tak się złożyło, iż mąż naszej córki Anny, nasz zięć, okazał się niezbyt sukcesywny w swoim życiu, co bardzo wpływa na ich dobrobyt.

Na początku Paweł dawał jednak spore nadzieje, zajmował się rozwijaniem swojego własnego biznesu i miał własne mieszkanie, co dla młodej osoby jest niemało.

Z czasem jednak zięć wpadł w poważne długi i niestety po krótkim czasie wszystko stracił.

Trudną sytuację rodziny mojej córki pogarsza również fakt, iż Anna jest w tej chwili na urlopie macierzyńskim, a jedynym żywicielem rodziny był, jak się okazało, jej mąż Paweł.

Ostatni rok córka z zięciem i małym dzieckiem błąkają się po wynajmowanych mieszkaniach.

Często się przeprowadzają z miejsca na miejsce, bo albo właściciel okazuje się niewłaściwy, albo sąsiedzi nie dają im spać po nocach, albo nagle podnoszą opłaty za wynajem, co jest dla nich nieopłacalne i po prostu za drogie.

Szczerze mówiąc, jest mi bardzo przykro patrzeć, jak nasza córka z zięciem ciągle smucą się z powodu przeprowadzek i płacą ogromne sumy za wynajem mieszkań, a pośrednicy tylko na nich zarabiają. Doskonale rozumiem, jak ciężko jest naszym dzieciom.

Aby jakoś pomóc dzieciom, wielokrotnie próbowałam przekonać męża, żeby pozwolił im zamieszkać w naszym mieszkaniu, które w tej chwili wynajmujemy obcym ludziom, podczas gdy nasze własne dzieci tułają się po obcych kątach i nie mają własnego dachu nad głową.

Ale mąż choćby nie chce mnie słuchać i moich argumentów, stanowczo odmówił.

Problem w tym, iż uważa, iż to mężczyzna w rodzinie powinien być głową i umieć samodzielnie utrzymać swoją żonę i dzieci.

Jego zdaniem Paweł powinien się wstydzić przyjmować jakąkolwiek pomoc od nas, starszych ludzi, i iż trzeba po prostu poczekać, aż sam rozwiąże swoje problemy i nauczy się utrzymywać swoją rodzinę.

Mąż jest przekonany, iż jeżeli teraz zaczniemy pomagać dzieciom przy pierwszych trudnościach finansowych, to tylko pogorszymy sytuację, bo będą się stale na nas opierać i przychodzić po pieniądze.

Twierdzi, iż jeżeli będziemy ciągle pomagać zięciowi, wspierać go finansowo, jego charakter osłabnie i straci motywację do osiągnięcia sukcesu, a to nie jest dobre ani dla naszej córki, ani dla nas.

Osobiście jednak wydaje mi się, iż mój mąż po prostu żałuje pieniędzy, które dostajemy z wynajmu naszego mieszkania, i boi się, iż rodzina naszej córki zamieszka tam na stałe, a my nie będziemy w stanie ich potem stamtąd wyprowadzić, gdy przyjdzie czas.

Sądzę, iż każdy mnie zrozumie, iż nie chcę tracić naszego dodatkowego dochodu, ale uważam, iż rodzice w każdym wieku i w każdej sytuacji powinni troszczyć się o swoje dzieci, choćby dorosłe, zwłaszcza w tak trudnym okresie, jak w tej chwili u mojej córki.

Zaproponowałam choćby alternatywę – pomoc w uzyskaniu i spłacie kredytu na mieszkanie, ale mąż bardzo się zdenerwował, iż wykazuję taką inicjatywę.

Jego zdaniem wystarczająco dużo zainwestowaliśmy w córkę, jest już dorosła i powinna była wiedzieć, za kogo wychodzi za mąż, myśleć o przyszłości i wszystko przemyśleć. Teraz, jak mówi, niech sama doświadczy trudności życia – to będzie dla niej dobra lekcja na przyszłość.

Na teściów mojej córki nie ma co liczyć – rodzina zięcia jest biedna i nie ma możliwości pomóc synowi i jego żonie.

Pozostaje mi tylko próbować wpłynąć na mojego męża, ale nie wiem jak – jest bardzo uparty i zawsze obstaje przy swoim. Nie chcę ciągle kłócić się w rodzinie z powodu zięcia, zwłaszcza iż nie przynosi to dobrych rezultatów.

Szczerze mówiąc, bardzo mi przykro słyszeć jego odmowy i rozumieć, iż człowiek, z którym przeżyłam tyle lat, będzie tak walczył o każdą złotówkę, choćby nie litując się nad własną córką i jej dzieckiem.

Nigdy wcześniej nie zauważyłam w moim mężu takiej skąpości, mimo iż jesteśmy razem od wielu lat. Jak można go przekonać do zmiany zdania?

Jeśli wyprowadzimy lokatorów, będziemy musieli ograniczyć wydatki, ale nie zostaniemy głodni, bo mamy jeszcze trochę oszczędności.

Mój mąż planował zmienić pracę na lżejszą i mniej płatną w przyszłym roku, bo zdrowie pozwala mu jeszcze popracować kilka lat na fabryce, choć jego pensja jest bardzo dobra.

Co robić, jak postąpić, żeby córce i jej rodzinie żyło się lepiej? Bardzo chcę im pomóc. Ale jak to zrobić?

Idź do oryginalnego materiału