Nauczycielka: "Oceny bolą bardziej niż kontuzja na WF-ie". Zasłona z kapturem dowodem

mamadu.pl 1 tydzień temu
"Dziś uczniowie już nie walczą o lepsze stopnie – chowają się za kapturami, spuszczają głowy, milczą. Zamiast pytać, tłumaczyć, próbować jeszcze raz – wolą zniknąć. A ja, patrząc na nich, coraz częściej pytam siebie: czy te oceny jeszcze czegoś uczą, czy tylko odbierają im siłę?". Przeczytajcie wiadomość od Diany.


Jestem nauczycielką. I coraz częściej czuję się bezradna


"Od wielu lat uczę w szkole. Wchodzę do klasy, otwieram dziennik, patrzę na uczniów. I coraz częściej mam wrażenie, iż nie uczę. Że jestem bardziej terapeutką, mediatorką, czasem... workiem treningowym. Ta praca już dawno przestała być tylko o przekazywaniu wiedzy.

Na lekcjach widzę dzieci, które są, ale jakby ich nie było. Siedzą z kapturami na głowach, naciągniętymi niemal do nosa. To nie tylko moda, to nie jest bunt w klasycznym sensie. To zasłona. Odcięcie się. Cichy protest. Przeciwko szkole, wymaganiom, dorosłym, a może i światu. Patrzę na nich i wiem: coś w nich pękło. Nie mają siły walczyć, rozmawiać, choćby słuchać. Ich obecność jest fizyczna, ale duchem są gdzieś daleko. I coraz częściej nie mam pojęcia, jak ich stamtąd wyciągnąć.

Oceny bolą. Bardziej niż kontuzja na WF-ie


Dzieciaki nie chcą już walczyć o lepsze stopnie. Niektórzy przychodzą w ostatniej chwili, pytają cicho, czy coś jeszcze da się zrobić. Ale to nie są rozmowy z uczniem, który czegoś nie umie. To rozmowy z dzieckiem, które się boi. Widziałam chłopaka, który złamał rękę i jeszcze żartował. Ten sam chłopak po dwójce z fizyki siedział skulony, z kapturem na głowie i nie odezwał się przez całą lekcję. Bo dziś ocena to nie informacja zwrotna. To etykietka. Albo – jak mówią niektórzy rodzice – krzywda.

Czekoladki, groźby, maile o północy


Rodzice? To temat rzeka. Jedni próbują pomóc, współpracują. Inni… przychodzą z prezentami, jakby można było coś załatwić. Czekoladki, świeczki zapachowe, kawa prosto z Brazylii. A kiedy nie działa uśmiech – pojawia się ton oskarżycielski. 'Czemu pani się

uwzięła na moje dziecko?', 'Pani chyba nie rozumie, jak ono to przeżywa', 'Zgłosimy to do dyrekcji'.

Maile przychodzą późnym wieczorem, czasem po 22:00. Z pytaniami, z wyrzutami, z oczekiwaniem, iż natychmiast zareaguję. A ja przecież też mam dom. Dzieci. Własne życie.

Jestem tylko człowiekiem. Naprawdę staram się zrozumieć. Pracuję z pokoleniem, które lepiej zna algorytmy TikToka niż poprawną strukturę zdania. Które nigdy nie czekało na modem, ale nie potrafi poczekać na ocenę. I które coraz częściej nie chce się uczyć – nie dlatego, iż jest leniwe. Ale dlatego, iż jest przemęczone, przebodźcowane, pogubione. I ja też się w tym gubię.

Są dni, kiedy myślę, iż to może mój ostatni rok w tym zawodzie. Że już nie mam siły. Ale potem przychodzi takie dziecko, które podnosi głowę, zdejmuje kaptur i mówi cicho: 'A może pani powtórzyć?'. I wtedy wiem, iż warto. Bo choćby jeżeli tylko jedno z nich mnie słucha – to i tak ma to sens".

(Imiona bohaterów zostały zmienione).

Idź do oryginalnego materiału