"Nauczycielka skarżyła się na moje dziecko. To pytanie zamknęło jej usta"

mamadu.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Niektórym dzieciom jest trudniej stosować się do zasad panujących w przedszkolu fot. Nothing Ahead/Pexels


Pewnie to znacie. Przychodzicie odebrać dziecko z przedszkola lub szkoły i od progu wita was nauczyciel. Z pretensjami, skargą. Bo dziecko nabroiło. Było niegrzeczne. "Ja mam to dość często, moja córka nie mieści się w ramach systemu i etykiet 'grzeczności'", pisze w mailu do redakcji Renata.


"Zaburzenia ze spektrum autyzmu miewają to do siebie, iż niektóre dzieci niekoniecznie funkcjonują w placówkach edukacyjnych tak, jakby sobie tego kadra życzyła. I tak właśnie jest z moją córką.

Szczerze mówiąc, już kiedy zbliżam się do przedszkola, zaczyna mnie boleć ze stresu brzuch. Co usłyszę tym razem? Co dziś było nie tak, co nie spodobało się nauczycielkom, na co będą się skarżyć?

Zazwyczaj przebieg rozmowy wygląda podobnie: nauczycielka zaczyna od 'Musimy porozmawiać', potem pada: 'Pani córka dzisiaj' i tu następuje opis jej niepożądanego zachowania. Odmówiła odłożenia zabawki i dołączenia do zabawy w kółeczku. Nie chciała usiąść do stołu podczas śniadania i zaczęła głośno płakać. Leżała na podłodze w łazience i krzyczała, bo pani chciała ją za rękę zaciągnąć na leżakowanie.

Po opisie sytuacji następuje sakramentalne: 'Proszę porozmawiać z córką'. Ja mówię, iż tak, oczywiście, porozmawiam z córką. Przypominam przy okazji kilka zasad postępowania z nią, które dał nam psycholog: nie trzymać w chwili wzburzenia, nie ciągnąć nigdzie na siłę, stosować zachętę zamiast kategorycznych nakazów. Nie podnosić głosu.

Dzisiaj jednak było inaczej. Postanowiłam opisać tę sytuację, bo myślę, iż przyda się i innym rodzicom. choćby jeżeli wasze dzieci nie mają ADHD, ZA czy innych zaburzeń, moja dzisiejsza odpowiedź może się wam przydać, kiedy nauczyciel w przedszkolu czy szkole będzie skarżyć się na Wasze dzieci. Bo brzydko piszą, źle czytają, krzywo patrzą. Cokolwiek.

Tym razem pani skarżyła się na zachowanie córki na przedszkolnym placu zabaw. Dziecko nie chciało bawić się w piaskownicy z innymi dziećmi, tylko wciąż kucało przy krzaku i 'coś tam grzebało'. Panie kazały jej stamtąd iść, ale ona nie chciała. 'Udawała głuchą'.

W końcu była pora na powrót do sali. Dzieci ustawiły się (grzecznie, a jakże!) w parach. Wszystkie, oprócz mojej córki oczywiście. Ta przez cały czas tkwiła przy tym krzaku. Panie wołały, ona nic. Jedna podeszła i odkryła ze zgrozą, iż córka 'bawi się' zdechłym ptakiem. A adekwatnie robi mu grób. Ułożyła naokoło kamyczki, położyła jakieś roślinki. Zrobiła krzyż z patyków.

Bardzo się to pani nie spodobało, zezłościła się i zaczęła na siłę odciągać moją córkę od tego ptaka. Moje dziecko zaczęło krzyczeć i płakać. Nie dało się jej uspokoić, uciekała z wrzaskiem na drugi koniec przedszkolnego ogrodu.

Pani, wciąż w nerwach, kazała mi z córką porozmawiać. I wtedy ja zapytałam: 'Jak sobie poradziła z tą sytuacją? Co pani zrobiła, by uspokoić wzburzone emocje mojej córki? I co pani radzi robić w takich momentach?'.

Zmieszała się. Ale litości, to są chyba pedagodzy, prawda? Powinni mieć jakąś wiedzę z psychologii dziecięcej? Więc od dzisiaj nie zamierzam pozwolić, żeby całą odpowiedzialność za zachowania dziecka, które mają miejsce pod moją nieobecność, za to pod ich opieką, przerzucali na mnie.

I Wam też to radzę. Nie dajcie się. Zapytajcie po prostu: 'I co Pani zrobiła w tej sytuacji?'".

Idź do oryginalnego materiału