Morze niesprawiedliwości
"Wróciłam dziś z przedszkola zapłakana. Nie, nie dlatego, iż dzieci były niegrzeczne. Nie przez bałagan, krzyki, kolejny dzień na nogach od 6:30. Nie przez zbyt długą listę obowiązków. Przywykłam do tego.
Złamały mnie słowa jednego z chłopców. Mały, wesoły, inteligentny. Robiliśmy wyklejanki. Siedział skupiony, aż nagle spojrzał na mnie i powiedział: 'Mama mówi, iż się pani nie nadaje do pracy w przedszkolu'.
Zrobiło mi się zimno. Patrzył na mnie tak zwyczajnie, bez cienia złości. Powtórzył coś, co usłyszał w domu, może mimochodem. Ale mnie te słowa wbiły w ziemię.
Bo ja naprawdę się staram. Może nie jestem idealna, ale każdego dnia daję z siebie tyle, ile tylko mogę. Śpiewam, choć jestem zmęczona. Przytulam, choć boli mnie kręgosłup. Szukam sposobów, żeby każde dziecko poczuło się ważne. choćby kiedy w domu martwię się o swoje sprawy, kiedy nie dosypiam, kiedy coś mnie boli – w przedszkolu jestem cała dla nich.
I wtedy ktoś, kogo choćby nie znam, ocenia mnie w jednym zdaniu. I dziecko to powtarza, nie rozumiejąc ciężaru tych słów. Ale ja go rozumiem. Za dobrze.
Dziś nie miałam w sobie siły, żeby się uśmiechnąć. Poszłam do łazienki, zamknęłam drzwi i chwilę płakałam. Cicho. Żeby nikt nie słyszał. Bo przecież 'pani w przedszkolu' zawsze powinna być pogodna, cierpliwa, serdeczna.
Nie jestem z kamienia. Jestem człowiekiem. Nauczycielką, która kocha swoją pracę, ale czasem po prostu pęka.
Dlatego proszę, rodzice – uważajcie na słowa. Wasze dzieci słuchają. Chłoną wszystko i niosą to w świat. A czasem, zupełnie nieświadomie, ranią tych, którzy codziennie starają się być dla nich wsparciem.
Wiem, iż nie jestem sama. Wiele moich koleżanek też czasami wraca do domu z bólem w sercu, którego nie da się łatwo zrzucić przy drzwiach. I choć kochamy naszą pracę, to są takie momenty, kiedy zwykłe zdanie potrafi odebrać nam głos".