"Nie będę już więcej niańczyć dzieci sąsiadki, bo ta oszczędza swój urlop"

mamadu.pl 4 miesięcy temu
Zdjęcie: Praca zdalna z dziećmi to prawdziwe wyzwanie. fot. dobledphoto/123rf


Dla dzieci wakacje są czasem beztroskiego lenistwa, a dla rodziców dużym wyzwaniem. Zorganizowanie opieki dla maluchów, które podczas nieobecności rodziców nie mogą zostać same w domu, nie jest łatwym zadaniem. Kombinujemy, jak tylko się da. Prosimy o pomoc nie tylko babcię, dziadka czy kuzynkę, ale także sąsiadów (ale tylko tych zaufanych). Warto jednak pamiętać, by zachować we wszystkim zdrowy rozsądek i nie przesadzić z nadużywaniem gościnności.


Matki urlopem wypoczynkowym nie szastają na prawo i lewo. Zanim wezmą dzień wolnego, dokładnie przemyślą i upewnią się dziesięć razy, iż jest im potrzebny. Urlop zostawiamy na "specjalne" okazje – wakacyjny wyjazd, przedstawienie w przedszkolu, zakończenie roku szkolnego czy chorobę (oczywiście dziecka, bo matka przecież nie choruje). "Podrzucamy" dzieci dziadkom, ciociom, a także sąsiadom. Jednak kiedy przekroczymy cienką granicę, sprawa zaczyna się komplikować. Pojawia się kwas.

Sąsiedzka pomoc


"Trzy lata temu przeprowadziłam się do dwupokojowego mieszkania w Radomiu. Nikogo nie znałam, nie miałam znajomych. Moja wtedy 3-letnia córeczka też nie miała tam żadnych koleżanek. Wszystko budowałam od podstaw, co nie było łatwym zadaniem. Nie lubię pierwsza zagadywać, wpychać się tam, gdzie mnie nie chcą. Powoli, małymi kroczkami zaczęłam nawiązywać nowe znajomości.

Zakumplowałam się z sąsiadką, która miała synka w podobnym wieku do mojej córki. Dzieciaki nas połączyły. Razem chodziliśmy na plac zabaw, na basen czy spacer po parku. Miałam wrażenie, iż znalazłam swoją bratnią duszę, z którą dogadywałam się bez słów. Kilka miesięcy temu Ewa wróciła do pracy w biurze, ja pracuję zdalnie (póki co na pół etatu). To, iż stale jestem w domu, jest dla mnie ogromnym ułatwieniem. Szczególnie wtedy, gdy córeczka choruje i teraz, w wakacje. Julek, synek Ewy, nie chodzi w wakacje do przedszkola. Prosił, płakał i przekonywał mamę, by nie zapisywała go na żadne dyżury. Ta uległa, nie myśląc o konsekwencjach.

'Mogę zostawić dzisiaj u ciebie Julka? Babcia poczuła się gorzej i nie może się nim zająć' – zapytała kilka dni temu. Zgodziłam się bez chwili zastanowienia. Ale przyznaję, praca z dwójką dzieci na karku to hardcore. W połowie dnia miałam dość, głowa pękała mi od tych krzyków i pisków. 'Dasz radę, jutro będzie lepiej' – powtarzałam w myślach i tylko to trzymało mnie przy życiu. Kiedy Julek poszedł do domu, zapałam głęboki oddech.

Drugi, trzeci i czwarty?


Następnego dnia, z samego rana zadzwonił ktoś do drzwi. Ewa i Julek złożyli nam niezapowiedzianą wizytę. 'Weźmiesz też Julka dzisiaj do siebie? I tak siedzisz w domu, więc to chyba nie problem' – powiedziała i nie czekając na moją odpowiedź, pobiegła dalej. Wściekłam się, ale nie miałam wyjścia. Przecież nie wyrzucę dziecka na bruk. Tego dnia było jeszcze gorzej, bo dzieciaki nie chciały się już razem bawić. Tylko się przepychały i wyrywały sobie zabawki. Istny koszmar.


Trzeciego dnia miała miejsce podobna sytuacja. Byłam wściekła, czego nie dałam po sobie poznać. Nie chciałam doprowadzać do nieprzyjemnej sytuacji i miałam nadzieję, iż Ewa w końcu znajdzie opiekę dla syna albo weźmie urlop. Odebrała go po pracy. Wpadła z pączkami i uśmiechem na twarzy. 'Jesteś taka kochana, zawsze mogę na ciebie liczyć. Super, iż nie muszę brać urlopu, bo zabrakłoby mi na wakacyjny wyjazd' – powiedziała.

Ślepa uliczka


A mnie jakby zamurowało. Uśmiechnęłam się głupio i nie powiedziałam ani słowa. Od dziecka mam problem z asertywnością. Zawsze ktoś przekracza granice, które staram się ustalić. Ludzie wchodzą mi na głowę, a ja podtrzymuję ten ich ciężar. W końcu padam i nikt nie zwraca na mnie uwagi. Czułam, iż tak też będzie i tym razem, dlatego postanowiłam się bronić, póki nie pozostało za późno.

Wieczorem wybrałam się do Ewy z sąsiedzką wizytą. Zacisnęłam zęby, wzięłam głęboki oddech i z lekkim uśmiechem, ale i ogromną pewnością siebie, którą wygrzebałam spod podłogi, powiedziałam: 'Nie dam rady już więcej zajmować się Julkiem. Nie jestem w stanie pracować, opiekując się dwójką dzieci'.

Ewa spojrzała na mnie wzrokiem, który przeszył mnie na wylot. Poczułam ciarki, szybsze bicie serca. 'Myślałam, iż na ciebie można liczyć. Siedzisz w domu i pomóc nie możesz?' – powiedziała i poszła do kuchni. Wyszłam. Od wczoraj nie odzywamy się do siebie ani słowem. Minęłyśmy się na klatce schodowej, ale udałyśmy, iż się nie znamy. Ewa odwróciła głowę w drugą stronę, gdy przechodziłam obok.

Sytuacja jest nie do pozazdroszczenia. W powietrzu można by zawiesić siekierę. Być może Ewa zrozumie, iż nie miałam złych intencji, być może dotrze do niej, iż praca zdalna to też praca. A może i nie? Może czeka, aż ja przyjdę i posypię głowę popiołem. Ale nie, taka sytuacja nie będzie miała miejsca".

Idź do oryginalnego materiału