Nie było angielskiego ani basenu. Po tygodniu w publicznym przedszkolu padło: "Tu jest lepiej"

mamadu.pl 2 tygodni temu
Przeniosłam dziecko z prywatnego do publicznego przedszkola. Bałam się, iż to będzie błąd, ale po tygodniu usłyszałam: "Mamo, tu jest lepiej!".


Gdy wybierałam przedszkole dla mojego dziecka, kierowałam się tym, co wydawało się najlepsze – bogata oferta zajęć, nowoczesny budynek, nauka języków obcych od najmłodszych lat. Wydawało mi się, iż prywatna placówka to gwarancja najlepszego startu. Jednak po kilku miesiącach zauważyłam, iż moje dziecko nie jest szczęśliwe. W końcu podjęłam trudną decyzję o przeniesieniu go do publicznego przedszkola. Efekt? Po tygodniu usłyszałam: "Mamo, tu jest lepiej!".

Elitarne przedszkole – dlaczego miało być lepsze?


Decydując się na prywatne przedszkole, wydawało mi się, iż robię wszystko, co najlepsze dla mojego dziecka. W końcu program wyglądał imponująco:

Angielski codziennie,

Basen dwa razy w tygodniu,

Zajęcia z robotyki,

Indywidualne podejście do każdego dziecka.


Brzmiało świetnie, prawda? Problem w tym, iż codziennie, gdy odbierałam syna, był zmęczony, rozdrażniony i coraz częściej mówił, iż nie chce iść do przedszkola. Nie rozumiałam dlaczego – w końcu miał "wszystko".

Pierwszy sygnał ostrzegawczy – brak swobodnej zabawy


Po rozmowach z innymi rodzicami i nauczycielami dotarło do mnie, iż dzieci miały bardzo napięty grafik. Wszystko było zaplanowane od rana do wieczora. Nie było czasu w zwykłą zabawę, na nudzenie się, na odkrywanie świata na własną rękę. A dzieci, zwłaszcza w wieku przedszkolnym, uczą się przez zabawę!

Publiczne przedszkole – czy to na pewno dobry pomysł?


Z duszą na ramieniu zapisałam syna do przedszkola publicznego. Miałam mnóstwo obaw:


Czy poziom edukacji będzie wystarczający?


Czy nie będzie tam chaosu i zaniedbań?


Jak poradzi sobie z nowymi kolegami?



Okazało się, iż moje obawy były bezpodstawne.

Tydzień później: "Mamo, tu jest lepiej"


Już po kilku dniach zobaczyłam zmianę. Syn rano z euforią szedł do przedszkola, po południu był wypoczęty i uśmiechnięty. Kiedy zapytałam go, co mu się podoba, odpowiedział: "Mamo, tu mogę się bawić, nie muszę cały czas czegoś robić".

I wtedy zrozumiałam.

Dlaczego mniej znaczy więcej?


Publiczne przedszkole nie miało supernowoczesnego budynku ani bogatej oferty zajęć dodatkowych. Ale miało coś, czego brakowało w prywatnej placówce – luz i swobodę. Dzieci mogły bawić się w grupie, samodzielnie decydować, czym chcą się zajmować, a nauczyciele nie forsowali ich w kierunku ambitnych wyników. To naturalne środowisko przedszkolne, które pozwala dzieciom rozwijać się we własnym tempie.

Czego nauczyła mnie ta zmiana?


Zmiana przedszkola była jedną z najlepszych decyzji, jakie podjęłam dla mojego dziecka. Wbrew powszechnemu przekonaniu, iż im więcej zajęć, tym lepiej, okazało się, iż najważniejsze jest coś zupełnie innego – szczęście i swoboda mojego dziecka. Bo ostatecznie to nie liczba dodatkowych lekcji, ale euforia z codziennych chwil buduje najlepsze wspomnienia i najzdrowszy rozwój.

Czy ty też zauważyłeś, iż dzieci nie zawsze potrzebują "więcej", aby być szczęśliwe?


Idź do oryginalnego materiału