Nie chcę wychować fajtłapy. Gdy zobaczyłam, co córka robi na placu zabaw, zamknęłam oczy

mamadu.pl 4 miesięcy temu
Zdjęcie: Mylimy troskę z nadopiekuńczością? Fot. 123rf.com


Wakacje powinny być czasem beztroskiej zabawy, tyle iż dzieci wychowane w kulcie "uważaj, bo się przewrócisz" nie mają zbyt wiele swobody. jeżeli się nie powstrzymamy przed nieustannym zwracaniem im uwagi, wychowamy całą rzeszę fajtłap. Ja tego nie chcę, a ty?


Na ten moment plan na lato jest prosty: rano samodzielne zabawy w domu i na podwórku, trochę oswajania się z nudą, która ma pobudzić kreatywność oraz aktywne rodzinne popołudnia. Już pisałam o tym, iż jestem w ciężkim szoku, iż dzieci jakoś wymiotło, a place zabaw świecą pustkami. Trochę lepiej jest późnymi popołudniami, gdy wraz z rodzicami wyjdą się przewietrzyć.

W ramach letnich aktywności ruszamy gdzieś dalej i poszukujemy miejsc ciekawych zarówno dla 4-, jak i 10-latki, m.in. poznajemy inne place zabaw i parki. Wczorajszy wybór był strzałem w dziesiątkę. Dużo konstrukcji do wspinaczki, które moje starsze dziecko uwielbia. Po chwili wspólnego biegania z rówieśnikami atrakcyjne stało się jednak coś zupełnie innego…

To nie dla dzieci?


Nagle dzieciaki, zamiast bawić się na placu zabaw, zaczęły skakać przez płot okalający placyk dla maluchów i wspinać się na drążki do kalisteniki, które raczej są kierowane do dorosłych.

Zauważyłam, iż moje 10-letnie dziecko siedzi sobie na drążku do podciągania na wysokości ok. 2,5 metra. Wstrzymałam oddech, gdy nagle usłyszałam jakąś mamę. Pogoniła swoją córkę. Oburzona tłumaczyła jej, iż to nie są zabawki dla dzieci. Mnie też korciło, by zakończyć tę zabawę, ale zamknęłam oczy.

Nie jestem dzieckiem trzepaka i w sumie zawsze miałam duże problemy z koordynacją, do dziś mam problem z przyśpieszeniem czy wysokością i nie jest mi łatwo patrzeć na to, co wyprawia moje starsze dziecko. Do kompletu mam nieustannie jakieś katastroficzne wizje, ale staram się trzymać je na wodzy.

Uważaj, bo spadniesz!


Nie jest to łatwe, ale nie chcę, by moja córka była fajtłapą. Nie chodzi tylko o koordynację ruchową. Dzieci po prostu potrzebują podejmować ryzyko, ale także doświadczać upadków, by nauczyć się, iż po nich można zawsze wstać i spróbować podjąć wyzwanie ponownie. Gdzie mają się tego uczyć, jak nie podczas zabawy? Moje pokolenie bawiło się na trzepaku, próbowało wykonać pełen obrót na huśtawce. Widzieliście w dzisiejszych czasach takie ewolucje u szkolnych dzieci?

Staram się docenić, iż się dogadali i sami wymyślili zabawę. Podjęli niełatwe wyzwania i świetnie się przy tym bawili. Byli w ruchu. Trochę się przełamali, bo ktoś się bał, a komuś nie wychodziło. Przecież trzeba to chwalić.

Chcę być mamą, która wspiera swoje dzieci i im kibicuje, a gdy trzeba, pomaga im wstać i zachęca do dalszych prób, a nie taką, która zakłada niepowodzenie i mówi: "a nie mówiłam", gdy coś się nie uda za pierwszym razem.

Idź do oryginalnego materiału