– Łukasz, nie chciałem ci tego mówić w dniu ślubu… Ale wiesz, iż twoja nowożeńska ma córkę? – mój kolega z pracy zamurował mnie tą wiadomością.
– Co masz na myśli? – nie chciałem tego słyszeć.
– Moja żona zobaczyła twoją Martę na waszym ślubie i szepnęła mi do ucha:
– Ciekawe, czy pan młody wie, iż jego narzeczona ma córkę w domu dziecka?
– Wyobraź sobie, Łukasz! Omalo nie zakrztusiłem się sałatką przy stole. Moja żona mówi, iż osobiście zajmowała się formalnościami, kiedy Marta zrzekła się noworodka. Moja Ewa jest lekarzem w szpitalu położniczym. Zapamiętała Martę po znamieniu na szyi. Powiedziała też, iż Marta nazwała dziecko Olgą i nadała jej swoje nazwisko. Chyba Jankowska. To było jakieś pięć lat temu – kolega z ekscytacją przyglądał się mojej reakcji.
Siedziałem za kierownicą jak osłupiały. Cóż za wiadomość! Postanowiłem sam wyjaśnić sytuację. Nie chciałem w to uwierzyć. Jasne, wiedziałem, iż Marta ma 32 lata i miała przede mną swoje życie. Ale dlaczego zrezygnować z własnego dziecka? Jak można z tym żyć?
Dzięki swojej pozycji i kontaktom gwałtownie znalazłem dom dziecka, w którym mieszkała Olga Jankowska.
Dyrektor placówki przyprowadził do mnie pogodną dziewczynkę o promiennym uśmiechu:
– Poznajcie się, nasza Olga Jankowska – dyrektor zwrócił się do wychowanki – ile masz lat, dziecko, powiedz wujkowi.
Nie dało się nie zauważyć u dziewczynki zeza. Zrobiło mi się jej żal. Już czułem, iż jest dla mnie jak własna, pokochałem ją. W końcu to córka mojej ukochanej! Babcia powtarzała:
– Dziecko, choć pokorne, dla rodziców jest cudem.
Olga odważnie podeszła bliżej:
– Cztery latka. Jesteś moim tatą?
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć dziecku, które w każdym mężczyźnie widzi ojca.
– Olga, porozmawiajmy. Chcesz mieć mamę i tatę? – oczywiście, zadałem głupie pytanie. Chciałem ją uściskać i natychmiast zabrać do domu.
– Chcę! Zabierzesz mnie? – Olga spojrzała mi prosto w oczy z pytaniem i nadzieją.
– Zabiorę, ale trochę później. Poczekasz, zajączku? – chciałem się rozpłakać.
– Poczekam. Nie oszukasz? – Olga stała się poważna.
– Nie oszukam – pocałowałem ją w policzek.
Wróciwszy do domu, opowiedziałem wszystko żonie.
– Marto, nie obchodzi mnie, co było przed nami, ale Olgę musimy zabrać. Adoptuję ją.
– A mnie się zapytałeś? Czy ja tego chcę? Ona przecież ma zeza! – Marta podniosła głos.
– To twoja córka! Zrobię jej operację oczu, wszystko się ułoży. To cudowna dziewczynka! Od razu się w niej zakochasz – zaskakiwało mnie podejście żony.
Udało mi się przekonać Martę, by adoptować Olgę.
Rok musieliśmy poczekać, zanim zabraliśmy dziewczynkę do domu. Często odwiedzałem ją w domu dziecka. W ciągu tego roku zbliżyliśmy się i przyzwyczailiśmy do siebie. Marta wciąż nie chciała mieć dziecka i choćby próbowała wstrzymać proces adopcji. Nalegałem, by kontynuować i zakończyć formalności.
Wreszcie nadszedł dzień, kiedy Olga po raz pierwszy przestąpiła próg naszego mieszkania. Rzeczy, na które nie zwracamy uwagi, ją zadziwiały i cieszyły. niedługo okulista skorygował jej wzrok. Te zabiegi trwały półtora roku. Cieszę się, iż moja córeczka nie wymagała operacji.
Olga stała się dokładnie podobna do matki Marty. Byłem szczęśliwy. Mam w rodzinie dwie piękności – żonę i córkę.
Przez prawie rok po opuszczeniu domu dziecka, Olga nie mogła się nasycić. Zawsze chodziła z paczką ciastek. Nie dało się jej odebrać. Miała lęk przed głodem. Martę to irytowało, mnie zdumiewało.
Ciągle próbowałem zespolić rodzinę, ale na próżno… Żona nigdy nie pokochała własnej córki. Marta kochała tylko siebie, swoje “Ja”.
Kłótnie, spory i przykrości z Martą były na porządku dziennym. Wszystko z powodu Olgi.
– Po co sprowadziłeś tę dzikuskę do naszej rodziny? Nigdy nie będzie normalnym człowiekiem! – żona wpadała w histerię.
Bardzo kochałem Martę. Nie wyobrażałem sobie życia bez niej. Chociaż moja mama kiedyś powiedziała:
– Synku, to twoja sprawa, ale spotkałam Martę z innym mężczyzną. Nic z tego nie wyjdzie. Marta jest nieszczera, sprytna i przebiegła. Owinie cię sobie wokół palca.
Gdy kochasz, nie widzisz przeszkód. Twoje szczęście świeci jaśniej niż gwiazdy. Marta była moim ideałem. Pęknięcie w relacjach pojawiło się, gdy w naszym domu pojawiła się mała Olga. Może to ona otworzyła mi oczy na prawdziwy stan rzeczy w mojej rodzinie. Zaskakiwała mnie obojętność żony wobec dziecka.
Chciałem przestać kochać Martę, ale nie potrafiłem. Przyjaciel kiedyś doradził:
– Słuchaj, stary, jeżeli chcesz ochłonąć do kobiety, zmierz ją miarą krawiecką.
– Żartujesz? – pytałem w zdumieniu.
– Zmierz obwód biustu, talii, bioder. Ot, co, przestaniesz kochać – wydawało mi się, iż przyjaciel ze mnie kpi.
Postanowiłem przeprowadzić eksperyment. Nic nie ryzykowałem.
– Marto, chodź, zmierzę cię – zawołałem żonę.
Marta była zdziwiona:
– Mogę liczyć na nową sukienkę?
– Tak – starałem się mierzyć biust, talię i biodra żony.
Eksperyment zakończył się. Wciąż kochałem Martę. Śmiałem się z drwiny przyjaciela.
Wkrótce Olga zachorowała. Przyziębiła się. Miała gorączkę. Córeczka jęczała, płakała, smarkała. Chodziła za Martą, trzymając mocno swoją lalkę Marysię. Cieszyłem się, iż zamiast paczki ciastek Olga miała teraz Marysię.
Córeczka uwielbiała przebierać lalkę. Ale teraz była naga, co oznaczało, iż jej właścicielka była chora, nie miała siły, by ją ubrać. Marta nakrzyczała na Olgę:
– Zamilknij, wreszcie. Nie mam spokoju przez ciebie! Idź spać!
Olga trzymała lalkę przy piersi i przez cały czas ciągle jęczała i płakała. Nagle Marta wyrwała lalkę Olgi z rąk, podbiegła do okna, otworzyła je i z wściekłością wyrzuciła zabawkę.
– Mamusiu, to moja ukochana laleczka Marysia! Zmarznie na dworze! Mogę pobiec za nią? – Olga zapłakała głośno, rzuciła się do drzwi wyjściowych.
Natychmiast pobiegłem po wyrzuconą lalkę. Niestety, winda nie działała. Zbiegłem na dół z ósmego piętra. Lalka zawisła na gałęzi drzewa do góry nogami. Wyłowiłem ją z śniegu. Topniejące śnieżynki na plastikowej twarzy lalki wyglądały jak łzy. Gdy wracałem po schodach, myślałem, iż osiwieję.
Zachowanie Marty nie miało uzasadnienia. Wszedłem do pokoju Olgi. Stała na kolankach przy łóżku. Miała głowę na poduszce. Spała, w snach łkała. Delikatnie położyłem ją na łóżku, obok lalkę na poduszce.
Marta spokojnie siedziała w salonie, czytając kolorowy magazyn, nie przejmując się Olgą. Właśnie wtedy moja miłość do żony wygasła. Wyschła, roztopiła się, wyparowała. Zdałem sobie sprawę, iż Marta była pięknym, ale pustym opakowaniem. Żona wyraźnie wszystko zrozumiała.
Rozwiedliśmy się. Olga została ze mną, Marta wcale nie protestowała.
…Później spotkałem się z byłą żoną, która powiedziała z uśmieszkiem:
– Byłeś dla mnie, Łukaszu, tylko trampoliną.
– Ach, Marto! Masz oczy jak błękit, a duszę jak smołę – mogłem już spokojnie to powiedzieć.
Marta gwałtownie wyszła za mąż za zamożnego biznesmena.
– Żal mi jej męża. Taka kobieta nie powinna być matką – oceniła moja mama.
Olga na początku bardzo tęskniła za mamą, chciała ją chociaż dotknąć.
Moja nowa żona, Ewa, potrafiła zdobyć serce Olgi i je ogrzać. Okazało się, iż matka dwa razy odrzuciła dziecko. Dla mnie to było nie do pomyślenia.
Ewa z wielką miłością i nieograniczoną cierpliwością zajmowała się zarówno przybraną Olgą, jak i naszym synem, Stasiem.