Nie da się udawać, iż wszystko wróciło do normy

twojacena.pl 1 miesiąc temu

Nie da się udawać, iż wszystko jest po staremu

Dziewczynką będąc, Weronika uwielbiała zapraszać koleżanki do domu. Matka zawsze się zgadzała, bo i sama taka była. Jak długo pamiętała, w ich domu co weekend gościły przyjaciółki matki.

Urodziny bez gości? Nigdy. Ojciec był inny cichy, spokojny. Na wizyty matecznych przyjaciół patrzył obojętnie, czasem choćby pił z nimi herbatę, żartował. Ale najczęściej zostawiał je same, a sam majsterkował w garażu. Przyjaciół prawie nie miał co najwyżej sąsiedzi.

Weronice podobało się, gdy przyjaciółki matki wpadały tak po prostu, w przelocie. Rzadko piły wino tylko od święta. Zwykle herbatę, czasem kawę. Gdy goście się zjawiali, matka od razu promieniała. Śmiano się, czasem choćby śpiewano.

„Mamo, czy Magda i Anka mogą do nas przyjść?” pytała.

„Oczywiście, córeczko. Na stole są ciastka i cukierki, poczęstuj je” odpowiadała matka, wychodząc do pracy.

Gdy przyjaciółki długo nie zaglądały, piekła drożdżówki i mówiła:

„Zaproszę choćby Grażynę i ciocię Helenę z sąsiedztwa. Weruś, skocz je zawołać.”

Tak im mijały dni. Gdy Weronika poszła na studia, przyjeżdżała na weekendy z koleżanką, a niekiedy na wakacje oczywiście za zgodą matki. Jej zwyczaj witania gości z otwartymi ramionami odziedziczyła po niej.

Na ostatnim roku studiów Weronika wyszła za mąż za kolegę z roku, Tomka. Mieszkali sami. Zapraszała przyjaciółki. Tomek początkowo się wzbraniał, ale w końcu zrozumiał, jak ważne to dla niej było.

„Tomek, u nas zawsze pełno było gości. Tak byłam wychowana. Nie masz nic przeciwko, jeżeli od czasu do czasu ktoś do nas zajrzy?”

„U nas bywało inaczej. Matka nie znosiła gości. Gdy ojciec przyprowadził kolegę po pracy, awantura wisiała w powietrzu. Ale jeżeli tobie to sprawia euforia nie sprzeciwiam się.” I tak się przyzwyczaił.

Razem wybierali, kogo zaprosić. Z czasem ustalił się stały krąg znajomych. Tomek nie przepadał za przyjaciółką Weroniki Zosią. Była samotna, owdowiała i zawsze trochę smutna.

„Jak możesz się z nią przyjaźnić?” dziwił się. „Wiecznie markotna, słowa z niej nie wyciągniesz. jeżeli nie potrafi śmiać się z żartów, po co w ogóle przychodzi?”

„Ale rozmawia ze mną, daje dobre rady. Zosia nigdy nie poradzi nic złego. Umie słuchać i dochowa tajemnicy. Możesz przed nią otworzyć duszę. Tak, nie jest duszą towarzystwa. Nie chichocze jak reszta. Ale czasem potrzeba właśnie takiej rozmowy.”

„Samą nudę znalazłaś…”

„Nie, Tomek. Lubię ją. Nie szuka tłumu, czasem woli przyjść sama. Przy niej czuję spokój. Nigdy nie narzeka, a mnie wspiera. Takie przyjaciółki są potrzebne.”

Minęły lata. Tomek z Weroniką wybudowali dom, urodził się im syn, a ona wciąż spotykała się z przyjaciółkami. Czasem wychodziły z dziećmi, ale częściej gromadziły się u niej dom był przestronny, malcom nie brakowało miejsca do zabawy.

Dwie koleżanki mieszkały z teściowymi tam nie bardzo było gdzie się roześmiać. Tylko Kasia żyła z mężem i synkiem we własnym mieszkaniu, ale i tak wolała przychodzić do Weroniki. Niekiedy zbierali się w większym gronie, z mężami. Ci popijali piwo to w garażu, to w saunie. Tak spędzali czas.

Pewnego dnia Zosia, odwiedzając Weronikę, mimochodem rzuciła:

„Werka, na twoim miejscu nie ufałabym Kasi zbytnie. Bądź ostrożna. Zbyt często zwraca uwagę na twojego męża.”

„Co ty wygadujesz, Zosiu? Kasia po prostu jest wesoła, lubi żartować” broniła przyjaciółki.

Lecz później długo rozmyślała nad jej słowami.

„Pewnie zazdrości, sama nie ma męża. Zresztą matka zawsze mówiła, żeby trzymać się z dala od samotnych koleżanek. Może czas się odsunąć.”

Porozmawiała o tym z Tomkiem.

„A nie mówiłem? Zawsze wydawała mi się jakaś zakręcona…”

W końcu Weronika skreśliła Zosię z listy przyjaciół, ale w jej życiu nic się nie zmieniło. przez cały czas spotykała się z resztą. Żyli zgodnie. Gdy ktoś wyjeżdżał, pomagali sobie odbierali dzieci z przedszkola.

„Weronika, wyratuj, zabierz mojego Bartka ze żłobka” często dzwoniła Kasia. „Mój Marcin pojechał z kolegami na ryby, a ja zostaję w pracy. Dasz radę?”

„Jasne, Kasiu, nie ma sprawy. I tak nasze dzieci są w tej samej grupie.”

Pewnego dnia Weronika przyszła po swojego Stasia i spotkała Kasię. Wyszły razem, postanowiły pójść z chłopcami do parku. Gdy szły ulicą, Bartek zapytał matkę:

„Mamo, a wujek Tomek dziś przyjdzie? Wczoraj przyniósł mi te pyszne chipsy.”

Kasia nie odpowiedziała, tylko zarumieniła się lekko. Weronikę zastanowiło co to za wujek Tomek, skoro jej mąż też miał na imię Tomek?

Przypomniała sobie, iż wieczorem mąż pojechał do brata podobno kupili nowe meble, a on miał pomóc w transporcie. Wrócił koło północy, tłumacząc, iż zeszło się na pogawędkę.

„E, przecież mężczyzn o imieniu Tomek jest mnóstwo” odsunęła natrętne myśli. „Tylko dziwne, bo Kasia przecież ma męża.”

Zauważyła też, iż Kasia sięgnęła po telefon, ale ten był rozładowany.

„Kasia, weź mój, jeżeli potrzebujesz zadzwonić.”

„Nie, nie pilne. Naładuję w domu.”

Do parku nie doszły. Kasia nagle złapała Bartka za rękę i oznajmiła:

„O rany, zapomniałam! Musimy wpaść do mamy, więc park odpada.” I czym prędzej odeszła.

Weronika stała zdezorientowana.

„No to my też wracamy” powiedziała do Stasia.

Przez całą drogę rozmyślała o Kasi. Nagle przypomniała sobie, jak Tomek zawsze zachwycał się nią. Gdy przyjaciółki przychodziły w gości, często coś przynosiły. Kasia zawsze piekła miodownik.

„Kasi miodownik wychodzi wyborny” chwalił Tomek, choćby przy niej, a Kasia promieniała.

„Twój mI wtedy Weronika zrozumiała, iż Zosia miała rację, a jej życie bez Tomka, choć bolesne na początku, z czasem stało się spokojniejsze i pełniejsze, bo otoczyła się ludźmi, którzy naprawdę ją kochali i szanowali.

Idź do oryginalnego materiału