Powyższy fragment pochodzi z ważnej dla mnie książki, która miała mnie przygotować na opanowanie złości w macierzyństwie. Częściowo pewnie się to udało, publikacji i mnie samej, bo w złości największą pracę wykonujemy sami.
Dlaczego częściowo? Ponieważ ten proces trwa i nie wydaję mi się, by kiedykolwiek miał zostać zakończony. Praca nad emocjami, bez względu na to, czy jesteśmy rodzicami, czy nie, jest bezterminowa. Nigdy nie dojdziemy do ideału, ponieważ on nie istnieje.
Co z tą złością?
I to jest ta najtrudniejsza część. Jak świadomie kontrolować coś tak pierwotnego jak tryb walki, kiedy adrenalina zaczyna krążyć w naszym ciele?
Szukamy tych metod, by nie krzywdzić. Kilka cennych wskazówek na swoim koncie opublikowała matka dwóch dziewczynek, socjolożka, autorka, Zuza Skrzyńska.
Mówi o trzech krokach:
1. Kiedy czujesz, iż za moment zaczniesz krzyczeć, staraj się przekierować intencje tak, by krzyczeć o sobie, a nie na dziecko, np. "Jestem tak zła, iż muszę to wykrzyczeć", zamiast wprost do dziecka: "To wszystko twoja wina!".
2. Nie dotykaj dziecka!
Bardzo ważna część słów Skrzyńskiej. Nie dotykaj, ponieważ w twoim ciele podnosi się poziom hormonów stresu, a to oznacza, iż twoje ruchy będą bardziej gwałtowne, twoja siła większa. A z tej płaszczyzny już niewielki krok dzieli cię od przemocy fizycznej.
3. Weź odpowiedzialność za swoje zachowanie.
Nie jesteś w stanie zagwarantować dziecku ani sobie, iż nigdy nie krzykniesz. Jesteśmy jednak w stanie jako dorośli wziąć za ten krzyk pełną odpowiedzialność. Uspokoić się, a potem wrócić do dziecka i z pokorą przeprosić za wybuch. Zapewniając, iż nasza złość nie jest ich winą.
Na końcu bowiem zawsze jedynymi osobami odpowiedzialnymi za nasze emocje, jesteśmy my sami.