— Mamo, no co nowego może się u mnie wydarzyć w jeden dzień? Po co w ogóle dzwonić codziennie? — powiedział spokojnie, ale chłodno mój syn. Mój jedyny, ukochany syn.
Te słowa utkwiły mi w sercu jak nóż. Szłam wtedy przez park z przyjaciółką — Wandą Stanisławową. Często razem spacerujemy, dzielimy się radościami, smutkami, naszymi dolegliwościami. Zwykłe rozmowy dwóch starszych kobiet. Nagle zadzwonił jej telefon, odeszła, rozmawiała z dziesięć minut i wróciła promieniejąca.
— Synowa dzwoniła, wyobrażasz sobie? Wnuczkowi pierwszy ząbek wyszedł! Zobaczyła, jak go karmiła. Starsza wnuczka później zęby pokazywała, a ten wcześniej, wyobraź sobie? Tak się martwiliśmy! Po spacerze pójdę do sklepu, kupię tort i odwiedzę ich — będziemy świętować. Sama mnie zaprosiła.
— I tak długo o tym rozmawiałyście? — spytałam z zazdrością w głosie.
— Nie tylko o ząbku. O życiu, o rodzinie, o różnych błahostkach. Z synową gadamy prawie codziennie. Z synem też się odzywamy — zawsze znajdzie chwilę. A z synową potrafimy zaczynać od jednego tematu, a skończyć na zupełnie innym. choćby nie pamiętam, od czego zaczęłyśmy. Mamy taką relację, jak z najbliższymi.
A ja nie mam. U mnie jest zupełnie inaczej…
Mój syn mieszka z rodziną w tym samym mieszkaniu, które mu zostawiłam, gdy wyprowadziłam się na wieś, do mojego zmarłego męża. Ma pracę, żona jest na urlopie macierzyńskim z córeczką. Nigdy nie było między nami konfliktów — wszystko było spokojne, grzeczne. Ale też nie było bliskości. A gdy próbuję ją budować, uderzam w zimny mur.
— Mamo, wszystko po staremu. Pracowałem, jadłem, spałem. Żona w domu, wszystko w porządku. Po co dzwonić codziennie? — i na tym kończyłem się rozmowa.
Nie dzwonię od rana do wieczora. Nie nachodzę. Chcę tylko wiedzieć, jak im się wiedzie. Jak rośnie wnuczka. Jak zdrowie. Ale gdy dzwonię — syn odkłada słuchawkę: „Zajęty”. Albo odpowiada oschle, z irytacją. A jeżeli uda mi się dodzwonić do synowej — usłyszę tylko „tak”, „nie” i „wszystko w porządku”. Ani odrobiny ciepła.
Idę z przyjaciółką — ona po drodze do sklepu, kupi tort, pójdzie do swojej synowej w odwiedziny. U nich święto. A u mnie — cisza. choćby nie wiedziałam, kiedy mojej wnuczce wyszedł pierwszy ząbek. Dowiedziałam się później, od osób trzecich. Nie powiedzieli mi. Nie zaprosili. Moje delikatne sugestie, żeby wpaść — są ignorowane. Jakbym mówiła do ściany.
Pewnego dnia postanowiłam zebrać się na odwagę. Upiekłam szarlotkę, ubrałam najlepszą sukienkę i poszłam bez uprzedzenia. Synowa otworzyła drzwi z miną pełną zaskoczenia. Zjedliśmy ten placek, owszem… ale atmosfera była napięta. Chłodna. Jakbym przyszła nie do domu, tylko do obcych ludzi. Później syn podszedł do mnie i cicho, niemal z przeprosinami, powiedział:
— Mamo, następnym razem uprzedź, zanim przyjdziesz.
Uprzedzać? Do własnego mieszkania? Do syna? Do wnuczki? Do rodziny, dla której poświęcałam całe życie? W ponieważ o sobie, by jemu było lepiej. A teraz — jestem obca. Niepotrzebna.
Przez dwa miesiące dzwoniłam, żeby umówić się na spotkanie z wnuczką. Zawsze były powody — „chore”, „nie w porę”, „niewygodnie”. A potem okazało się, iż rodzice synowej mieszkają za granicą i choćby przez wideorozmowę nie widują wnuczki. Ale ich córka, moja synowa, nie tęskni. Nie spieszy do nich. Rozumiem — ona też jest taka chłodna. A syn? Mój syn stał się taki jak ona. Odcięty.
— Mamo, ty ciągle narzekasz. Nic ci się nie podoba. Psujesz mi humor tymi rozmowami. Masz przecież przyjaciółki — no to z nimi gadaj. Po twoich telefonach nie mogę się zebrać. I w ogóle — o czym rozmawiać codziennie? — rzucił kiedyś prosto w twarz. Bez skrupułów. Bez współczucia.
I teraz siedzę sama w cichym mieszkaniu. Bez telefonów, bez gości, bez tortu i bez wnuczki. Wiem, iż jeżeli coś mi się stanie, on choćby się nie dowie. Chyba iż ktoś z moich znajomych domyśli się, żeby do niego zadzwonić. Moja przyjaciółka żyje życiem swoich dzieci i wnuków, a ja — wspomnieniami o tym, jak kiedyś miałam syna, który mówił mi „mamo” z miłością… a teraz tylko prosi, żebym nie dzwoniła.
I tak żyję. W ciszy. Z bólem. Dzisiaj znów nie zadzwonił. A ja, mimo wszystko, wciąż czekam. Może jutro… Może kiedyś zrozumie. Ale czasu zostało już niewiele. I ta myśl boli najwięcej.