Klasowa trójka naiwnych
"Nie jest żadną wielką tajemnicą, iż nikt nie lubi zgłaszać się do trójki klasowej. Gdy tylko przychodzi ten niezręczny moment na zebraniu i wychowawczyni pyta, kto chciałby zostać przewodniczącym, kto zastępcą, a kto skarbnikiem, nagle wszyscy się kurczą i jakby mogli, weszliby pod stolik.
W przedszkolu trafiliśmy na mamę, która będąc w trójce, była dosłownie w swoim żywiole. Potrafiła ogarnąć i załatwić wszystko. Miała z tego dużo satysfakcji, a nasze dzieci na tym bardzo dużo skorzystały. Grupa sama w sobie była zdyscyplinowana w podejmowaniu decyzji, zbiórkach czy angażowaniu się w życie przedszkolne. Niestety w szkole już tak nie jest.
Gdy syn poszedł do pierwszej klasy, chętnych do trójki nie było. Po długim milczeniu zgłosiły się dwie osoby. Stwierdziłam, iż i może ja się zaangażuję. Zawsze byłam aktywną mamą w przedszkolu, choć żadnej oficjalnej funkcji do tej pory nie pełniłam. I tak oto zaczął się mój horror!
To nie może być trudne
Przypadła mi rola skarbnika. Pomyślałam, iż zbieranie pieniędzy wcale nie musi być takie trudne. W rzeczywistości okazało się, iż to najgorsza z funkcji w klasowej trójce. Rodzice z klasy syna są absolutnie niezdyscyplinowani. Wszyscy chętni na składki, wspólne wyprawki, wycieczki i inne atrakcje dla dzieci, ale by zapłacić w terminie... nie ma nikogo.
Na zebraniu ustaliliśmy, iż nie ma co się rozdrabniać. Lepiej zebrać większą kwotę na raz i nią dysponować. Pierwsza składka zebrała się choćby sprawnie i po 2 miesiącach upominania i błagania w końcu wszyscy zapłacili. Niestety pieniądze gwałtownie się rozeszły, bo było pasowanie, Dzień Chłopaka, Dzień Nauczyciela, no i wspólna wyprawka plastyczna. I wtedy zaczęły się schody. Rodzice chyba byli przekonani, iż pieniądze ze składki w cudowny sposób będą się namnażać.
Każda kolejna zbiórka to koszmar. Niby wszyscy chętni na jakąś aktywność dla dzieci, ale po mailu z kwotą, kasę przelewało dosłownie 5 osób. Po każdym kolejnym upomnieniu, następne 2-3 osoby. Potem kontakt indywidualny i dopraszanie się o pieniądze i tak bez końca. To bardzo frustrujące i stresujące.
Niekończąca się historia
Po pierwsze są jakieś terminy na zaliczki i opłacenie wycieczek. Nie wiadomo, czy ktoś nie chce, by dziecko jechało, a może ktoś ma jakąś wyjątkową sytuację i nie może zapłacić. Ale choćby takich informacji zwrotnych brak. Jednak po roku pełnienia funkcji skarbnika jestem przekonana, iż generalnie to olewczy stosunek do tematu.
Po drugie ja nie jestem niczyją sekretarką czy niańką. Powinnam zebrać pieniądze i przekazać je dalej i niczym się więcej nie przejmować. Tymczasem ja tracę dużo czasu i energii na przypominanie i upominanie się o to, by rodzice w końcu zapłacili za swoje dziecko. Jak po kilku tygodniach uda się dopiąć jedną zbiórkę, to zaczyna się kolejna i tak bez końca. Ubiegły rok mnie wykończył.
Są osoby, które traktują mnie jak prywatną asystentkę, której to zadaniem jest pilnowanie szkolnych spraw ich dziecka. Nigdy nie ma słowa 'przepraszam'. Za to jest: 'no wiesz, ja dużo pracuję', 'taki zarobiony jestem', 'miałam tyle spraw, iż nie miałam do tego zupełnie głowy'. Tłumaczenie, które absolutnie nie ma na celu okazania skruchy, a jedynie odbicie piłeczki i pokazanie, jak ważna jest jej/jego praca... ważniejsza od mojej, od mojego czasu wolnego, mojego zdrowia, bo to naprawdę dużo nerwów mnie kosztuje.
Jeszcze nie wybraliśmy nowej trójki, więc do tego czasu pełnię starą funkcję. Muszę już zorganizować dwie zbiórki... I oczywiście już każdy zarobiony, zalatany i to ja mam za nich pilnować terminów. Trójka klasowa to nie podwykonawca czy pracownik, który coś musi i od którego rodzice mogą wymagać, bo mu płacą. To ochotnicy, którzy mają także swoją pracę, sprawy obowiązki, zmartwienia i rodziny. To osoby, które poświęcają swój prywatny czas i energię na sprawy klasowe.
Nie chcesz być w trójce klasowej? Spoko, wystarczy, iż zapłacisz za zbiórkę czy wycieczkę od razu, gdy odbierzesz pierwszego maila w tej sprawie. Czy to naprawdę tak wiele?".