«Już nikomu nic nie jesteś winna. Tylko swojemu dziecku…»
Miała rzadki dzień wolny, więc Barbara postanowiła sprawić najbliższym małą przyjemność. Po krótkim namyśle wybrała szarlotkę — ulubione ciasto całej rodziny. Gdy zajrzała jednak do szafki, okazało się, iż zabrakło mąki. Włożyła więc płaszcz, zamknęła dom na klucz i ruszyła do najbliższego sklepu. Nikogo nie było w domu — mąż z synami pojechali do rodziców do pobliskiej wsi, a córka, jak Barbara dobrze wiedziała, została w mieście.
Lecz gdy wróciła z zakupami, od razu poczuła niepokój — ktoś był w domu. I nie byle kto: w przedpokoju stały buty Ewy. Serce ścisnęło się jej w piersi. Cicho postawiła torby w kuchni, podeszła do pokoju córki i… zastygła w bezruchu. Na łóżku, skulona w kłębek, łkała jej Ewunia.
Najpierw Barbara straciła głowę, ale gwałtownie się opanowała. Usiadła przy córce, pogłaskała ją po włosach. Ewa, łkając, zaczęła opowiadać. O tym, jak poznała Krzysztofa, jak przysięgał jej miłość, jak byli razem prawie rok. I jak nagle wszystko się zawaliło.
Gdy Ewa dowiedziała się o ciąży, najpierw się ucieszyła — przestraszyła, ale jednak ucieszyła. Postanowiła najpierw porozmawiać z Krzysztofem, a dopiero potem powiedzieć rodzicom. ale on przeraził się bardziej. Znacznie bardziej. Po prostu zniknął — nie odbierał telefonów, usunął ją z mediów, jakby nigdy nie istniała.
— Mamo — szlochała Ewa — tylko się nie gniewaj… Nie chciałam tego ukrywać. Myślałam, iż będzie inaczej…
Barbara milczała. ale nie ze złości. Z bólu. Z gniewu za córkę. Przytuliła Ewę i powiedziała cicho:
— Nie jesteś mi nic winna, rozumiesz? Tylko swojemu dziecku. A resztę rozwiążemy. Razem.
Wieczorem, gdy wrócił Jan z synami, Barbara opowiedziała mężowi, co się stało. Długo milczał. W końcu spojrzał na córkę, na żonę — i uśmiechnął się:
— No, Basiu… Wiesz, iż zawsze marzyłem o trzeciej córeczce. Nie wyszło — to chociaż wnuczka będzie. A może i wnuk. I tak to szczęście. Może niespodziewane, może trudne. Ale nasze.
Barbara odetchnęła z ulgą. Jan był prostym, ale pewnym człowiekiem. Ewa uśmiechnęła się przez łzy. Tego wieczoru zasiedli do kolacji już wiedząc, iż niedługo w ich domu przybędzie jeszcze jeden członek rodziny.
Na rodzinnym zebraniu postanowili: Ewa weźmie urlop dziekański, a po porodzie wróci na studia. Jan stanowczo zabronił szukać Krzysztofa:
— Taki zięć nam nie potrzebny. Uciekinierów do rodziny nie przyjmujemy.
Wszyscy się z tym zgodzili.
Lecz, jak to często bywa, wieś zaczęła huczeć. Szepty: „Przywlokła pod sukienką”, „Od żonatego”, „Sama sobie winna”. Nikt nie mówił tego wprost, ale Barbara czuła — plotkują.
Pewnego dnia w sklepie podeszła do niej miejscowa plotkarka — Genowefa.
— Witaj, Basiu. Słyszałam, twoja Ewa w ciąży, co? Od kogo choćby? Czy sama nie wie?
Barbara spokojnie położyła przed nią paczkę świec.
— Żeby ci jaśniej było zaglądać, skąd się co bierze. Bo ja u córki niczego w sukience nie widziałam. A ty może przy świetle lepiej zobaczysz.
Kobiety w kolejce parsknęły śmiechem. Genowefa zbladła i więcej się nie odezwała.
Ewa urodziła dziewczynkę. Nazwali ją Kingą. Jan nie posiadał się z radości. Dwa lata później Ewa wyszła za mąż za dobrego człowieka, który przyjął dziecko jak własne. Żyli długo i szczęśliwie — w miłości i wzajemnym szacunku.
Tak, jak powinno być w prawdziwej rodzinie.