„Ty mi jesteś nikim i nie muszę cię słuchać!” – znów rzuciła mi córka mojego męża.
Pięć lat temu, jako Marta, wyszłam za mąż za Krzysztofa, i od tamtej pory życie w małym miasteczku pod Poznaniem zamieniło się w nieustanną walkę o domowy spokój. Krzysztof ma córkę z poprzedniego małżeństwa, czternastoletnią Kingę, którą często odwiedza i wspiera finansowo. Nigdy nie miałam nic przeciwko ich kontaktom – wręcz przeciwnie, z jego byłą żoną, Aleksandrą, nawiązałyśmy niemal przyjacielskie relacje. Ale Kinga, z jej nastoletnim buntem, stała się dla mnie prawdziwym wyzwaniem, a jej słowa „ty mi jesteś nikim” bolą jak nóż za każdym razem.
Aleksandra to rozsądna kobieta. Gdy chce, żeby Kinga u nas odwiedziła, zawsze dzwoni wcześniej i pyta, czy nam pasuje. Czasem po prostu gadamy przez telefon jak koleżanki. Nie ma do Krzysztofa żalu – po rozwodzie zostawił jej mieszkanie kupione podczas ich związku, a swoją część przepisał na Kingę. My z Krzysztofem i naszym dwuletnim synem, Piotrusiem, mieszkamy w moim dwupokojowym mieszkaniu. Krzysztof utrzymuje rodzinę, a ja jestem na macierzyńskim, zajmując się malcem. Ale gdy Kinga pojawia się u nas, zaczyna się chaos, którego już nie mogę znieść.
Ostatnio Kinga zaczęła mieć typowo nastoletnie problemy. Aleksandra wyszła za mąż, a jej nowy mąż, Wojtek, wprowadził się do nich. Na początku Kinga była zachwycona, ale gwałtownie zaczęła się buntować. Gdy Wojtek prosił ją, żeby po sobie posprzątała, odgryzała się: „Nie jesteś moim ojcem, nie rozkazuj mi!” Choć Wojtek starał się być wyrozumiały, dawał prezenty, był cierpliwy, Kinga go odrzucała. Zupełnie przestała się słuchać: naczynia brudne, śmieci nieswynoszone, na każdą prośbę – opryskliwa odpowiedź. Podczas kolejnej awantury oświadczyła Wojtkowi: „To mieszkanie mamy, tu ty jesteś nikim!” Krzysztof, gdy się dowiedział, wpadł w szał – przecież wynajmują jego mieszkanie, a z tych pieniędzy utrzymują całą rodzinę. Aleksandra przywołała Kingę do porządku, a ta, wśród łez, zadzwoniła do taty, błagając, żeby zabrał ją do nas.
Nie protestowałam. Piotruś śpi w naszym pokoju, a w salonie jest rozkładana kanapa na takie okazje. Zadzwoniłam do Aleksandry, żeby zapytać, co o tym myśli. Zgodziła się, ale ostrzegła: „Jeśli Kinga będzie niegrzeczna, od razu daj znać”. Kinga przyjechała przygnębiona, ale gwałtownie się rozgościła i zaczęła robić, co jej się podoba. Ignorowała moje prośby, obrażała się na każdą uwagę. Brudne talerze, nieposłane łóżko, ubrania porozrzucane po całym pokoju, a ona tylko godzinami gadała przez telefon z koleżankami. Czułam, jak wściekłość we mnie narasta, ale dla Krzysztofa starałam się zachować spokój.
W końcu nie wytrzymałam i poprosiłam męża, żeby porozmawiał z córką. „Ona mnie w ogóle nie słucha” – powiedziałam. Krzysztof próbował, ale Kinga tylko machnęła ręką. Gdy raz jeszcze zwróciłam jej uwagę, żeby posprzątała po obiedzie, wybuchnęła: „Ty mi jesteś nikim i nie muszę cię słuchać!” Serce mi się ścisnęło z bólu. Ledwo powstrzymałam łzy i odparłam: „Jestem żoną twojego ojca i gospodynią w tym domu. Jesteś tu tylko dlatego, iż ja na to pozwoliłam. Nie odzywaj się do mnie w ten sposób!” Kinga wypadła z kuchni, trzasnąwszy drzwiami. Nic się nie zmieniło – dalej zachowywała się, jakbym była powietrzem.
Poradziłam się Krzysztofa i zadzwoniłam do Aleksandry. „Myślałam, iż choć ojca posłucha” – westchnęła. „Przywoźcie ją z powrotem. Macie już tyle na głowie z małym”. Krzysztof oznajmił Kindze, iż odwiezie ją do mamy. W milczeniu spakowała swoje rzeczy, a potem rzuciła się do telefonu, żeby zadzwonić do babci, narzekając, iż „wszędzie ją wyrzucają”. Ale teściowa, Genowefa, wcale jej nie broniła. Jak później opowiedziała Aleksandra, Kinga liczyła, iż babcia zabierze ją do siebie, ale ta sama niedawno zaczęła nowy związek i nie ma ochoty zajmować się wnuczką. Teraz Kinga ma karę: ściśle określone obowiązki domowe.
Aleksandra mnie rozumie i działamy jak zgrany duet. Ale teściowa tylko dolewa oliwy do ognia. „Biedna Kinga! Wszyscy ją porzucili! Tata ma nową żonę, mama – męża, nikt o dziecko nie dba!” – lamentowała. Nie wytrzymałam: „No tak, zwłaszcza babcia, której własne życie jest ważniejsze od wnuczki”. Genowefa rozłączyła się, ale już mi to nie przeszkadza. Najważniejsze, iż Krzysztof i Aleksandra stoją po mojej stronie. Kinga choćby zadzwoniła wczoraj, przeprosiła, obiecała poprawę. Ale ból po jej słowach nie mija. Chciałam być dla niej jak matka, przyjęłam ją jak własną, a ona wciąż mnie odtrąca. Serce mi pęka: chcę spokoju w rodzinie, ale nie wiem, jak dotrzeć do Kingi. jeżeli znowu rzuci mi „ty mi jesteś nikim”, nie wiem, czy się powstrzymam…