Pani Ania, 29-latka z Lublina w rozmowie z eDziecko mówi wprost: - Osoby bezdzietne, takie jak ja, totalnie nie nadążają za tym, co dzieciom się teraz kupuje w prezencie. Nie wiem, mam wrażenie, iż jak ja byłam dzieciakiem, to cieszyłam się ze wszystkiego, co dostałam. Mam dwóch chrześniaków: 15 i 7 lat. Ten 15-letni jeżeli dostanie coś, co nie do końca jest w jego guście, to podziękuje. Nie da po sobie poznać, iż może chciałby coś innego, ale ten mały, to wprost rzuci, iż "co to jest?", "po co mi to?", czy coś w tym stylu.
REKLAMA
Po chwili dodaje: - I już dla świętego spokoju i żeby te dzieci były zadowolone, po prostu pytam siostrę, co oni tam mają na tych swoich listach urodzinowych. Często choćby nie ogarniam, co im kupuję, chyba jestem stara - dodaje z uśmiechem.
Zobacz wideo Gwiazdy bawiły się na urodzinach Lary Gessler
Gotowa lista prezentów
Podobną historię opowiada nam pani Tamara: - Mój mąż ma dwóch bratanków, jeden ma 8 lat, a drugi 14. Zawsze pyta ich rodziców, co by miał im kupić, bo oni wiedzą najlepiej albo mają już gotową listę prezentów tego, co kto w rodzinie kupuje. Starszego chłopca to zresztą od pewnego czasu sam pyta i on zawsze ma gotową odpowiedź, a choćby kilka. I to jest w sumie wygodna opcja. Może i dzieciak nie będzie miał niespodzianki, jak już wie, co dostanie, ale przynajmniej będzie zadowolony - wspomina.
Jeszcze nie tak dawno cieszyliśmy się z drobiazgów, dosłownie ze wszystkiego. W paczkach rozdawanych w szkole mandarynki były rarytasem, a pluszak, kredki czy książka potrafiły sprawić, iż oczy świeciły się z radości. Dziś, żeby wywołać podobny efekt, trzeba się naprawdę nagimnastykować.
Pani Anna, mama dwóch córek wspomina z rozrzewnieniem: - Pamiętam, ile euforii sprawił mi kiedyś zestaw kredek i mazaków. To była magia! A teraz moje dzieci oczekują niemalże gwiazdki z nieba. Czasem mam wrażenie, iż zwykły prezent już nie wystarczy, iż wszystko musi być wyjątkowe, viralowe, najlepiej takie, jak mają inne dzieci w klasie.
"Już choćby nie próbuję zgadywać"
Pani Katarzyna, mama 12-letniego chłopca, przyznaje, iż długo starała się robić synowi niespodzianki. - Co roku kombinowałam. Chciałam, żeby było coś wyjątkowego, żeby się ucieszył, żeby był efekt "wow". Przeglądałam internet, podpytywałam znajomych, dwoiłam się i troiłam. Ale i tak rzadko kiedy trafiałam w punkt. Raz prezent był "za dziecinny", innym razem "nie ten model" - wspomina.
- W końcu odpuściłam. Od jakiegoś czasu po prostu daję mu pieniądze, żeby odkładał na to, co naprawdę chce. Może to mniej emocji, ale przynajmniej on jest zadowolony, a ja nie muszę się zastanawiać, co znowu zrobię nie tak - dodaje na zakończenie rozmowy.
Zamówienie, a nie niespodzianka
Rodzice i bliscy coraz częściej przyznają, iż prezent wręczany dziecku we współczesnych czasach, to coraz częściej realizacja "zamówienia" niż niespodzianka. Gotowe listy życzeń, konsultacje z rodzicami, ustalanie, kto co kupuje - a wszystko po to, by dziecko było zadowolone. Ale gdzieś po drodze ginie ten dawny dreszczyk emocji, kiedy liczyło się nie to, co dostaniesz, ale iż ktoś o tobie pomyślał.
A Ty, jakie masz zdanie w tym temacie? Masz ochotę podzielić się z nami swoją historią? Napisz do mnie na adres: klaudia.kierzkowska@grupagazeta.pl













