Nie ma nic gorszego na świecie…

polregion.pl 2 dni temu

Nie ma nic straszniejszego na świecie…

– No więc, u Igora wszystko w porządku. Wypisuję go do przedszkola. – Lekarka podała Alicji zaświadczenie. – Nie choruj więcej, Igor.

Chłopiec skinął głową i spojrzał na mamę.

– Chodźmy. – Alicja wzięła syna za rękę, a w drzwiach odwróciła się. – Do widzenia.

– Do widzenia – powtórzył za nią Igor.

W korytarzu Alicja posadziła syna na krześle i poszła do szatni po kurtki. Igor wesoło wymachiwał nogami i z ciekawością przyglądał się innym dzieciom. Gdy się ubrali, Alicja zawiązała synowi szalik.

– Jutro do przedszkola. Tęskniłeś? – spytała.

– Jasne! – uradowany odparł Igor.
Wyszli z przychodni i ruszyli przez zaśnieżoną ulicę na przystanek autobusowy.

– Mamo! Maaamo… – Igor szarpnął za rękę zamyśloną Alicję.

– Co? – oderwała się od myśli, iż jutro wreszcie wróci do pracy, iż życie znów zacznie toczyć się normalnym rytmem.

Podążyła wzrokiem za synem i zobaczyła kobietę z otwartym wózkiem. Siedział w nim chłopiec w rozmiarze Igora, z otwartymi ustami, po których spływała ślina, i pustym wzrokiem.

Alicja natychmiast odwróciła oczy.

– Mamo, czemu ten chłopiec jeździ w wózku? Przecież jest duży. – Cicho spytał Igor.

– Jest chory – odparła krótko.

– Ale ty mnie nie woziłaś w wózku, jak byłem chory? – nie ustępował syn.

– Chodźmy już. On jest inaczej chory. – Alicja spojrzała na oddalającą się kobietę z wózkiem i pociągnęła syna na przystanek.

Od kiedy urodził się Igor, nie mogła patrzeć na chore dzieci, mimowolnie przenosząc ich sytuację na siebie. Żal ściskał jej serce. Na matki patrzyła z współczuciem. Zostawały same z chorymi dziećmi. Mężowie często nie wytrzymywali i odchodzili. Dobrze, jeżeli miały bliskich w pobliżu.

A czy ona dałaby radę? Wzięłaby na siebie ten ciężar? Czy może oddałaby dziecko do domu małego dziecka? Swojego Igora? Nie, nigdy. choćby myśleć o takim wyborze było przerażające.

Jechali autobusem do domu, a Alicja wspominała…

***

Była sympatyczną i wesołą dziewczyną. Spotykała się z mężczyznami, ale nie spieszyła się do ślubu, a o dzieciach jeszcze nie myślała. Ale czas mijał, koleżanki wszystkie już wyszły za mąż, niektóre choćby nie raz, a u niektórych dzieci chodziły już do szkoły. Rodzina i znajomi pytali ją, czy już wyszła za mąż, i dziwili się, słysząc odpowiedź.

Z czasem i ona zapragnęła rodziny, dzieci. Zrozumiała, iż jest gotowa prać i gotować dla ukochanego męża, zajmować się maluszkiem, spacerować z wózkiem wśród innych mam. Ale ci mężczyźni, którzy jej się podobali, byli żonaci lub, mając za sobą nieudane małżeństwo, nie spieszyli się do nowego związku. A ci, którym podobała się ona, nie byli jej typu. Wieczna historia niedopasowania.

Aż pewnego dnia Alicja spotkała jego. Nie pasował do jej wyobrażenia wymarzonego mężczyzny, nie jej typ, jak to mówią. Ale wszystkie przyjaciółki i mama w jeden głos powtarzały, iż już czas, iż jeżeli teraz nie wyjdzie za mąż, to nigdy nie wyjdzie. Czas ucieka, trzeba rodzić, a ona wciąż wybiera. A ona nie wybierała. Po prostu nie układało się.

Przyszły mąż mówił o miłości, o dzieciach, planował wspólne życie, zrobił piPotem objął mocno syna i uśmiechnął się, wiedząc, iż najważniejsze to mieć go przy sobie – zdrowego i szczęśliwego.

Idź do oryginalnego materiału